środa, 25 listopada 2015

Bonus | Jak to się zaczęło?

Lekkie opóźnienie (znowu ;__;), ale tak to jest kiedy rozwala ci się rodzina, a ty próbujesz naprawić sytuację chociaż wychodzi jeszcze gorzej... Dobra! Dosyć moich problemów!
No to miłego czytania!
PS. Zapraszam do 15 rozdziału ↓↓↓

~~~~~~

          Byłam strasznie przygnębiona po stracie mamy. Tylko w niej miałam oparcie. O ojcu i o dziadku szkoda nawet opowiadać, a mimo to powiem wam o nich trochę.
Mój dziadek - był bardzo starym człowiekiem o dziwnych zasadach. Kiedyś pokonał go jego dawny przyjaciel. Czy to normalne, żeby siedzieć w więzieniu, które samemu się wybudowało?! Niezbyt, ale jednak on tam trafił. Zanim jednak został tam "wsadzony",nie wiem jak to ująć... dobra ujmę tak: zrobił sobie dziecko. Tym dzieckiem był właśnie mój tata. Aha! Ja tu o nim opowiadam, a nie powiedziałam wam najważniejszej rzeczy! On nie żyje. Już od wielu lat. Dobra, a wracając do rzeczy. Kiedy przesiadywałam godzinami w Nurmengardzie (bo tak właśnie dziadek nazwał to więzienie), to nasłuchałam się bardzo wielu opowieści o większym dobru i takich tam dziwnych sprawach, niewyrównanych rachunkach, o zemstach itd. No tak pytacie co robiłam w tym podłym miejscu? Spędzałam czas z dziadkiem. To była jedyna możliwość na rozmowę z nim.
           Mój tata - nie zbyt uczciwy człowiek (również stary, ale i tak jakimś cudem znalazł żonę...)synalek tatusia. Oczywiście mówiąc "synalek tatusia" mam na myśli "człowiek-który-popiera-idee-swojego-głupiego-ojca". Przez całe dzieciństwo on i mój dziadek próbowali wpoić mi do głowy, że muszę działać, dla wspomnianego wcześniej większego dobra . A co to oznacza? To oznacza: mugole to zło, twoim jedynym celem jest zdobycie władzy... no wiecie, takie bezsensowne gadanie, w kółko o tym samym.
         Miałam tego dosyć i uciekłam z domu. Nie miałam żadnych planów na przyszłość, byłam bez pieniędzy i bez domu. W końcu trafiłam do Londynu ,do dziś nie wiem jak, przecież byłam tak wykończona, że nie miałam siły się deportować, ale jednak jakoś się udało. Błąkałam się po ulicach, ale pewnego dnia na Pokątnej kiedy byłam już tak wycieńczona, że ledwo trzymałam się na nogach zobaczyłam mężczyznę. No tak... mężczyzn widywałam na każdym kroku, ale ten był inny. Próbowałam podejść do niego i poprosić o parę knutów, czy sykli, ale niestety nie dałam już rady. Potem był tylko ostry ból i łzy. Zemdlałam.
            Ocknęłam się dopiero po dwóch dniach w sterylnie białym pomieszczeniu, w sterylnie białej i czystej pościeli na sterylnie białym i wygodnym łóżku. O mało nie dostałam ataku serca jak zobaczyłam kto siedzi przy moim posłaniu. Był to ten mężczyzna! Na Merlina! Jaki on był przystojny... i ten jego uśmiech...
   -Gdzie ja jestem? - pomimo tego, że już powoli odzyskiwałam siły tylko tyle udało mi się powiedzieć.
   - Jesteś w szpitalu Świętego Munga - odrzekł uśmiechając się nieśmiało.
   - Aha... - dopiero teraz poczułam, że mam gips na prawej ręce i obandażowaną głowę. -A kim ty jesteś? - dodałam po chwili.
   - Ja jestem zwykłym człowiekiem, który próbuje pomóc pięknej kobiecie - nie powiem... schlebiał mi. - Przyglądałem ci się od pewnego czasu, a kiedy upadłaś jakoś nikt inny oprócz mnie nie zainteresował się tobą. Nie mogłem pozwolić żebyś leżała na tej zimnej ziemi wśród takich tłumów ludzi, w dodatku na środku chodnika. A tak w ogóle to mam na imię Jeremiah, a ty?
