wtorek, 29 września 2015

Info

Hej! Czasami będze blokowała bloga na jakiś czas więc jeśli pisze wam, że blog został usunięty to spróbójcie wejść na niego za jakąś godzinę/dwie. Raczej będe informowała o blokadzie na Fan Page'u bloga <KLIK>. Jeśli tylko będzie aktywny blog proszę o komentowanie ostatniego rozdziału <KLIK>.
Za pare dni wszystko już powinno być dobrze.

poniedziałek, 28 września 2015

# 12 Niespodziewane spotkanie

 Przepraszam, że przez cały tydzień nic nie dodałam, ale nie miałam siły i chęci ponieważ byłam chora. Miałam siłę tylko na czytanie i spanie. Przy okazji przeczytałam fajnego bloga (zakończonego) o Drastorii. Autorka zrobiła w swoim opowiadaniu więcej błędów niż ja xD Ale naprawdę dobrze się czyta. *fanka pairingów należących do kanonu*
Proszę was o oddanie głosu w ankiecie, którą znajdziecie po lewej stronie szablonu.
Ale przynudzam... dobra po tak nudnym wstępie zapraszam do czytania ;)


                                                                     ~~~~*****~~~~

   - Dziewczyny! Alicja! Molly! Lily! -biegłam teraz przez błonia w stronę jeziora, potykając się co chwilę o własne nogi.
   - Co ci jest? Aż tak biec to nie musiałaś. -powiedziała Lily kiedy zobaczyła jak jestem zmachana.
   - Znalazłam coś. -wreszcie mogłam usiąść i złapać oddech, ale jakoś nie potrafiłam. To podniecenie było tak silne, że nie umiałam wyrównać tego oddechu. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik.
   - Ładny. -skomentowała Alicja.
   - Nie! To znaczy tak, ładny, ale nie o to mi chodzi. To ten naszyjnik, który mi się śnił. To on miał chronić tę małą dziewczynkę.
   - Naprawdę?! -krzyknęły jednocześnie. Ja nie wiem to jakaś telepatia, czy co? Może to rodzinne? Prawie cały czas mówią jednocześnie.
   - Tak. -Molly od razu wyrwała mi go z ręki.
   - Piękny... dobra, teraz fakty.
   1. Umierająca mama i jej córka z dzieckiem na rękach.
   - Molly! Już to przecież przerabiałyśmy z sześć razy! -oburzyłam się.
   - Cicho... myślę. Na czym to ja... aha.
   2. Ojciec, który zostawia je same.
   3. Dziewczyna zostawia dziecko przed jakimiś drzwiami i daje jej TEN NASZYJNIK.
   4. Tiara przydziału gada ci o tym, że pochodzisz z jakiejś tam szlachetnej rodziny itd.
   5. Skoro to wszystko to tylko jeden sen, to musi być jakieś powiązanie między tą przepowiednią, a tymi ludźmi.
   - Jakbyśmy nie wiedziały! Molly! Ile razy jeszcze to powtórzysz? Słyszymy to codziennie... -teraz wkurzyła się też Alicja.
   - Felicity... poproś rodziców żeby wysłali ci twoje zdjęcie jak byłaś niemowlakiem i zapytaj się skąd mają ten naszyjnik. Dostałas go na urodziny prawda? Kiedyś coś o nim wspominałaś. -powiedziała po chwili namysłu, w ogóle nie zwracając uwagi na krzyki Alicji. W jej głosie dało się słyszeć podekscytowanie.
   - Jasne, mogę się zapytać, ale... po co na Merlina ci to zdjęcie?
   - Zobaczysz. -poderwała się i zaczęła biec w stronę zamku.
   - Rozwiąże tę zagadkę! A to, to sobie pożyczę! -krzyknęła odwracając się na chwilę, ale nie przerywając biegu i pokazując nam naszyjnik.
   - Wiecie co? Ja jej już naprawdę nie rozumiem.

