środa, 21 października 2015

# 14 RIDDIKULUS!

Przybywam z nowym rozdziałem!
Zapraszam na mojego bloga z miniaturkami:
miniaturkinox blogspot.com
Miłego czytania!

                                                                        ~~~~*****~~~~

            "Dla większego dobra", "Dla większego dobra", "Dla większego dobra"... Dźwięczało mi w głowie to jedno zdanie.
   - Fi... Fi!- ktoś krzyknął, a ja natychmiast otworzyłam oczy.
   - C-co?- zapytałam wystraszona.
   - Ile można spać? Pani Pomfrey powiedziała, że możesz już wyjść ze szpitala- ulżyło mi kiedy zobaczyłam, że to tylko Alicja.
   - Przecież miałam leżeć tydzień- kiedy się podniosłam nie czułam już na głowie ciężaru opatrunku.
   - Pani Pomfrey chyba wie co mówi. Przebieraj się, przy odrobinie szczęścia zdążymy jeszcze na zielarstwo. Jak znowu się spóźnię to będę miała przechlapane u taty.
   - Okej. Już się przebieram. Może byś się z łaski swojej odwróciła?
   -  Jasne, już się odwracam. Zapomniałabym! Słyszałaś, że moja mama ma tu pracować?
   - To fajnie. Czego będzie uczyła? Mam nadzieję, że zastąpi profesora Binnsa. Przynajmniej już nie będzie tak nudno na historii magii.
   - Nie będzie uczyła. Pani Pomfrey od nowego semestru przechodzi na emeryturę i mama zostanie pielęgniarką.
   - Jak tak dalej pójdzie to będę jej stałym gościem. Mówisz, że idzie na emeryturę? Tylko dlaczego od nowego semestru...- zapytałam wkładając spodnie.
   - Nie mam pojęcia. Ale... wyobrażasz sobie? Oboje rodzice w mojej szkole... Już całkiem nie będę miała spokoju.- Alicja nadal była odwrócona, ale gdyby stała przodem pewnie zauważyłabym na jej twarzy irytację.
   - Nie będzie aż tak źle. Ja to bym chciała mieć obojgu rodziców tak blisko. Tylko jest jeden problem. Nadal nie wiem kim są moi prawdziwi rodzice!- pocieszanie chyba nie idzie mi najlepiej. Przypomniałam sobie mój sen. I znowu się zamyśliłam. "Mówi ci coś tekst:Dla większego dobra?"- to chyba oznacza tylko jedną osobę... Czy Gellert Grindelwald jest, a raczej był moim pradziadkiem?
   - Felicity! Znowu bujasz w obłokach? Musimy się śpieszyć.
   - Okej. Chodźmy! -Alicja złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

~~~~*****~~~~

       Po zielarstwie razem z Alicja, Molly, Lily i... Paulem poszliśmy pod salę z Obrony Przed Czarną Magią. Oczywiście Paul nas tylko odprowadzał. Dziewczyny chętnie z nim rozmawiały, a on z nimi. Podobało mi się to, bo częściej mogłam z nim przebywać. Och! Felicity co się z tobą dzieję!? Lubisz spędzać czas z Adamsem? Faktycznie coś tu nie tak, ale co ja na to poradzę skoro tak dobrze mi jest w jego towarzystwie? Ej tylko proszę mi tu nic nie sugerować! Nie będę taka jak Alicja, czy Lily. Mam jedenaście lat i nie zamierzam mieć chłopaka! Przynajmniej na razie. Po dzwonku weszliśmy do klasy. Oczywiście nie obyło się bez przepychanek i podstawiania "haków". Mówię tu głównie o ślizgonach. Serio! Jeszcze kilka lekcji z OPCM, a znowu trafię do skrzydła szpitalnego. Przynajmniej pani Longbottom będzie miała nad kim załamywać ręce.
Czekaliśmy cicho w ławkach na pierwsze słowa profesora Wrighta. Co lekcję patrzyłam w te jego oczy i próbowałam sobie przypomnieć skąd je znam.
   - Dzień dobry. -usłyszeliśmy spokojny głos,  było w nim coś niezwykłego. - Dzisiaj nauczycie się zaklęcia Riddikulus. Wie ktoś coś na temat tego zaklęcia?
Moja ręka natychmiast wystrzeliła w górę. Prawie przywaliłam Molly, która siedziała ze mną w ławce.
   - Tak, panno Turner? -moje nazwisko wypowiedział już mniej energicznie i jakby... ze smutkiem?
   - Zaklęcie Riddiculus to zaklęcie obronne pozwalające zmienić bogina w coś śmiesznego.
   - Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. A kto mi powie co to takiego ten bogin? -tym razem rękę podniosła Lily.
   - Tak panno Potter?
   - Bogin to zjawa, która przybiera postać tego czego w danej chwili boi się osoba stojąca przed nią. Nikt nie wie jak wygląda naprawdę.
   - Otóż to.Gryffindor zdobywa kolejne pięć punktów.
   - Panie profesorze!
   - Słucham panno Weasley.
   - Moi kuzyni oraz rodzice mówili, że tego zaklęcia uczy się dopiero w trzeciej klasie.
   - No cóż... czasy się zmieniają. a teraz podejdźcie tu wszyscy i ustawcie się w kolejce.
Podeszliśmy do miejsca, w którym stała mała, stara toaletka z lusterkiem i dwoma szufladkami. Ustawiliśmy się tak, jak nam kazał profesor Wright i w głuchej ciszy wpatrywaliśmy się w  zakurzony mebel.
   - W tej toaletce ukrył się bogin. Kiedy go wypuszczę osoba, która będzie przed nim stała podniesie różdżkę i wypowie zaklęcie Riddiculus. Powtórzmy to razem.
   - RIDDIKULUS! -cała klasa krzyknęła, a nasze głosy jeszcze przez kilka sekund odbijały się echem od ścian.
   - Świetnie. Zanim jednak powiecie zaklęcie wyobrazicie sobie coś zabawnego. Bogin się w to zamieni. Gotowi? No to zapraszam panie Zabini.
Ignacius Zabini podszedł do toaletki, a z niej natychmiast wyłonił się ogromny wąż. Dziwne. Ślizgon boi się węży?
   - R-r-riddikulus! -krzyknął niepewnie, a wąż zamienił się w balon.
Następnie poszła Flint, po niej Stewart i jeszcze kilka innych osób. W końcu stanęło na mnie. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam w co zamieni się bogin.
    -No idź Fi! -Molly popchnęła mnie w stronę bogina , a on zamienił się w... MOJĄ SIOSTRĘ! Ale nie w Charlie tylko tą dziewczynę z moich snów! W moja stronę szła teraz wysoka szatynka o brązowych, przenikliwych oczach. Nie umiałam wydusić z siebie słowa, po klasie krążyły głośne szepty, a profesor Wright stał jak słup soli i lekko otwartymi ustami i łzami w oczach. Co!? ŁZAMI? Czemu on miał by płakać? Dobra nie czas na zastanowienia.
   - RIDDIKULUS!!! - w końcu wypowiedziałam formułę zaklęcia, było ono tak silne, że bogin zniknął nie zamieniając się w nic i popękały wszystkie okna. Odwróciłam się i zobaczyłam jak wszyscy zbierają się z ziemi. Co tu jest grane?
   - D-dobrze zaraz będzie dzwonek możecie już iść. -powiedział pospiesznie pan profesor, a wszyscy ze strachem w oczach wybiegli z klasy zostały tylko Alicja, Lily i Molly. - Felicity ty zostań. Dziewczynki idźcie już. -to drugie skierował  do moich przyjaciółek.
   - Siadaj Felicity. -w jego głosie była troska. Posłusznie usiadłam w pierwszej ławce, która stała najbliżej biurka. Serce waliło mi jak młotem, nadal nie wiedziałam co się stało.
    - Profesorze ja nie chciałam, nie wiedziałam, że to tak wyjdzie, że popsuję panu lekcję... -zaczęłam się tłumaczyć.
    - Już dobrze. Spokojnie.  Powiedz mi kim była ta dziewczyna. -no i co ja miałam powiedzieć? Uznałby mnie za jakąś wariatkę gdybym powiedziała  "A to tylko taka dziewczyna, która przychodzi do mnie we śnie i gada mi o tym, że pradziadek byłby ze mnie dumny, chociaż ja chyba nawet nie mam pradziadka i, że czekała na mnie chociaż ja jej w ogóle nie znam. Jak coś to moja siostra." Już chciałam tak powiedzieć, ale się powstrzymałam.
   - Ja... ona... to moja siostra. to znaczy chyba... nie wiem już sama. -to już chyba lepiej było powiedzieć tamto.
   - Słucham?
Co miałam począć? Opowiedziałam mu wszystko jak leci, a on słuchał mnie bardzo uważnie, kiedy skończyłam mój monolog profesorowi  poleciała jedna łza. Ja się pytam po raz kolejny. CZEMU ON PŁACZE?