   - Mam na imię Anastazja. Dziękuję ci bardzo za pomoc.
   -Nie ma sprawy Anastazjo. Opowiedz mi coś o sobie - mówił tak głębokim głosem, że nie umiałam się oprzeć i zaczęłam jak najszybciej opowiadać moją historię, żeby tylko móc usłyszeć go znowu. Kiedy skończyłam opowiadać spojrzał na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
   -To wszystko o czym mówisz jest okropne. Słuchaj... jestem dobrym przyjacielem właściciela baru pod Trzema Miotłami. Mogę załatwić ci tam pokój i pracę. Przynajmniej na jakiś czas.
   -To naprawdę bardzo fajnie z twojej strony, ale ja nic o tobie nie wiem! Jakiś obcy mężczyzna przynosi mnie do szpitala i oferuje mi mieszkanie i pracę... uważaj, bo jeszcze pomyślę, że jesteś jakimś... - ale już nie dopowiedziałam kim jest bo mój tajemniczy, nieznajomy mi przerwał.
   - To może poznasz mnie lepiej przy kolacji? Jak już wyjdziesz ze szpitala to może...
   - Proponujesz mi randkę?
   - Nie od razu randkę... miłe spotkanie przy świecach.
   - Czyli jednak randka.
   - Może.
   - W co pan pogrywa panie Wright?
   - W nic. Już mówiłem. Próbuję być miły.

~~~~

          Po tygodniu wyszłam z kliniki św. Munga. Byłam wychudzona i odwodniona. Jeremiah siedział przy mnie całymi dniami. Naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież to całkiem obcy człowiek! Ale i tak nie mogłam się mu oprzeć i poszłam z nim na tę randkę. Było całkiem miło. Siedzieliśmy w najciemniejszym zakamarku baru pod Trzema Miotłami, gdzie miałam zacząć pracę i rozmawialiśmy. Już dawno po tym jak wszystkie świece się powypalały jeszcze siedzieliśmy.
   - Chyba częściej będę cię zapraszał na kolacje - powiedział i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko mu podziękowałam i otworzyłam drzwi swojego pokoju znajdującego się nad barem. Było to bardzo przytulne pomieszczenie ze sporym łóżkiem z kotarami i starym, wypłowiałym już dywanikiem. Pod oknem stała szafka z lampką nocną, a na samym końcu pokoju była duża biblioteczka. Przebrałam się w piżamę (zgadnijcie ko mi ją kupił...) i położyłam się. Jednak nie potrafiłam zasnąć ponieważ cały czas myślałam o życzliwości Wright'a, a nawet parę razy przyłapałam się na tym, że gadam sama do siebie o tym jaki on jest przystojny i miły, i szarmancki, i dowcipny,i... Och na Merlina! Szczerze? Chyba wtedy po raz pierwszy się zakochałam.
       Mijały tygodnie, a ja radziłam sobie coraz lepiej jako kelnerka. Nawet mi się to podobało. Zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami. Z dnia na dzień coraz bardziej ufałam Jeremiah'owi. Zachowywaliśmy się jak dobrzy przyjaciele, ale każde z nas wiedziało, że nasza znajomość to coś więcej. W końcu doczekałam się dnia, w którym zapytał czy nie chciałabym być jego dziewczyną. Jasne, że się zgodziłam! Pamiętam, że wtedy nawet został u mnie na noc. Szczegółów nie zdradzę!

~~~~

   - Anastazjo! - usłyszałam głos za moimi plecami.
   -Jeremiah! Kochanie nareszcie wróciłeś! - odwróciłam się i natychmiast podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. W końcu mój ukochany wrócił z pracy. Nie widziałam się z nim prawie dwa miesiące,bo musiał wyjechać na jakąś ważną misję. Był bardzo zaufanym pracownikiem w Ministerstwie Magii.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam.
   - Ja bardziej
   - Ja najbardziej - wtrącił się Tom i przywitał się z Jeremiah'em.
