***************************************
Schodzę ze stołka i idę w stronę stołu Gryfonów. W mojej głowie odbywa się zacięta walka. Mam się cieszyć, a może płakać? Później będzie czas na zastanowienia. Teraz trwa uczta i muszę wiedzieć do jakich domów dostaną się pozostali. Lily pokazuje mi miejsce na ławce obok siebie, a ja natychmiast na nie opadam.
- Weasley Hugo! - woła dyrektorka.
- GRYFFINDOR! - Hugo siada obok nas.
- Słuchajcie - mówi, a ja naprawdę chciałabym go słuchać, ale cały czas myślę o tym co mi powiedziała Tiara. W końcu udaje mi się pozbyć na chwilę tych myśli i skupiam się na Hugonie.
- Teraz będzie Molly. Miejmy nadzieję, że dostanie się do Gryffindoru, bo jak nie to chyba wujek Percy oszaleje.
- Molly to wasza kuzynka? - pytam się bez chwili zastanowienia, ciągle trochę zamyślona.
- Tak. Jej siostra Lucy idzie do Hogwartu za trzy lata, wujkowi Percy'emu i cioci Audrey bardzo zależy na tym, żeby ich córki były w Gryffindorze. Nie ma szans żeby Molly dostała się do innego domu, no ale wiesz, ci rodzice... - odpowiada mi Lily.
- Weasley Molly!
Chwila ciszy i...
- GRYFFINDOR!
Po chwili podchodzi do naszego stołu rudowłosa dziewczyna i siada obok Alicji.
- Ta głupia czapka chciała mnie przydzielić Ravenclawu! - krzyczy, a ja zauważam w jej oczach złość i ulgę. Wszyscy chcemy ją powitać, ale akurat w tym momencie przemawia pani dyrektor.
- Witamy was wszystkich w Hogwarcie! Jak co roku przypominamy, że wstęp do Zakazanego lasu jest absolutnie niedozwolony. No, a teraz...SMACZNEGO!
- Więc tak, Al, James, Rose, Molly... to jest Felicity, nasza nowa koleżanka. - przedstawia mnie swojej rodzinie Lily. Chcąc, nie chcąc uśmiecham się i podaje wszystkim rękę.
- Mam nadzieję, że wszystkim smakowało, a teraz prefekci zaprowadzą was do dormitoriów. wasze rzeczy już tam na was czekają. - przemawia nagle dyrektorka i momentalnie wszyscy zaczynają wstawać z miejsc.
Podchodzimy do tych pięknych marmurowych schodów, a ja zastanawiam się czy dam radę się tam wdrapać. Jestem strasznie zmęczona.
Schody zaczynają się ruszać, trochę się wystraszyłam, ale po chwili przypominam sobie, że te schody "płatają figle". Jakimś cudem dochodzimy na nasze piętro, a ja w duchu modlę się, żeby nas nie dopadł Irytek. Stoimy przed portretem Grubej Damy, a mnie zżera ciekawość. Z jednej strony jestem zmęczona, a z drugiej strony nie mogę iść spać, bo muszę porządnie zastanowić się nad tą dziwną przepowiednią.
- Podaj hasło - mówi kobieta z obrazu dumnym i wyniosłym tonem.
- De domo* - mówi prefekt, a Gruba Dama odsłania przejście do pokoju wspólnego. Wchodzimy do środka. W kominku wesoło tańczą płomienie. Przed kominkiem stoją wysłużone już fotele i kanapa, a po środku stolik.
- Dormitoria dziewcząt są po lewej stronie, a chłopców po prawej. - przemawia nasz prefekt, i każdy z nas kieruję się w swoją stronę.
Dormitorium dzielę z Lily, Alicją i Molly. Nasze łóżka zdobią bordowe baldachimy, przy moim łóżku (tym najbliżej okna) stoi krzesło na, którym leżą szalik oraz krawat w barwach Gryffindoru. Są już nawet nasze pupile (Venus, Frank, Arnold oraz Kato - kot Molly).
- Tak! Wiedziałam, że będziemy razem w dormitorium! Widzisz Potter? Wisisz mi galeona. - mówi rozochocona Alicja, stojąc w drzwiach.
- No dobra... niech ci będzie Longbottom. - odpowiada rozzłoszczona Lily.
- Obudźcie mnie jutro o ósmej, co? Bo na dziewiątą mamy śniaaadanie... - mówi Molly, ziewając i nie przebierając się, rzuca się na łóżko i po paru sekundach już śpi.
- Dobranoc dziewczyny! - po chwili zasypia również Alicja, a zaraz po niej Lily. Ja również przebieram się w piżamę i kładę do łóżka.