                                                                    ~~~~*****~~~~

       Zima zbliżała się wielkimi krokami. Była połowa listopada, a mrozy były tak siarczyste jak w styczniu. Strach pomyśleć co będzie w grudniu. Właściwie nic się nie zmieniło, no może oprócz tego, że Molly nie była już taka wesoła i gadatliwa jak zwykle. Cały czas chodziła zamyślona, a przerwy spędzała w bibliotece. czasem wydawało mi się, że to przeze mnie. No bo w końcu to miało związek z tymi moimi chorymi wizjami, snami i przepowiedniami. Już się w tym wszystkim pogubiłam. Wolałam spędzać czas z przyjaciółmi niż przejmować się takim czymś. Faktycznie to było ważne, ale nie posuwałam się ani kroku dalej. Rodzice mi nie odpisali. Czekałam na odpowiedź ponad miesiąc i w końcu straciłam nadzieję. A najdziwniejsze jest to, że nie odpowiedzieli tylko na ten jeden list. Pisali do mnie często, ale nie na ten temat.Trochę tak jakby go w ogóle nie przeczytali. Jestem pewna, że go dostali, bo gdyby nie, to Venus by nie wróciła.
       Jadłyśmy właśnie śniadanie. Miałam nakładać sobie na talerz tosta, kiedy zobaczyłam Molly wchodzącą do Wielkiej Sali. Rzadko widywałyśmy ją na posiłkach. Raczej spotykałyśmy ją w dormitorium i na lekcjach.
   - I jak? Rodzice ci odpowiedzieli? -zapytała.
   - Jeszcze nie. Wątpię czy w ogóle odpowiedzą. -odpowiedziałam ze znudzeniem. Codziennie zadawała mi to pytanie.
   - Kurczę! nawet nie wiecie jak blisko jestem rozwiązania tego czegoś. Właściwie to ja już mam rozwiązanie, ale nie zdradzę wam go dopóki nie dostanę dowodów. Poza tym to są tylko moje domysły.
   - Powiedz. Tu przecież chodzi o mnie. -powiedziałam z zaciekawieniem.
   - Ej! A my to co, jesteśmy tylko sąsiadkami?!* Nam też na tym zależy. Jesteśmy twoimi przyjaciółkami, czy nie?
   - No tak, jesteście. -powiedziałam ze śmiechem. To dziwne, że wspomniały o tych sąsiadkach. Z czymś mi się to skojarzyło.
   - Nie ma mowy. Powiedziałam już coś na ten temat. Najpierw dowody.
   - Ale z ciebie zrzęda Weasley.
   - Kto to mówi Potter?

                                                                   ~~~~*****~~~~

      Po lekcjach jak zwykle siedzieliśmy w pokoju wspólnym odrabiając prace domowe na jutro.
   - Ej przydałoby się trochę kremowego na otrzeźwienie umysłu. -powiedział James załamując ręce nad stertą pergaminów.
   - Tak, masz racje. Jakoś nam to chyba dzisiaj nie idzie... no to czyja dzisiaj kolej? -zapytał Albus. - Ej, Hugo! Trzepnij ich tam! -dodał po chwili.
   - Już się robi! -zawołał Hugo salutując jak żołnierz i nachylił się nad oparciem kanapy żeby przerwać Lily i Scorpiusowi w... no właśnie. Nikt nie wiedział co oni robili za tą kanapą.
   - E! Gołąbeczki! Nie za dobrze wam tam jest? -krzyknął trzepiąc ich po głowach.
   - Ała! Co jest!? -zapytał rozeźlony Scorpius.
   - Lepiej zostaw moją siostrę. Stary wiesz, że cie lubię, no ale bez przesady! Ciesz się, że jakoś pomogliśmy ci wejść do naszego pokoju. To cud, że Gruba Dama dała się nabrać.
   - Dobra, fajnie. A wracając do piwa, to dzisiaj idzie Felicity.- powiedział szybko, żeby tylko zmienić temat.
Oderwałam na chwilę oczy od podręcznika do zaklęć i spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaków. Nie chciało mi się iść do kuchni, no ale obowiązek to obowiązek. Już tłumacze o co chodzi. Więc tak, mamy taką tradycje, że chodzimy na zmianę do kuchni po potrzebne nam rzeczy np. piwo, sok dyniowy, albo jedzenie. No i tak się składa, że dzisiaj moja kolej (niestety).
   - Pójdę, ale tylko wtedy jak dacie mi Mapę Huncwotów, bo nie chcę się znowu natknąć na Panią Norris, albo na Filcha. Z trudem mu wtedy uciekłam.
   - Dobrze, dobrze. Łap! -rzucił mi mapę.
   - Szkoda, że tata kazał nam odesłać pelerynę. Był strasznie wkurzony. -powiedziała Lily zza kanapy.
   - Dziwisz się Lily? Akurat mieli wyruszać na misję. Ta peleryna była im potrzebna, a nasz najmądrzejszy i wszechwiedzący brat musiał ja ukraść.
Skierowałam się w stronę wyjścia i za plecami usłyszałam jak Scorpius tłumaczy się Albusowi i Jamesowi.
   - Jak coś to ja tylko pomagałem Lily w odrobieniu zadania.
   - Jasne... lepiej uważaj, bo jak dalej będziesz tak robił to cie nie wpuścimy do naszego pokoju wspólnego. -powiedział z przekąsem James.
   - Co ja takiego zrobiłem!?