   - Hej stary! Co tam? Anastazja była grzeczna?
   - No wiesz co?! - krzyknęłam udając obrażoną.
   - Dobra przepraszam. Tak tylko pytałem -nie dałam mu dokończyć zamykając jego usta pocałunkiem.
   - Czy zechciałabyś pójść ze mną wieczorem na spacer? - zapytał kiedy już otrząsnął się po pocałunku.
   - Bardzo chętnie, ale dzisiaj bardzo późno kończę zmianę. Chcę zarobić jak najwięcej dlatego robię nadgodziny.
   - Myślę, że da się jakoś załatwić, żebyś wcześniej skończyła. Dzisiejsza randka jest bardzo ważna.
   - Skoro tak...
          Kiedy tylko weszłam na piętro po skończonej pracy zaczęłam się ubierać. Pamiętam, że ubrałam sukienkę do kolan i rozpuściłam włosy. Niby prosto, ale mi się podobało. Z resztą wygląd nie jest najważniejszy. Czułam, że ten wieczór wywróci moje życie do góry nogami. Nawet domyślałam się dlaczego ta randka jest taka ważna dla Jeremiaha.
Wyszłam z przed bar po godzinie dziewiątej. Jeremiah już na mnie czekał w eleganckim stroju i z bukietem białych róż. Takiego jeszcze ani razu go nie widziałam. Wyglądał na trochę poddenerwowanego, kiedy przechadzaliśmy się cichymi uliczkami mugolskiego Londynu. W końcu usiedliśmy na ławce w pięknym parku. Wright jednak nie siedział zbyt długo. Wstał, a następnie uklęknął przede mną i ujął moją dłoń.
   -Anastazjo, czy chciałabyś spędzić ze mną resztę swojego życia? Już w pierwszej chwili kiedy cię wtedy ujrzałem wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Wyjdziesz za mnie?
   - J-ja... Jeremiah ja... TAK! TAK,TAK,TAK! Oczywiście, że za ciebie wyjdę! -w pierwszej chwili nie umiałam z siebie nic wydusić. Moje podejrzenia sprawdziły się. Mój NARZECZONY włożył mi na palec piękny srebrno-złoty pierścionek. W tamtej chwili byłam chyba najszczęśliwszą kobietą na ziemi.

~~~~

        Dwa miesiące później odbył się nasz ślub. Było bardzo kameralnie, ale też cudownie. Na początku zastanawiałam się czy zaprosić na ślub ojca. Po dłuższym i intensywniejszym rozmyślaniu doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli tego nie zrobię. Przecież uciekłam  stamtąd. Nie chciałam mieć już nic do czynienia z moją głupią rodziną. Oczywiście teraz mogłam zacząć od nowa. Mogłam założyć własną, drugą rodzinę. I tak też się stało. Pół roku później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Tak bardzo się cieszyliśmy. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy narodzin naszego dziecka. Była to córeczka. Nazwaliśmy ją Destiny. Była taka śliczna i taka malutka. Była bardzo podobna do Jeremiaha, tylko oczy miała po mnie. Ogromne, brązowe, wesołe oczka. Teraz już wypadało napisać do taty i do dziadka. Musieli wiedzieć, że mają wnuczkę. Później przekonaliśmy się, że to był wielki błąd. Kiedy dziadek dowiedział się o prawnuczce kazał nasłać na mnie swoich ludzi. Dla niego było absolutnie nie dopuszczalne to, że mam dziecko z kimś kto jest tylko czarodziejem półkrwi. Według tradycji naszej rodziny to ojcowie wybierali mężów dla swoich córek. No, ale wracając do rzeczy. Pewnej nocy ktoś włamał się do naszego domu, rozbroił mojego męża, a mnie zabrał do Nurmengardu. Już wiecie co to takiego ten Nurmengard. Siedziałam tam trzynaście lat. Jeremiah razem z aurorami szukali mnie dzień w dzień. W końcu po tylu latach odnaleźli samotną kryptę na małej wysepce. Większość przesiedziałam sama ponieważ mojego dziadka zabił niejaki Lord Voldemord. Podobno później pokonał go słynny Harry Potter. Mój ojciec gdzieś zniknął. Do