Powieki robią mi się ciężkie, ale nie mogę zasnąć, nie teraz. Co z tego, że jestem strasznie zmęczona, teraz to nie jest istotne. Jedyną istotna rzeczą w tej chwili jest przepowiednia Tiary Przydziału.
- Myśl Felicity, myśl... - mówię szeptem do siebie.
- Podsłuchujesz rozmowę rodziców i dowiadujesz się, że byłaś czarodziejką od urodzenia.
- Rodzice ukrywają coś, przez co nie możesz jechać do szkoły.
- Rodzice zgadzają się w końcu żebyś jechała (i tutaj musieli o czymś rozmawiać, no bo w końcu tak z niczego by się nie zgodzili).
- Jakiś kapelusz, poprawka - magiczny kapelusz, mówi ci, ze pochodzisz ze "szlachetnej rodziny, okrytej hańbą"
Wstaję pierwsza z łóżka, chociaż poszłam spać najpóźniej. Dziewczyny chciały wstać o ósmej, a jest ósma trzydzieści, więc... chyba trzeba je obudzić.
- WSTAWAĆ! - krzyczę tak głośno, jak tylko potrafię. W efekcie Lily wyskoczyła z łóżka jak poparzona, Molly gwałtownie podniosła głowę tak, że musiała się znowu położyć, bo coś strzeliło jej w karku, a Alicja spadła z łóżka. Dobra robota Felicity!
- Um... co się dzieję - mówi zaspana Molly.
- Która godzina? - pyta się Lily.
- Ósma, trzydzieści - odpowiadam.
Alicja już zbiera się z podłogi, a Molly i Lily zaczynają się przebierać. Pięć po dziewiątej schodzimy (a raczej zbiegamy) do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Co nas ominęło? - pyta zdyszana Lily.
- Nic specjalnego, tylko sowia poczta. - odpowiada znudzona Rose.
- Dostałam coś? - pyta znowu rudowłosa.
- Nie. Tylko Proroka. Każdy dostał dzisiaj Proroka. - powiedział James rzucając gazety po kolei do Lily, Molly i Alicji.Wcale się nie zdziwiłam, że do mnie nic nie przyszło. Umieram z głodu. Siadam do stołu i nakładam sobie na talerz tosta i smaruje go dżemem. To wszystko jest tak pyszne, nawet zwykły tost smakuje lepiej.Wszyscy zachwycamy się tutejszym jedzeniem, kiedy podchodzi do nas dyrektor McGonagall i podaje każdemu plan lekcji.
- I co, jakie dzisiaj lekcje? - pyta się mnie Molly, która jest tak zajęta jedzeniem, że nawet nie patrzy na plan.
- Dwie godziny eliksirów ze ślizgonami, godzina zielarstwa z puchonami i transmutacja z krukonami.
- CO!? No nie! Nie mogli nam tak od razu wpakować dwóch godzin eliksirów w dodatku ze ślizgonami. Przynajmniej dzisiaj mamy lekcje z moim tatą. - krzyczy Alicja.
- Och, nie przesadzajcie tak z tym Slyherinem. Mówiłam wam to milion razy: ONI NIE SĄ TACY ŹLI.
- Lily! To, że tam chodzi Scorpius, to nie znaczy, że ten dom się zmienił i jest najlepszy! - Alicja naprawdę się zezłościła.
- Wcale nie twierdzę, że ten dom jest najlepszy, ale...
- Alicjo, twój tata będzie nas uczył zielarstwa? - przerywam im specjalnie.
- Tak, a co?
- Nie, nic... po prostu wczoraj nie widziałam go przy stole nauczycielskim.
- Ach, tak, przyjechał później, bo jeszcze pomagał wujkowi Harry'emu w... zapomniałam, no ale w każdym razie przyjechał później. A tak poza tym, to nie kojarzę nauczyciela z obrony przed czarną magią. A rodzice mi opowiadali o wszystkich nauczycielach.
- No tak, bo przecież co roku coś przytrafia się każdemu nauczycielowi z tego przedmiotu. O ile się nie mylę to profesor Jeremiah Wright. - mówi Lily, a mi wydaje się, że skądś znam to imię i nazwisko.
***************
*De domo - po łacinie oznacza to "dom".
***************
Tylko o jedno was proszę, wiem, że ten rozdział nie jest zbyt długi, ale komentarze typu "za krótki rozdział" nie będą brane przeze mnie pod uwagę więc nie musicie tego pisać BO JA TO WIEM! Rozdział dosyć nudny prawda? No, ale zawsze musi być jakiś początek. Nie martwcie się w kolejnych rozdziałach (nie powiem jakich) dowiecie się kim jest tajemniczy nauczyciel OPCM i o trochę więcej o przepowiedni Felicity ;)
NOX