                                                                             ~~~~*****~~~~


   - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Szłam powoli żeby się nie potknąć patrząc na Mapę Huncwotów. Nagle mój wzrok przykuła kropka z imieniem i nazwiskiem- Paul Adams. Stanęłam jak słup soli wpatrując się jak idiotka w tę małą kropeczkę. Po chwili dotarło do mnie to, co zobaczyłam. Paul (jeśli to rzeczywiście był Paul)  stał dokładnie na przeciwko wejścia do kuchni i rozmawiał z jakimś skrzatem domowym. zaczęłam szybko biec w tamtą stronę nie patrząc już pod nogi i nie uważając na Filcha. Dobiegłam, a on cały czas tam stał. Popatrzył się na mnie z otwartymi ustami.
   - F-Felicity? To ty?
   - Adams?! Co ty do cholery tutaj robisz! Dlaczego nie słyszałam twojego nazwiska na Ceremonii Przydziału?
   - Nie wiem, wtedy wyglądałaś na zamyśloną. Może po prostu  nie słuchałaś? Ja twoje nazwisko słyszałem dokładnie, ale jakoś nie chciałem do ciebie podchodzić, bo pomyślałem sobie, że po tym wszystkim co ci zrobiłem, nie chcesz mnie już znać...
   - Co ty gadasz? Przeprosiłeś mnie wtedy. Wybaczyłam ci i po sprawie, Należysz do Hufflepuffu? -zapytałam się patrząc na jego krawat.
   - No, a ty do Gryffindoru. Mamy razem zielarstwo.
   - Boże! Jak ja mogłam nie zwrócić na ciebie uwagi! Tyle razy profesor Longbottom wymawiał twoje nazwisko, a ja nie pomyślałam, że to ty! Od prawie trzech miesięcy mam z tobą lekcje... jaka ja jestem głupia. Nigdy na ciebie nie popatrzyłam.
   - Nie jesteś głupia!- odrzekł prawie obrażonym tonem.
   - Okeej... to wcale nie było dziwne...  - powiedziałam zdziwiona.
   - Zmieniłeś się. Jakim cudem?
   - Sam nie wiem.- szczera odpowiedź. Nagle usłyszałam jak z mojej kieszeni wydobywa się czyjś głos. No tak zapomniałam o lusterku dwukierunkowym. Albus i James je stworzyli na podstawie odłamków lusterka od Syriusza, które miał ich ojciec.
   -Ej! Fi co ty tam robisz? Poszłaś szukać nowych znajomości czy po piwo?- to była Alicja.
   - Czekaj chwilę! Spotkałam kogoś.
   - Słuchajcie! Ona kogoś spotkała!- krzyknęła a ja usłyszałam w tle krzyki: GORZKO! GORZKO!
   - Bije ci na głowę? To mój znajomy! Ogarnijcie się z tym całowaniem. To, że ty cały czas to robisz z Albusem, nie oznacza, że ja też muszę! Zaraz będę. Aha i to równie dobrze mogła być dziewczyna.- chowając przyrząd usłyszałam śmiechy. Ma za swoje.
        Paul patrzył na mnie zmieszany. Co miałam mu powiedzieć? To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Jakim cudem on się dostał do Hogwartu!?