towarzystwa miałam tylko kilku  dementorów, którzy na rozkaz "wielkiego" Grindelwalda przybyli z Azkabanu do Nurmengardu (przynajmniej część). Kiedy wróciłam do domu byłam znowu w bardzo ciężkim stanie. Byłam wychudzona tak, że wyglądałam jak kościotrup. Jadłam tam przecież przeważnie tylko suchy chleb. Jak tylko przekroczyłam próg naszego mieszkania zobaczyłam piękną dziewczynę. Nie mogłam uwierzyć. To była Destiny. Wreszcie zobaczyła swoją mamę, tylko szkoda że w takim stanie... No i znowu wylądowałam w Św. Mungu. Po wyjściu z kliniki razem z mężem i córką wyjechałam z Londynu. Zamieszkaliśmy w jakiejś małej wiosce. I wydawało się, że już wszystko będzie dobrze. Żyliśmy w zdrowiu i w szczęściu pomimo tego, że prawor co noc nawiedzały mnie wspomnienia z Nurmengardu.  Półtora roku później zaszłam znowu w ciąże. Ten okres naprawdę był cudowny. Jeremiah podarował mi wtedy piękny naszyjnik wysadzany bursztynami i szmaragdami. Zawsze przynosił mi szczęście. Kiedyś przekażę go córce. Miałam wspaniałą, wspierającą mnie rodzinę. Kiedy urodziła się Felicity bardzo się zdziwiłam ponieważ stwierdziłam, że jest bardzo podobna do mnie. Totalne przeciwieństwo Destiny. Tylko oczy miała po ojcu. Piękne zielone oczka. Rok później podczas jakiejś tajnej misji ludzie Grindelwalda przez przypadek namierzyli nas. Kiedy zobaczyli u mojego boku dwójkę dzieci, natychmiast zaczęli na mnie "polować". I chociaż dziadek już nie żył to chcieli wypełnić jego wolę. A on zwyczajnie chciał mnie zabić. No i co? No i mnie zabili. Byłam w stanie poświęcić się dla moich córeczek. Po mojej śmierci stało się tak jak chciałam. Naszyjnik otrzymała Felicity,a Destiny i Jeremiah poprostu odeszli. Ale nie tak jak ja. Zwyczajnie poddali się, ale nie mam im tego za złe. I tak kiedyś będziemy wszyscy razem.

~~~~

      Teraz patrzę na wszystko z góry i staram się opiekować nimi wszystkimi jak najlepiej. Felicity, Destiny i Jeremiah mają wiele problemów, ale wierzę, że sobie poradzą. Moim celem jest pomóc im rozwiązać pewną tajemnicę.

   

niedziela, 22 listopada 2015

Liebster Blog Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Dziękuję serdecznie KIMI z bloga Endowded With Power za nominację! Sprawiłaś mi wielką uciechę tą informacją, szczególnie że te dni są dla mnie straszne :/


Ja nominuję:

AleksandraOla - Nasza Bajka
Optimist  -  "Prawdziwą miłość poznaje się nie po jej sile, lecz po czasie jej trwania"
Andrea Ceruelo - Astoria i Draco: Droga do szczęścia

Nominowałabym jeszcze MaryStalnight, ale miałaby już za dużo nominacji xD
Mam jeszcze wiele blogów, które chciałabym nominować, ale musiałabym ich teraz szukać w odmętach listy blogów, które obserwuje... jak mi coś przyjdzie do głowy to na pewno dopiszę :) Mam również nadzieję, że nie stracę czytelników przez to, że kogoś nie nominowałam... już mi się tak zdarzało :/

Okej! Oto moje odpowiedzi :)

1. Jak wpadłaś na pomysł założenia bloga ? Czym się kierowałaś ?

No więc to było w pewną wakacyjną noc kiedy mój tata tak strasznie chrapał w sąsiednim pokoju, że nie umiałam spać xD I wtedy sobie pomyślałam " O kurde! A co jak Hogwart naprawdę istnieje? Kto wie... może nawet jutro dostanę swój list?" W dodatku byłam jeszcze pod wpływem "Księcia Półkrwi", bo dopiero co skończyłam go czytać piąty raz.No i tak powstała postać Felicity Turner (Wright),a razem z postacią całe opowiadanie :)

2. Ulubiony fikcyjny bohater ?

Bohater no to... Edmund Pevensie (Opowieści z Narnii).