~~~~*****~~~~

         Po dziwnych wydarzeniach na lekcji z Obrony Przed Czarną Magią byłam tak wykończona, że po kolacji od razu poszłam spać. Dziewczyny jeszcze siedziały w pokoju wspólnym, ale ja już nie miałam siły. Gdy tylko zamknęłam oczy powrócił koszmar z przed kilku tygodni.
   - TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię, nie poradzę sobie sama! -krzyczała moja "nowa siostra". I ten mężczyzna, którego nazwała tatą... Widziałam go teraz bardzo wyraźnie... Nie to nie możliwe! TO NIE  MOŻE BYĆ ON!

piątek, 9 października 2015

# 13 Wypadek i siostra

Oczywiście rozdział zacząć muszę idiotycznym wstępem, w którym opowiadam jakie to ciekawe jest moje życie.
Chociaż w sumie... ono ani trochę nie jest ciekawe.
Jak zwykle będzie to tak ekscytująca informacja, że zmieni wasze życie...
Czytał ktoś "Pamiętnik pisany miłością"? Ja przeczytałam ją wczoraj w (chyba) trzy godziny.
Smutna. Piękna. Niesamowita.
Tyle o niej powiem.
Nadal mam przez nią "książkowego kaca".
Chociaż i tak HP w moim sercu na zawsze.
(Mówiłam, że ta informacja zmieni wasze życie?)
Dobra przechodzę do rozdziału
Ps. Zapraszam do nowej zakładki "SPAM".
Polecam wam super bloga ↓
 http://zyciewhogwarcieopowiesc.blogspot.com/?m=1

~~~~*****~~~~

Wracałam do pokoju wspólnego z rękami pełnymi butelek z kremowym piwem. Nadal byłam zła na Alicję i zaskoczona Paulem. Ja się pytam jak?! Jakim cudem dostał się do Hogwartu? Po tym jak Mrużka wręczyła mi piwo Paul chciał mnie odprowadzić, ale ja mu powiedziałam, że koło wejścia do naszego pokoju kręci się Filch. To nie była prawda, ale jakoś nie chciałam, żeby ze mną szedł. Nagle idąc tak korytarzem i wspominając to co działo się pięć minut temu przypomniałam sobie, że nadal mam do zrobienia prace domową. Ciekawe, która jest godzina. Wszyscy się pewnie bawią w najlepsze, a ja muszę nieść te ciężkie szklane butelki. Mogłam jednak poprosić Adamsa, żeby mi pomógł. Myślałam o "związku" Alicji i Albusa. To nie jest normalne. Może oni nie są parą tylko najlepszymi przyjaciółmi? W sumie to Alicja jest za młoda, tak jak Lily. Ciekawe czy ja kiedyś znajdę chłopka. Tylko kto by mnie zechciał? Brzydka, blada, piegowata i chuda jak patyk.
- Podaj hasło. -powiedziała zmęczonym głosem Gruba Dama. - A tak właściwie to co to za pora na przechadzki?
- Godryk. -powiedziałam od niechcenia nie zwracając uwagi na dalszą część pytania. Obraz odskoczył, a ja weszłam do przytulnego pokoju. W kominku wesoło tańczył ogień, wszystkie zasłony były zasłonięte, a na dywanie siedziała szóstka gryfonów i jeden ślizgon. Spora ta nasza ekipa. Śmiali się w najlepsze, a zeszyty i książki walały się po całym pomieszczeniu.
- Dobra. Musimy sobie coś wyjaśnić. JA NIE CHODZĘ Z ALBUSEM! NIGDY SIĘ Z NIM NIE CAŁOWAŁAM! I masz nam powiedzieć kim był ten chłopak. -zaatakowała mnie Alicja od razu po wejściu do pokoju.
- No to nie mów, że ja się całuję. Koniec z tym tematem, a ten chłopak ma na imię Paul i znam go od... właściwie od zawsze. Był moim sąsiadem
- Paul? To ten puchon? Jak mu tam... Adams?
- Tak. Znam go ze świata mugoli.