                                                               ~~~~*****~~~~

*Podobnie powiedzieli Fred i George (Gred i Forge xD) w książce Harry Potter i Zakon Feniksa. Pewnie pamiętacie ;)
/* [*]

 Oczywiście znowu mi się usunął rozdział i musiałam pisać od nowa... nienawidzę mojego komputera -.- Wcześniej opowiadanie było na trzy strony, a teraz jest na dwie i pół ;___;
To jest skrócona wersja ponieważ nie potrafiłam napisac takk samo jak przedtem.
~NOX

poniedziałek, 21 września 2015

#11 Pare spraw do wyjaśnienia

                         Przekonaliście mnie do pisania w czasie przeszłym, więc proszę ;)
                            No i bardzo wam dziękuje za tyle pozytywnych komentarzy ^.^
                           
                                                                                            ***
       Tylko jedna minuta dzieliła nas od dzwonka na pierwszą lekcję z OPCM. Każdy chciał bliżej poznać nowego profesora. Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli się przepychać żeby tylko stanąć najbliżej drzwi i po wejściu do klasy zająć najlepsze miejsca. Czekaliśmy w ciszy pięć minut i w końcu przyszedł. Wysoki czarnowłosy mężczyzna. Miał może z czterdzieści lat. Jego duże zielone oczy przenikały nas, jakby chciał zapamiętać wszystkich uczniów na raz w kilka sekund. Zatrzymały się na na mnie o ułamek sekundy dłużej. To spojrzenie. Tak bardzo mi znajome. Ale skąd?
       Bez słowa otworzył drzwi do klasy, a wszyscy równocześnie zaczęli wchodzić. Było nawet czterech uczniów obok siebie ,nie mieszczących się już w drzwiach. Z trudem weszłam do klasy, Molly dała mi znać ręką żebym usiadła obok niej.
   - Dzień dobry. Jestem profesor Wright i będę uczył was Obrony Przed Czarną Magią. W tym roku nauczycie się jak bronić się przed prostymi zaklęciami takimi jak: Expeliarmus, czy Drętwota, a także nauczycie się je rzucać. Moi poprzednicy, których z resztą było bardzo wiele, przekładali walkę z magicznymi stworzeniami do starszych klas. Ja wolę was tego nauczyć już w pierwszej klasie ponieważ wiem co was czeka. Stoczycie walkę z boginami, uwolnicie się od druzgotków i oprzecie się pokusie podejścia do zwodnika. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pracowało i nie będzie zbytnio kłopotów. Mówił bardzo niskim, męskim głosem. Na większości lekcji, kiedy nauczyciele opowiadali o tym co będziemy robić na zajęciach większość zasypiała lub zajmowała się innymi ciekawszymi rzeczami, jak na przykład puszczanie oczek do chłopaków, czy rozmawianie o tym co się zje na obiad (mam tu na myśli Lily i Alicję). Teraz wszyscy siedzieli i patrzyli w skupieniu na profesora Wrighta.
         Po lekcjach wszyscy siedzieliśmy w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, inaczej mówiąc trochę plotek, trochę gadania o pracach domowych i w końcu padło na profesora Wrighta.
   - Rany! Już lubię tego naszego nauczyciela z OPCM. Nauczymy się więcej no i od razu widać, że facetowi zależy na naszej edukacji. - powiedział Hugo.
   - Stary! Od kiedy ty tak mądrze gadasz? "Edukacji", nie wiedziałem w ogóle, że znasz takie słowo. - wtrącił się do rozmowy James, który właśnie zrzucał nogi Molly z kanapy, żeby zrobić sobie miejsce.
   - Ej! -oburzyła się Molly.
   - Emm... braciszku...
   - Co?
   - Yhym... masz odciśniętą szminkę na całej twarzy. -powiedziała Lily nie mogąc powstrzymać śmiechu. Po chwili wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, ale nas w tej chwili obchodziła tylko twarz Jamesa. Chłopak trochę się zmieszał, ale starał się zachować obojętną twarz, co wyglądało jeszcze bardziej komicznie.
   - Co, całowało się z Finnigan?
   - Co!? Skąd wiesz, że to Darcy?
   - Wiesz, mam jeszcze jednego brata. I tak się składa, że on was widział, no i nam powiedział, że chodzisz z Darcy Finnigan. - Al, który nadal naśmiewał się z Jamesa razem z Alicją spojrzał na Lily takim wzrokiem jakby chciał powiedzieć "Już nie żyjesz".
Lily się speszyła, chociaż nie zamierzała tego pokazać.
   - Tak? W takim razie ja sobie pogadam z tym twoim bratem. - powiedział przez zęby rozeźlony James.
   - Dobra, dobra. Najpierw to sobie zetrzyj tę szminkę z twarzy- odezwał się w końcu Albus.
   - Wracając do tematu Wrighta. Słyszeliście jak mówił, że wie co nas czeka, co nie? Ciekawe co i skąd on to wie. -widocznie Hugo miał już dosyć tej kłótni.
Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale faktycznie, to było dziwne. Mówiąc to popatrzył się na mnie. Tak, teraz sobie przypominam.
   - Wtedy kiedy to mówił, to tak jakby mówił do mnie. -powiedziałam mimowolnie.
   - Co? -zapytali wszyscy jednocześnie, a było ich tak dużo (James, Albus, Alicja, Lily, Molly, Hugo, Rose), że chyba cały pokój wspólny to słyszał.
Brawo Felicity! Po co to mówiłaś? Teraz musisz odpowiedzieć, i po co ci to było?
Zamknij się.
Dobra, jak chcesz.
Nie ma to jak gadać sama do siebie.
   - No... jak mówił, że wie co nas niby czeka to, to wyglądało jakby mówił do mnie. -ile razy mam to jeszcze powtarzać?
Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
   ­- Czemu się tak na mnie patrzycie? Mówiłam wam, że skądś go znam, a on zna mnie. Poznałam to po tym jak na mnie popatrzył.
   - Wiesz co Fi? On ma oczy identyczne jak ty. - stwierdziła po chwili namysłu Alicja. Tak, Fi to moje przezwisko. Dziwne, ale co mam zrobić? Wszyscy już tak do mnie mówią.
   - No tak! Oczy! Poznałam go po oczach. widziałam je już gdzieś.
   - No wiadomo, przecież codziennie patrzysz do lustra. -dodała oczywistym tonem Rose.
   - Eh, nie! Jeszcze gdzieś je widziałam! Hmm... już wiem. Sen.
   - Sen? -i znowu wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. James zastygnął z ręką na policzku (chciał zmyć sobie szminkę), Molly niechcący tak ścisnęła swojego kota, że aż cały się najeżył i jak najszybciej uciekł od wyrodnej pani i przytulił się do mnie.
   - Spokojnie. Zaraz wam opowiem. -zaczęłam opowiadać o dziwnej dziewczynie z dzieckiem na rękach, o tym jak krzyczała, że nie chce być sama, o umierającej kobiecie i tajemniczym naszyjniku.