Bohaterka to (tak wiem... nie muszę pisać bohaterki) Ginny Wealey/Potter

3. Ile masz lat ?

13 :p

4. Ulubiony przedmiot w szkole i w Hogwarcie ?

W szkole to chyba francuski, a w Hogwarcie to Obrona Przed Czarną Magią :)

5. Twoje hobby ?

Pisanie opowiadań :)

6. Ulubiony piosenkarz/piosenkarka/zespół ?

Piosenkarka: Selena Gomez
Zespół: The Beatles, Linkin Park

7. Wpis na blogu, którego pisanie sprawiło Ci najwięcej frajdy ?

Chyba bonus, który właśnie kończę pisać :)

8. Książka, która zmieniła Twoje życie ?

Harry Potter ♡

9. Do jakiego domu w Hogwarcie należysz ?

Gryffindor :)

10. Ostatnio przeczytana książka ?

Opowieści z Narnii: Podróż "Wędrowca do Świtu"

11. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś ?

Szczerze? Nie wiem...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Oto pytania dla was!
1. Co jest twoim życiowym celem?
2. Czy piszesz opowiadania "do szuflady"? Takie dla samej siebie?
3. Czy podoba ci się to jak piszesz?
4. Ulubiona książka oprócz "Harry'ego Pottera" ?
5. Ulubiona bohaterka/bohater z twojego opowiadania?
6. Czasy Huncwotów, czy Nowe Pokolenie?
7. Ulubiony kanoniczny pairing?
8. Ulubione słowo?
9. Dom do którego należysz w Hogwarcie?
10. Kto byłby twoim przyjacielem w Hogwarcie?
11. Zamierzasz w przyszłości pomagać ludziom? Zakładać fundacje itp.


sobota, 14 listopada 2015

#PrayForParis | Za Francje!

Dzisiaj przychodzę do was nie z rozdziałem, nie z bonusem,bo to teraz jest nie istotne. To co dzieję się na tym świecie to szczyt wszystkiego! Słyszeliście o zamachach terrorystycznych w Paryżu? No właśnie kto by nie słyszał... Przynajmniej przez parę godzin bądźmy Francuzami! Łączmy się w żałobie z rodzinami osób, które były niewinne, a jednak zginęły przez głupie zachcianki terrorystów. Niestety na razie tylko tyle możemy zrobić dla Francji. Za niedługo takie rzeczy mogą dziać się u nas, więc nie bądźmy obojętni!
Różdżki w górę czarodzieje! Za Francję! /* [*]
#Pray_for_Paris /*
#Pray_for_France [*]


środa, 11 listopada 2015

#15 I znowu wyjaśnienia...

Tak dawno nic nie napisałam, że aż stęskniłam się za Fi i jej przyjaciółmi :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Nie wyszedł tak jak chciałam, ale nie jest najgorszy.... No to miłego czytania ;)
PS. Ci którzy zamówili u mnie miniaturki muszą jeszcze trochę zaczekać. Przepraszam za tak duże opóźnienia :/
                                                                             ~~~~~

   

         Profesorze? Profesorze Wright, to pan? Mój tata... profesor... Co!? - po wykrzyczeniu ostatniego słowa obudziłam się i poczułam pod sobą coś twardego, a za razem miękkiego. To był dywan.
   - Felicity... nie chce nic mówić, ale... przez całą noc gadałaś o profesorze z Obrony Przed Czarną Magią... - takie słowa usłyszałam po otworzeniu oczu. - Aha i jak coś, to leżysz na podłodze.
   - Molly jaka ty czasami jesteś nie delikatna! - zbeształa kuzynkę Lily.
   - Przepraszam, ale to jest trochę niepokojące.
