-Co tak głośno? -otwieram delikatnie oczy i mruczę sama do siebie. Patrzę na okno i co widzę? Sowę! Ciekawe po co przyleciała... podchodzę do okna i wpuszczam sówkę do pokoju, ona posłusznie siada na parapecie i wystawia nóżkę żebym mogła odwiązać list. Szybko rozrywam kopertę i czytam:
Droga Panno Turner,
Dziś o godzinie dwunastej w południe
do pani domu przyjedzie jeden z pracowników naszej szkoły,
aby zaprowadzić panią na ulicę Pokątną, aby zakupić rzeczy
potrzebnę do nauki w naszej szkolę.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagall
No tak! Kompletnie zapomniałam o zakupach. Która jest godzina? -mówię do siebie w myślach.
Patrzę na zegarek, jest dopiero Ósma. Chyba trzeba powiedzieć rodzicom o zakupach.
Szhodzę na dół i wbiegam do kuchni, gdzie mama szykuje już śniadanie.
-Mamo... co robisz dzisiaj o godzinie dwunastej?
-Mam ważne spotkanie o umowę do nowej pracy. A dlaczego się pytasz?
-No... właśnie dostałam list z Hogwartu, w którym jest napisane, że dzisiaj przyjdzie do nas ktoś ze szkoły i zaprowadzi nas na ulicę Pokątną żebym mogła kupić rzeczy potrzebne do szkoły.
-Możesz iść sama. Tylko uważaj!
Zauważyłam, że mamy już tak bardzo nie przeraża to, że jestem czarodziejką.
Co minutę patrzyłam na zegarek, jakby to miało przyspieszyć czas.
-8:30- idę na śniadanie ( i spoglądam na zegarek).
-9:00- leżę na kanapie i czytam książkę (i spoglądam na zegarek)
-10:00- czytam po raz kolejny list z Hogwartu
-10:01- zapomniałam popatrzeć na zegarek, robię to.
-11:00- jeszcze tylko godzina! Przeliczam moje pieniądze na galeony, knuty i sykle (spoglądam na zegarek)
-11:30- siedzę w przedpokoju przed drzwiami wejściowymi i czekam (nie odrywam oczu od zegarka)
-12:00- dzwonek do drzwi!
Podbiegam do drzwi i otwieram je, a w nich stoi największy człowiek (człowiek?) jakiego w życiu widziałam. To nie kto inny jak HAGRID! Stoję przed drzwiami z otwartymi ustami, nie wiem co powiedzieć. Po chwili Hagrid odzywa się pierwszy.
-Felicity Hope Turner?
-T-tak, to ja.
-Poproszono mnie abym zaprowadził cię na ulicę Pokątną.
-Ach... no tak. Dostałam zawiadomienie.
-To co, gotowa?
-Tak. -wychodzę z domu i czuję nadchodzącą falę radości.
-O cholibka! Przeca się nie przedstawiłem! Jestem Hagrid strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie.
-Och, bardzo mi miło Hagridzie. Wiele o tobie czytałam. Ja jak już wiesz jestem Felicity.
-Naprawdę czytałaś? Gdzie?
-No w książkach autorstwa pani Rowling.
-Aa...masz na myśli tę mugolaczkę? Znałem ją, chodziła kiedyś do Hogwartu ale niestety za dużo mówiła o społeczności czarodziejów i ci goście z Ministerstwa Magii musieli wyczyścić jej pamięć. Oczywiście zanim to zrobili napisała o nas książki. Ale na szczęście mugole w to raczej nie wierzą.
-Naprawdę?- zaskoczyło mnie to co Hagrid powiedział o Joanne Rowling.
Weszliśmy do metra. Ludzie cały czas patrzyli się na mnie i na Hagrida. Z resztą nic dziwnego. Wyszliśmy z metra i przed nami pojawiła się ruchoma ulica pełna różnych sklepów. Skierowaliśmy się w stronę zniszczonego lokalu, którego nikt nie zauważał. Weszliśmy, a ja od razu poznałam gdzie jesteśmy. To był Dziurawy Kocioł.
-O! Hagridzie! Skusisz się na szklaneczkę czegoś mocniejszego?- zawołał w naszą stronę barman (jak sądzę Tom).
-Nie, dzięki Tom. Odprowadzam nową uczennicę na Pokątną, a później spotykam się ze znajomymi. Może innym razem!