                                                                           ***
         W piątek po lekcjach Molly wzięła sprawę w swoje ręce. Siedziałyśmy w bibliotece i słuchałyśmy długich, monotonnych wypowiedzi panny Weasley. Co minutę się powtarzała więc po prostu ja i Lily przestałyśmy jej słuchać.
   - To jeszcze raz. Opisz dokładnie tę dziewczynę, która trzymała dziecko na rękach. -zarządała.
   - Miała z szesnaście lat, brązowooka, czarne włosy. -powtórzyłam to po raz piąty znudzonym głosem.
   - Co mówiła? Dokładnie!
   - "Mamo nie! Nie zostawiaj nas samych! Nie odchodź! Proszę."
   - Aha! Czyli ta blondynka była jej matką! -powiedziała triumfalnie Ruda.
   - Nie! Naprawdę? Skąd to wiesz? -powiedziałam z ironią.
   - Nie marudź. Teraz opisz tę "umierającą kobietę", która jest MAMĄ brązowookiej.
   - Ugh... przed chwilą sama ją opisałaś. Blondynka, zielone oczy, takie jak moje i profesora Wrighta.
   - Dobra. Przejdźmy do tego "zamazanego faceta".
   - Był zamazany. Co więcej mam ci o nim powiedzieć?
   - Ta dziewczyna powiedziała do niego tato?
   - No.
   - Czyli, że to był...
   - Tak, tak! Wiemy to był jej ojciec! -krzyknęła rozeźlona Lily.
   - Co wy tu robicie! Won mi stąd ale już! Bo was poszczuję upiorogackiem, no już! To jest biblioteka!!! -podeszła, a raczej podbiegła do nas bardzo, bardzo stara, pomarszczona kobieta - pani Pince.
        Byłyśmy zmuszone wybiec z biblioteki, ku uciesze mojej i Lily. Molly była bardzo zawiedziona, ale obiecała mi, że na pewno rozwiąże tę zagadkę.
   - Ja kiedyś pokażę tej starej, głupiej babie. Ona MNIE straszy upiorogackiem? Pff... najwyraźniej nie zna mojej mamy, ona to by jej pokazała... -Lily najwyraźniej za bardzo poniosły emocję.