   - To nie znaczy, że musisz taka być. Fi znowu miała koszmary. Prawda Fi?
   - Ale co ja takiego znowu zrobiłam? - zapytała Molly z pretensją w głosie. Przysłuchiwałam się tej rozmowie z wielką trudnością ponieważ dalej byłam zszokowana tym snem.
   - Ciiiicho! - syknęła Alicja, która jeszcze leżała w łóżku. Biedny Kato ze strachu spadł z parapetu, na którym polował na Franka i Venus. - To już wyspać się nie można? O co znowu chodzi? I... CZEMU FELICITY LEŻY NA PODŁODZE?! - Alicja dopiero teraz zorientowała się w jakiej jestem pozycji.
   - Miałam koszmar - wybełkotałam i wgramoliłam się do łóżka.
   - Znowu?
   - Tak. To znaczy niezupełnie... to było bardziej dziwne, niż straszne. Śnił mi się Wright.
   - A co dokładniej? Co on on robił w twoim śnie? - usiadły na około mnie, a ja czułam się osaczona.
   - W zasadzie chyba mogę wam powiedzieć.
   - Pewnie, że możesz! - krzyknęły wszystkie na raz.
   - No dobrze... miałam znowu ten sen co na początku roku szkolnego. Pamiętacie jak wam opowiadałam, że "moja siostra" wołała ojca? Tym ojcem jest... tym ojcem jest Wright.
   - CO ?!
   - No...
   -  Ale wiesz co to oznacza? Skoro tym dzieckiem, które trzymała na rękach byłaś ty to... - przerwała mi Molly.
   - Wright jest też twoim ojcem! - dokończyła za nią Lily.
   - Wiesz co? Zorientowałam się - sama się zdziwiłam kiedy usłyszałam ironię w moim głosie.
   -To niemożliwe - powiedziała nie pewnie Alicja.
   -Dlaczego nie? Wszystko pasuje! Poza tym już od jakiegoś czasu tak podejrzewałam, ale nie chciała ci jeszcze tego mówić. Dlatego chciałam zobaczyć twoje zdjęcie jak byłaś maleńka!
   - Nie wiem co mam o tym myśleć.
   - Porozmawiaj z nim.
   - A co jeśli to nie prawda i wyjdę na jakąś wariatkę?
   - Fi, to musi być prawda! Przecież widziałaś jak Wright się przy tobie zachowuje na lekcjach! - Molly nakrzyczała na mnie. Może to faktycznie prawda?
   - Dobra spróbuje, ale nie krzycz na mnie.
   - Właśnie... skoro Molly wspomniała o lekcjach z profesorem Wrigh... to znaczy twoim tatą. Dlaczego twoim boginem jest ta dziewczyna? Naprawdę się jej boisz?
   - Nie boję się jej. Sama nie wiem dlaczego ona jest moim boginem. Może przeraża mnie to, że jednak ona jest moją prawdziwą siostrą?
   - Dlaczego miało by by cię to przerażać?
   - Mówię ci, że nie wiem! Poza tym trzeba się już zbierać na śniadanie.

~~~~~

        Czy to możliwe, żeby profesor Wright był moim PRAWDZIWYM ojcem? Na początku roku szkolnego Hagrid powiedział mi, że nie powie mi nic o profesorze.  Czyżby wiedział o tym wszystkim? Muszę iść z nim porozmawiać, ale sama. Może Molly też wie coś więcej, tylko mi nie mówi? I dlaczego rodzice mi nie odpisują? To znaczy moi przyszywani rodzice... Czy jak wrócę do domu na święta mam o tym wszystkim powiedzieć? Już się w tym wszystkim gubię.
           Po lekcjach pobiegłam do chatki Hagrida.
   - Hagridzie musimy poważnie porozmawiać - powiedziałam, próbując pogryźć twarde ciasteczko.
   - O czym?
   - Pamiętasz jak na początku roku szkolnego, kiedy do ciebie przyszliśmy nie chciałeś nam zdradzić kim tak naprawdę jest Wright?
   - T-tak... i nie myśl sobie, że teraz ci to wyjawię! - wyjąkał zdenerwowany.