Przeszliśmy przez tylne drzwi baru i przed nami stał mur. Hagrid wyjął zza pazuchy swoją różową parasolkę i zastukał nią parę razy w mur. Nagle otworzyło się przejście, a przed nami, jakby dopiero wyrosła z pod ziemi- zatłoczona uliczka.
-No Felicity, witaj na ulicy Pokątnej!
W tym momencie chyba byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi.
-Najpierw pójdziemy do Banku Gringotta żeby wymienić mugolskie pieniądze.
Ruszyliśmy w stronę ogromnego marmurowego budynku, którego musiały podtrzymywać jakieś silne czary, bo już dawno by się zawalił. Hagrid wydawał się być czymś zaskoczony.
-Jesteś niesamowita. Widzę, że to wszystko cię fascynuję, a jednak nie zadajesz żadnych pytań jakbyś już to wszystko znała.
-Bo znam Hagridzie.- dumnie odpowiadam.
Mój towarzysz chyba wolał nie wnikać, no nie zadawał już więcej żadnych pytań.
Wnętrze Banku Gringotta było zarówno niesamowite, jak i tajemnicze. Pełno pajęczyn na żyrandolach, ścianach i suficie. A na środku kilka marmurowych biurek. Przy każdym z nich siedziały bardzo dziwne stworzenia- Gobliny. Podeszliśmy do stanowiska znajdującego się najbliżej wejścia.
-Dzień dobry, chciałbym wymienić pieniądze.
Stwór spojrzał na Hagrida z wyższością.
-Poproszę pieniądzę na wymianę. -powiedział i wystawił swoją rękę z długimi szponami.
-Podaj mi swoje pieniądzę Felicity. Wyjęłam z mojego portfela kilka banknotów i drobnych pieniędzy i dałam je mojemu przewodnikowi, a on podał te pieniądze Goblinowi.
Po chwili dostałam sporą i ciężką sakiewkę.
Wyszliśmy z banku i zauważyliśmy sporą grupkę osób.
-Hej Hagrid!- zawołał mężczyzna w okularach, który trzymał za rękę rudowłosą kobietę. Po chwili dotarło do mnie, że to Harry Potter. Obok Harry'ego i Ginny stała jeszcze jedna rudowłosa postać- Ron Wealsey i jego żona Hermiona, którzy rozmawiali z pięcioosobową grupką dzieci. Nagle wszyscy się odwrócili i pomachali w naszą stronę. Widziałam, że Hagrid bardzo chce do nich podejść.
-Hagridzie, możesz iść do swoich znajomych. Ja sobie poradzę, naprawdę.
-Nie mogę. Muszę cię oprowadzić i to zrobię, chodźmy.
-Nie! Ja naprawdę sobie poradzę. No idź.-powiedziam z zaczęcającym uśmiechem.
-No dobrze. Ale uważaj na siebie. Spotkamy się za dwie godziny w tym miejscu.- powiedział Hagrid po chwili namysłu.
-Dobrze.- zgodziłam się i wyszłam na główną alejkę.
-I gdzie teraz?- mówię sama do siebie. Jestem jeszcze w lekkim szkoku po tym jak zobaczyłam moich ulubionych bohaterów.
Teraz pójdę do Ollivandera po różdżkę.
Bez problemu odnajduję mały sklepik.
Jest zupełnie tak, jak sobie wyobrażałam. Pod pólkami nie widać było nawet kawałka ściany. Wszystkie szafki przechylały się od nadmiaru pudełek z magicznymi różdżkami, a na środku stała stara, drewniana kasa przy której stał miły z wyglądu staruszek- pan Ollivander.
-Dzień dobry.
-Ach, dzień dobry młoda damo. Pierwszy raz do szkoły, tak?
-Tak.
Staruszek już nic więcej nie powiedział tylko zniknął gdzieś za regałami żeby po chwili wyjść zza nich z podłużnym pudełkiem w rękach.
-Spróbuj tą różdzkę. Jesion, włókno ze smoczego serca, 11 cali- wyjął i podał mi ją.
Machnęłam "magiczną pałeczką" ale to nie był dobry pomysł bo zamiast coś wyczarować, rozdarłam panu Ollivanderowi rękaw jego koszuli.
-Więc ta nie pasuje.- odebrał mi różdzkę jakby w ogóle się nie przejął tym, że właśnie zniszczyłam mu ubranie i wręczył mi następną.
-Sosna i włos jednorożca, 12 cali.
Machnęłam i znowu to samo. Świst i już nie ma wazonu, więc dostałam następną, i następną, i następną i tak wypróbowałam z dwadzieścia różnych różdżek.