                                                                         ***

      Razem z Alicją, Molly i Lily ustaliłyśmy, ze każdy weekend będziemy spędzać nad jeziorem. Dzisiaj był wyjątkowo chłodny dzień, jak na listopad przystało.
   - Kurczę! Idę szybko po bluzę do dormitorium, czekajcie na mnie w Sali Wejściowej.
   - Okej, tylko szybko, bo wygląda na to, że będzie potem padać.
   - Dobra, dobra. -pobiegłam szybko na górę. Plan był taki: wpadam do dormitorium, łapię w biegu bluzę i zbiegam do Sali Wejściowej. Mój genialnie opracowany plan powiódł by się, gdyby nie mój głupi kufer. Biegnąc po bluzę potknęłam się o niego i upadłam, w złości kopnęłam go z całej siły, aż się przewrócił.
   - Aaaa! -krzyknęłam rozzłoszczona i zaczęłam chować rzeczy z powrotem do kufra. Chowałam już mój podręcznik do Transmutacji i coś nagle przykuło moja uwagę. Na podłodze pomiędzy pustym opakowaniem po czekoladowych żabach, a pogniecioną, stara praca domową leżał piękny ozdobny naszyjnik. Był wysadzany bursztynami i szmaragdami. Musiał mi wypaść z plecaka. To przecież łańcuszek, który dostałam na urodziny od rodziców. Całkiem o nim zapomniałam. I dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ten naszyjnik to coś więcej niż prezent urodzinowy. To naszyjnik, który widziałam w śnie.




Przepraszam za to, że mój tekst jest w takim dziwnym układzie, ale byłam zmuszona pisać na telefonie więc, no...
Jutro jeśli mi się uda poprawię to :)
~NOX