   - Wiem, że jest moim ojcem, ale nie wiem nic więcej.
   - O cholibka... jak dowiedziałaś się o tym wszystkim ?!
   - To teraz nie jest istotne. Poza tym i tak byś mi nie uwierzył. Powiedz mi coś więcej.
   - Skoro już tyle wiesz to może... nie, nie mogę. Obiecałem profesor McGonagall, że nie powiem ci dlaczego trafiłaś do sierocińca...
   - Aha! Czyli zostałam adoptowana... to nawet logiczne.
   - Kurczę! Za długi jęzor. ZA DŁUGI!
   - Co dalej? Hagridzie! Proszę powiedz mi. Już sama nie wiem kim jestem! - wykrzyczałam na jednym wydechu ze łzami w oczach.
   - No dobra, ale jak pani dyrektor się dowi to będzie źle.
   - Nikt się nie dowie, że mi powiedziałeś.
   - No więc to było tak - zaczął opowiadać po chwili niepewności.
   - Anastazja, znaczy się twoja mama była wnuczką Grinelwalda. Kto to był Grindelwald nie muszę ci tłumaczyć? Grindelwald trzymał się tylko rzeczy, które były związane z "większym dobrem". Twoja mama nie popierała idei swojej rodziny i uciekła z rodzinnego domu. Kiedy błąkała się po ulicach, natknęła się na pewnego facia, co to jej zapewnił utrzymanie. Od razu się sobie spodobali. No i wiadomo co dalej... ślub i dziecko. Aha jak coś to ten facio to twój ojciec. Najpierw pojawiła się twoja siostra - Destiny. Kiedy Grindelwald dowiedział się o tym, że jego wnuczka ma dziecko z jakimś czarodziejem nie należącym do *"Wielkiej dwudziestki ósemki" to nasłał na nią swoich ludzi, a oni wsadzili do Nurmengardu, no wisz tego więzienia podobnego do Azkabanu. Jej mąż, a wasz ojciec został sam z córką. Trzynaście lat później jakimś cudem udało mu się wyciągnąć Anastazje z więzienia. Od tamtego czau musieli się ukrywać. Dwa lata później pojawiłaś się ty. Grindelwald namierzył was i ponownie nasłał swoich ludzi, a oni zabili twoją matkę. Wright powierzył cię swojej starszej córce i odszedł. Ona nie wiedziała co ma zrobić więc oddała cię do sierocińca. I to by było na tyle... -Hagrid skończył mówić i rozpłakał się. Mi również pociekło parę łez.
   - A co z moją siostrą? Z Destiny?
   - Nie wiadomo - bąknął ocierając łzy.
   - Ale jak to... no nic. Dzięki, wielkie dzięki Hagrid! - krzyknęłam i przytuliłam się do jego ogromnego ramienia, a potem wybiegłam z chatki. Poleciałam jak najszybciej do zamku,bo chciałam odszukać profesora Wrighta, to znaczy taty. Nie wiem czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję.

~~~~~

             Biegłam na przed siebie na drugie piętro. Na nic nie zwracałam uwagi, bo miałam tylko jeden cel. Porozmawiać z Wright'em. Nagle na coś wpadłam.
   - Hej! Felicity gdzie się tak śpieszysz? - to był Paul.
   - Muszę z kimś porozmawiać. Przepraszam, że na ciebie wpadłam, zamyśliłam się.
   - Spokojnie, a co do tego...
   - Przepraszam. Pogadamy później, dobrze?
   -Jak chcesz... - nie dałam mu dokończyć. Zanim się obejrzałam, już stałam pod drzwiami gabinetu.
             Wpadłam do komnaty jak piorun.
   - Muszę z panem porozmawiać. Natychmiast! - szczerze mówiąc nawet nie zamierzałam wymówić tych słów, ale jakoś samo to ze mnie wyszło.
   - Siadaj - powiedział, a ja natychmiast wykonałam jego polecenie.
   - Kiedy zamierzał mi pan o wszystkim powiedzieć? A może raczej kiedy zamierzałeś tato - w końcu, po długiej chwili milczenia zdobyłam się na odwagę. Może nawet za bardzo się odważyłam.