~~~~*****~~~~

Była szósta rano, a ja nie mogłam spać. To dziwne, bo wczoraj siedzieliśmy do późna. Byłam wykończona, ale po kilku próbach zrezygnowałam z dalszego snu. Dziewczyny spały, a ja nie miałam co robić. Usiadłam więc na parapecie głaskając Kato, który bardzo mnie lubił. Dzisiaj za oknem było tak pochmurno, że momentami można było pomyśleć, że jest wieczór. Było tak ciemno, że ledwo widziałam jezioro. Jeszcze ten deszcz pogarszał sprawę. Lubiłam taką pogodę pomimo Słabej widoczności. Nagle przypomniało mi się nad czym pracuje Molly. Chciałam wiedzieć, co już wie o tym śnie. Podeszłam do jej łóżka i cicho otworzyłam jej kufer, w którym chowała wszystkie swoje rzeczy. Może tam chowa swoje zapiski? Usiadłam na podłodze i zaczęłam przekopywać jej kufer. Znalazła tam mój naszyjnik, ubrania, książki, ale nigdzie nie było żadnych papierów. Może w szufladzie coś chowa? Podeszłam cicho do szafki nocnej, o mały włos nie zrzuciłam zdjęcia otwierając szufladę. Przez chwilę popatrzyłam na nie i wzięłam je do ręki. Sama się do siebie uśmiechnęłam. Przedstawiało całe młode pokolenie Potter'ów i Weasley'ów. Byli tam: Molly z siostrą, Lily z braćmi, Victoire, Dominique i Louis, Roxanne i Fred, Rose i Hugo i nawet Teddy Lupin. Odłożyłam je i zajrzałam do szuflady. Wyciągnęłam z niej brudną i pognieciona kartkę z zeszytu. Molly musiała nad nią codziennie siedzieć (sądząc po jej stanie). To musiało być to. Czytając ostatnie, dwie linijki zamarłam nie było już nic. Tylko ciemność. Na koniec poczułam jeszcze okropny ból.

~~~~*****~~~~

Ciemność, ciemność i ciemność. O proszę! Światło! Światło, coraz więcej tego światła... doszłam do wniosku, że otwieram oczy. Leżałam w łóżku pod nieskazitelnie białą kołdrą. Chciałam podnieść głowę i zobaczyć dokładnie gdzie jestem, ale moja głowa była tak ciężka, że nie dałam rady.Próbowałam przypomnieć sobie co ja tu robię. Prawdopodobnie byłam teraz w skrzydle szpitalnym. Ostatnie co pamiętam to potworny ból i nic więcej. Z zamyślenia wyrwał mnie nienaturalnie zimny głos. Najdziwniejsze było to, że należał on do Molly Weasley.
- Brawo! Nasza królewna nareszcie się obudziła! -krzyknęła tak, że aż podskoczyłam.
- Co ja tu robię?
- Leżysz. -powiedziała obrażona.
- Molly! Ona jest jeszcze w szoku. Odpuść jej. -ofuknęła kuzynkę Lily.
- Ojejku, dobra. Nie trzeba było mi grzebać w rzeczach.
- Odpowie mi ktoś!? -krzyknęłam w końcu zdenerwowana na przyjaciółki.
- Zemdlałaś i rozwaliłaś sobie głowę. -powiedziała spokojnie Lily. Molly nadal siedziała nadąsana, ale ja nie wiedziałam o co jej chodziło.
- Tak! A wiesz o co rozwaliłaś sobie głowę? O moją szufladę, która NIE WIEDZIEĆ DLACZEGO była otwarta. Trzymałaś w ręce moje zapiski. TAJNE zapiski.
- Czyli to jednak nie był sen. To znaczy, że to jednak są...
- Tak. Tak przypuszczam, a jak ja coś przypuszczam to zazwyczaj wszystko się zgadza. Dlatego właśnie poprosiłam cię o to żebyś poprosiła rodziców o to zdjęcie. Jedno głupie zdjęcie i byłoby po sprawie, ale ty mi o jeszcze nie dałaś!
- Może dlatego, że mi go nie przysłali? Myślisz, że ich nie prosiłam? Poproszę ich jak przyjadę na święta do domu.
- No dobra. Nie chciałam żebyś się o tym dowiedziała w taki sposób, ale sama o tym zadecydowałaś.
- Jeszcze raz przepraszam. z resztą sama mogłam się domyślić, wystarczyło połączyć fakty. Ale skoro ta kobieta jest.... To kim jest moja... - nie umiałam wydusić z siebie tych słów. To nadal mnie przerażało.