poniedziałek, 14 września 2015

# 10 Tajemniczy nauczyciel | Miłość rośnie wokół nas

 W tym rozdziale pomieszałam trochę czasy no, ale myślę, że to nie przeszkodzi wam w czytaniu. Muszę się jeszcze zastanowić w jakim czasie najlepiej mi się pisze, więc bądźcie wyrozumiali ;) Ten rozdział dedykuję tym, którzy komentują każdy mój rozdział nawet jak jest beznadziejny.
********************************************************************
      Pierwszy dzień lekcji nie był najgorszy. Eliksirów uczy nas profesor Horacy Slughorn, wciąż nie mogę uwierzyć, że on nadal uczy! On chyba dożyje wieku Dumbledore'a. Ślizgoni, jak to ślizgoni. Cały czas nam dokuczali, a szczególnie Stanley Nott, Stanley Nott- ślizgon w moim wieku, potomek Teodora Notta i największy wróg Scorpiusa Malfoya oraz Jamesa i Albusa Potter'ów (tak mi powiedziała Lily). Zielarstwo z puchonami było bardzo fajne. Poznałam Neville'a Longbottoma! A raczej profesora Longbottoma. Pan profesor jest bardzo fajny. Widać, że ma duże doświadczenie w tym czego naucza (w końcu z zielarstwa miał zawsze W). Jest bardzo miły i umie wszystko obrócić w żart. Pani dyrektor uczy nas transmutacji. Dyrektorka jest bardzo surowa, ale już po pierwszej lekcji widać, że bardzo dobrze uczy. Teraz mamy cały dzień wolny , bo jeszcze nic nam nie zadali. Siedzimy w pokoju wspólnym i patrzymy jak Scorpius próbuje poderwać Lily. Ona oczywiście udaje nie dostępną.
 - To jest chore. - stwierdziła po chwili Alicja. Przecież on ma 13 lat, a ona dopiero 11! Przecież to jest dziwne, że 13-latek "zarywa" do 11-latki.
Dosiada się do nas Albus, a ja widzę rumieńce kwitnące na policzkach Alicji.
 - Hej! Widziałyście ich? TO.JEST.DZIWNE. - powiedział do nas wskazując na parę, a Alicja natychmiast odpowiedziała.
 - Nooo... i to jeszcze jak dziwne, Właśnie mówiłam o tym Felicity. Co nie? - mówiła tak szybko i tak rozmarzonym głosem, że prawie jej nie rozumiałam.
 - Eee... no tak, mówiłaś.
 - Wiecie co? Nie mogę na to patrzeć to jest obleśne. Idę stąd. - zanim jednak wstał z tęsknotą w oczach popatrzył się na Alicje.Dziewczyna westchnęła w oczywisty sposób. Ona się zakochała w Albusie, a on w niej. Mówią, że to dziwne, a sami tak się zachowują.
 - Alicjo ty go kochasz.
 - Co? Wcale, że nie! Dobrze wiesz, że nie pochwalam takich związków!
 - A on kocha ciebie - nie przerwałam mojej mowy.
 - Nie.
 - Tak.
 - Nie.
 - Tak.
Kłóciłyśmy się tak dobre pięć minut. Między nami na kanapie usiadła Molly razem z Rose.
 - Dziewczyny! Rose zgodziła się zostawić na chwilę swoje koleżanki i pójść z nami do Hagrida! - krzyknęła z entuzjazmem Molly.
 - No tak! Zapomniałam, że umówiliśmy się z Hagridem, szybko trzeba zawołać wszystkich. Ja pójdę poszukać Albusa i Jamesa - powiedziała uradowana Alicja  i po sekundzie już jej nie było.
 - Świetnie. Ja zrobię coś z tymi gołąbeczkami.
 - Felicity nie widziałaś może mojego ukochanego braciszka? - spytała się mnie Rose.
 - Nie. Ostatnio widziałam go na transmutacji.
          Po odnalezieniu wszystkich Potter'ów i Weasley'ów ruszyliśmy przez błonia w stronę chatki Hagrida. Na początku nie wiedziałam, ze jestem zaproszona, ale Molly powiedziała, że beze mnie nigdzie się nie ruszy. Fajnie jest mieć przyjaciół. Dopiero teraz wiem jak to jest, a przynajmniej tak mi się wydaję, bo nikt nigdy mnie nie lubił.
 - Siemanko dzieciaki!- ale żem się za wami stęsknił. O! Jest i Felicity! Wchodźcie i siadajcie zaraz wam zrobię herbatę. - powitał nas półolbrzym. Weszliśmy do jego chatki i rozsiedliśmy się. Nie było miejsca na tyle osób więc ja i Lily usiadłyśmy na podłodze opierając się o nogi od stołu. Od razu powitał nas stary Brytan Hagrida- Kieł. Zsiwiał i jeszce bardziej się pomarszczył, ale nadal był piękny.
 - No to jak wam mija pierwszy dzień w szkole? Wszystko w porząsiu?- spytał się Hagrid nalewając nam herbaty.
 - No, nie jest najgorzej.- powiedział Hugo.
 - Hagridzie, wiesz może kim jest nowy nauczyciel z Obrony Przed Czarną Magią?- zapytała Lily z zaciekawieniem.
 - Jasne, że wiem! To jest...- już chciał nam odpowiedzieć, ale nagle urwał. -O nie! Nie dam się na to nabrać nic nie mogę wam powiedzieć. Przysiągłem to pani dyrektor. Poza tym wiele lat temu kiedy żył Dumbledore obiecałem, że będę dotrzymywał obietnic, które złożyłem profesorom.- powiedział i zaszkliły mu się oczy.
 - Czyli to musi być ktoś bardzo ważny.- powiedziałam, a Hagrid popatrzył na mnie ze strachem.
 - Eeem... więc... no ten... no to miło, że wpadliście, ale ja muszę przygotować się do następnej lekcji. No zmykajcie.
 - Ale Hagridzie! Dopiero co przyszliśmy!- zbulwersowała się Rose.
 - Może przyjdziecie jeszcze jutro? Wieczorem wam pasuje?
 - No dobrze, będziemy wieczorem.
             Wyszliśmy od Hagrida trochę zaskoczeni. Dlaczego Hagrid nie chciał nam powiedzieć nic o tym całym profesorze Wright.
 - Słuchajcie. Ja znam skądś tego nauczyciela. Kiedy Hagrid chciał nam o nim powiedzieć dziwnie się na mnie patrzył, a kiedy powiedziałam, że go znam to trochę się wystraszył.
 - Czemu ci nauczyciele nigdy nie są normalni? Tata mi opowiedział o wszystkich. Większość z nich to czubki.- powiedział James. - Gdybyście widzieli tego rok temu co nie Alu?
 - Alu!? James mówiłem ci żebyś tak do mnie nie mówił! Czy ja wyglądam jak dziewczyna?- wkurzył się Albus.
 - Pozwól braciszku, że tego nie skomentuje. Ale tak nawiasem mówiąc to jeszcze trochę zapuścisz włosy i upodobnisz się do Alicji.- powiedział ze śmiechem.
Zaczęliśmy się śmiać, a Alicja spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Al posłał jej spojrzenie mówiące "wiesz jaki on jest".
          Po wyjściu od Hagrida posiedzieliśmy trochę nad jeziorem więc gdy wróciliśmy do zamku było już bardzo późno więc od razu położyłyśmy się do łóżek. Ja i Alicja nie mogłyśmy spać więc poruszyłam temat, który rozpoczęłyśmy wcześniej.
 - Czy Albus nie jest twoim kuzynem? Przecież to dziwne, że zakochałaś się w swoim kuzynie... -nie mogłam powstrzymać śmiechu.
 - Po pierwsze: ja go nie kocham, po drugie: nie nie jesteśmy kuzynami, a to że mówię na jego rodziców ciocia i wujek to nic nie oznacza.
 - No ale twój tata jest ojcem chrzestnym Albusa, co nie?
 - Tak,ale nie łączą nas więzy krwi więc tak jakby nie jesteśmy rodziną.
 - Dobra. Niech ci będzie. Dobranoc.- wreszcie dałam jej spokój,a po chwili przeniosłam się do krainy snów.