-Ta musi być dobra-oświadczył cierpliwie i podał mi jeszcze jedną.
-Czerwony Dąb i pióro Feniksa, 13 cali, lekko sztywna.
Potrzymałam ją chwilę i stało się coś dziwnego. Wyleciały z niej czerwone iskry i zamigotały wszystkie lampy w sklepiku. Już wiem, że ta różdżka jest moja.
-Cudownie!- zawołał uradowany Ollivander.
Zapłaciłam i uszczęśliwiona wyszłam ze sklepu. Przydałoby się kupić książki. Poszłam więc do Esów i Floresów, a tam podałam sprzedawczyni listę potrzebnych mi książek. Po dziesięciu minutach wyszłam z torbą napakowaną podręcznikami.
Po wyjściu z apteki w której kupiłam wszystkie potrzebne mi ingrediencję na eliksiry, usiadłam na betonowych schodach prowdzących do Centrum Handlowego Eeylopa.
-Chciałabym mieć sowę- pomyślałam. Nawet nie zuważyłam, że usiadłam na schodach prowdzących do sklepu gdzie mogę kupić mojego upragnionego ptaka.
Weszłam do centrum handlowego i od razu zrobiło się głośno. Pod sufitem wisiało pełno klatek z sowami różnych gatunków. Moją uwagę od razu przykuła mała sówka wisząca najniżej. Był to Syczoń*. Od razu wiedziałam, że to sowa, którą chcę kupić. Zapłaciłam za nią 15 galeonów.
-Trzeba ci nadać jakieś imię. Będziesz się nazywała Venus*.
15 minut zajęło mi dojście spowrotem do Banku Gringotta, gdzie byłam umówiona z Hagridem.
To był cudowny dzień.
...
~~~~~~~~~~~~
*Syczoń- gatunek ptaka z rodziny puszczykowatych. Wybrałam ją bo jest naprawdę śliczna. Zobaczcie sobie jej zdjęcia. Ciekawostka- ta sowa była jedną z najczęściej kupowanych sów w świecie czarodziejów.
*Venus- nazwałam ją tak ponieważ zawsze chciałam mieć sowę o takim imieniu ;)
Mam nadzięję, że podobał wam się #6 rozdział :D
~NOX
Bardzo fajny rozdział. Ciekawe czy Felicity znajdzie czas by porozmawiać z Golden Trio :) Najbardziej podobał mi się fragment a tą godziną :) Czekam na ciąg dalszy, a w między czasie zapraszam do nas :) Dopiero zaczynamy, ale mam nadzieję, że ci się spodoba :)
OdpowiedzUsuńhttp://harrypotter-prawdziwahistoria.blogspot.com/p/blog-page_8.html
Dziękuję na pewno zajrzę ;)
UsuńCudowne :3 Zakupy na pokątnej ! Czekam na nastepne !
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
elizabeth-meadowes.blogspot.com
Pozdrawia i życzy weny
Zielono oka
Na peno wpadnę do ciebie ;)
UsuńNo i oczywiście dziękuję ♥
Z chęcią przyznaję, że pisanie idzie Ci coraz lepiej! Oprócz paru zamienionych liter (zapewne skutki pośpiechu) to jest dużo mniej błędów niż wcześniej! Tak trzymaj ;)
OdpowiedzUsuńSkoro teraz zakupy na Pokątnej to co dalej? Mam nadzieję, że już podróż do Hogwartu! :)
Dziękuję ;)
UsuńPisałam późno w nocy i to faktycznie przez twn pośpiech.
Świetnie Ci idzie, ale moim zdaniem rozdziały powinny być DŁUŻSZE. Ale to nie moja wina, że mnie wciągnęło !!!!
OdpowiedzUsuńJeszcze mam tylko jedno zastrzeżenie co do zakończenia. Moim zdaniem powinno być trochę rozbudowane chyba, że to ma przypominać pamiętnik (albo będziesz kończyć wątek powrotu do domu w następnym rozdziale). Po prostu to stwierdzenie " To był cudowny dzień" nie pasuje mi zbytnio do opowiadania.
Oprócz tego nie mam zastrzeżeń do rozdziału i czekam ze zniecierpliwieniem na następny.
Kimi :*
P.S. Mam nadzieje, że nie wyszłam na zmierzłą babę :P
http://endowed-with-power.blogspot.com/
Dzięki za opinię ;)
UsuńWłasnie piszę nowy rozdział więc... długo nie będziesz czekać :D
a do cb chętnie wpadnę ;)