- Spokojnie Fi. Jeszcze nie mamy potwierdzenia. -powiedziała uspokajająco Molly.
- sama mówiłaś, że jak ty coś przypuszczasz to, to się sprawdza i...
- Okej, powiecie mi o co chodzi? Chyba nie jestem w temacie.- powiedziała zdezorientowana Lily.
- Dowiesz się w swoim czasie. a tak zmieniając temat, to gdzie Alicja?
- Ja chcę wiedzieć teraz.
- Gdzie Alicja?- Molly nie dawała za wygraną.
- Powiedz!
- To ty mi powiedz gdzie ona jest.
- Nie o to mi chodzi Weasley! I tak się dowiem co knujecie. No dobra, Alicja jest na zielarstwie. Powiedziała, że przyjdzie jak tylko skończy, bo nie chce opuszczać lekcji jej taty.- Lily się poddała.
W ciągu kilku godzin zdążyli mnie odwiedzić: James, Al i Scorpius, Rose i Hugo, a Alicja, Lily i Molly przychodziły do mnie co przerwę. Był nawet Hagrid, który bardzo się o mnie martwił. To bardzo miłe, ale miałam już trochę dosyć. Głowa mnie strasznie bolała, a inni jeszcze pogarszali sprawę. Dzień dobiegł końca, a ja mogłam nareszcie odpocząć. Mogłam, ale tego nie zrobiłam, bo ktoś mi przeszkodził. O godzinie 22:00 w drzwiach skrzydła szpitalnego stanął nie kto inny jak Paul Adams.
- Paul! Co tu robisz? Jak tu wszedłeś?
- Pani Pomfrey zapomniała zamknąć drzwi. Podobno godzinę temu poleciała na zjazd Uzdrowicieli do Hogsmeade więc przyszedłem.
- To bardzo miłe i w ogóle, ale...
- Felicity. Ja dalej czuję się winny za wszystko co ci powiedziałem, za wszystkie rzeczy, które sprawiły ci przykrość.- powiedział siadając na sąsiednim łóżku. Widziałam w jego błękitnych oczach ból i poczucie winy. Z jednej strony chciałam go wyprosić, żeby móc odpocząć, a z drugiej strony nie umiałam nic takiego powiedzieć.
- No już dobrze. Wiem, ze jestem brzydka i nawet rozumiem, że nie umiałeś się powstrzymać od głupich komentarzy na mój temat.- powiedziałam ze śmiechem próbując się podnieść. Niestety byłam bezsilna.
- Nie to nie tak... -próbował zaprzeczyć. To bardzo dziwne, że Paul tak nagle się nawrócił.
- Niech ci będzie. Posłuchaj nie chcę być nie miła, czy coś, ale jestem bardzo zmęczona no i głowa mnie boli. Przyjdź jutro to pogadamy.
- Jasne. -powiedział trochę zawiedziony i wyszedł, a ja mogłam spokojnie spać.
- Czekałam na ciebie -powiedziała brązowooka dziewczyna, która już kiedyś widziałam.
- Kim jesteś? Skąd mnie znasz? -pytam się trochę wystraszona.
- Nie pamiętasz mnie? Nie pamiętasz własnej siostry?
- Siostry? Przecież Charlie jest moją... no tak zapomniałam. Więc Molly miała rację? Jesteście moją rodziną?
- "Jesteśmy"?
- Ty i ta kobieta, która umarła. Pamiętasz? Trzymałaś mnie wtedy na rękach. Płakałaś. To znaczy wygląda na to, że to byłam ja.
- Och, chodzi ci o mamę? Tak bardzo za nią tęsknie. A ty?
- Nie znałam jej. Dopiero wczoraj dowiedziałam się, że byłam jej córką. -powiedziałam ze łzami w oczach. - Możesz mi chociaż powiedzieć jak znalazłam się w mugolskiej rodzinie? I co co chodziło z przepowiednią "Mugolaczka, a jednak ze szlachetnej rodziny okrytej hańbą..."
- Dziadek byłby z ciebie taki dumny... zaszłaś już tak daleko.
- Dziadek?
- Właściwie to pradziadek. Ale czy to jakaś różnica? -zastanowiła się chwilę i dodała -Mówi ci coś tekst "Dla większego dobra"?
~~~~***~~~~

Rozdział trochę chaotyczny,ale chyba nie najgorszy? Nie wiem. Ostatnio nic mi nie wychodzi...