       "Mugoalczka, a jednak ze szlachetnej rodziny okrytej hańbą."
"Czeka cię wiele przygód. Wiem to."
"GRYFFINDOR!"
"Mamo nie! Nie zostawiaj nas samych! Nie odchodź! Proszę."
"I co ja mam z tobą zrobić? Będę tęsknić kochanie. Kiedyś się zobaczymy."
"TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię. Nie poradzę sobie sama"
"Ten naszyjnik będzie cię chronił maleńka. Do widzenia."
 
     Obudziłam się gwałtownie. Byłam cała spocona. Co to było? Powoli analizowałam ten dziwny sen.
Ceremonia przydziału i ta przepowiednia- tak to pamiętam.
Tiara wybiera dla mnie dom- to również pamiętam.
A te dziwne postacie? Czy to wspomnienia, czy to tylko obrazy, które sama stworzyłam w mojej głowie? To była dziewczyna z małym dzieckiem na rękach. Miała ciemne włosy. Klęczała nad umierającą kobietą o blond włosach. Później mężczyzna. Nie widziałam go dokładnie jego twarz była zamglona. Dziewczyna zostawia dziecko pod drzwiami. Ale jakie to drzwi? Dokąd prowadzą? Naszyjnik. Naszyjnik? Co to za naszyjnik. Co oznacza? Kogo ma chronić? Tyle tych pytań, a tylko jeden sen.
Próbowałam znowu zasnąć, ale nie potrafiłam. Klęknęłam na łóżku, odsłoniłam powoli kotary i wyjrzałam przez okno, na którym siedziała Venus. Frank cicho pohukiwał w swojej klatce, Arnold popiskiwał przez sen, a Kato rozwalił się na dywaniku przy łóżku Molly i mruczał. Byłam tylko ja i zwierzęta. Co się ze mną dzieję? To niby tylko sen, a jednak... czułam jak waliło mi serce. Myślałam, że wybuchnę z tego podniecenia. "Czeka cię wiele przygód. Wiem to." Tak ja też to wiedziałam. Nie wiem skąd, ale po prostu to czułam. Tak musi być.
          Rano znowu przyszło mi obudzić moje towarzyszki. W dormitorium, jak i w pokoju wspólnym dało się wyczuć podekscytowanie. Nikt nie mógł się doczekać pierwszych zajęć z obrony przed czarną magią z "tajemniczym profesorem". W tym i ja.
******

       Tak. Jak zwykle rozdział jest za krótki. Ja po prostu nie potrafię "długo" pisać, ale wydaję mi się, że nie jest najgorszy ;)