   - Proszę?
   - Wiem, że jesteś moim ojcem - teraz byłam z nauczycielem na "ty". Ale chyba mogę prawda? To w końcu mój ojciec. Chociaż... może zaczęłam trochę za ostro?
   - Jak się dowiedziałaś? - jego twarz momentalnie zbledła.
   - Mówiłam ci o tych snach TATO - starałam się utrzymać stanowczy głos.
   - No tak... te twoje sny.
   - Możesz mi powiedzieć dlaczego nas opuściłeś?
   - Musisz wiedzieć, że po śmierci twojej, a raczej waszej matki, bo oczywiście wiesz o siostrze... straciłem jakąkolwiek chęć do życia - głos mu się trochę załamywał. - Zostawiłem moje dzieci na pastwę losu. Później się nawróciłem i chciałem wszystko naprawić, ale nie umiałem was znaleźć. Szukałem po domach dziecka, sierocińcach i nic... moje córki przepadły. W końcu w jakimś sierocińcu dowiedziałem się, że była tam mała dziewczynka o imieniu Felicity. Miała moje nazwisko... wiedziałem, że to ty, ale wiedziałem też, że jesteś o wiele bezpieczniejsza u tych mugoli. Gdybym nie bał się ludzi Grindelwalda to już dawno bylibyśmy szczęśliwą rodziną. Niestety stchórzyłem. Tak mi wstyd. Wybaczysz mi kiedyś córko?
   - Wybaczę - powiedziałam dławiąc się łzami. - A co z moją siostrą?
   - Po niej nie ma ani śladu. Wiem, że ten twój bogin na ostatniej lekcji musiał coś oznaczać. Przyśniła ci się, a to dobry znak, przynajmniej mam taką nadzieję - To naprawdę wielki cud, że trafiłaś do Hogwartu. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Od razu cię poznałem po tych oczach. Masz je po mnie - starał się nie patrzeć na mnie,ale w końcu spojrzał. Uśmiechał się i miał zaszklone oczy. Tak to faktycznie cud.
   - Ja... ja przepraszam. Nie wiedziałam, że to było dla ciebie takie ciężkie. Ty żyłeś wiedząc o tym, że zostawiłeś rodzinę, a ja o niczym nie wiedziałam. Ta przepowiednia Tiary... szlachetna rodzina, okryta hańbą... No tak, rodzina Grindelwald... Teraz wszystko pasuje! - nie wiedziałam czy mam się teraz śmiać, czy dalej płakać.
Nie chciałam już więcej wyjaśnień. Na razie tyle mi starczyło. Podeszłam do MOJEGO TATY i go przytuliłam.
   - Obiecaj mi coś Felicity. Nikt oprócz nas a razie nie może wiedzieć, że jesteśmy rodziną. Pamiętaj, że ci ludzie, którzy cię adoptowali nadal będą twoimi rodzicami. Nic im nie mów, zachowuj się normalnie, tak jakby nigdy nic.
   - Tato moje przyjaciółki o tym wiedzą.
   - Jeśli im naprawdę ufasz to mogą wiedzieć, ale tylko one. Obiecujesz?
   - Obiecuję. Aha i jeszcze jedno... kiedyś Destiny powiedziała mi, że pradziadek byłby ze mnie dumny...
   - Co? - wyglądał na trochę wystraszonego.
~~~~~

*Wielka Dwudziestka Ósemka- spis wszystkich rodów czystej krwi.

Hej! Tu znowu ja!  Rozdział wyszedł trochę krótko,bo znowu mi się zepsuł komputer i musiałam go pisać od nowa, w dodatku na telefonie...
Bonus, który pojawi się wieczorem będzie takim trochę dopełnieniem do rozdziału.
I nie, nie nie zbliżamy się jeszcze do końca opowiadania!
No i wszystkiego naj dla mnie xD
~NOX


wtorek, 10 listopada 2015

Przeprosiny od NOX!

Hej! Bardzo przepraszam, że nie dotrzymuje obietnic, ale mam naprawdę wiele spraw na głowie...
Nowy rozdział pojawi się NA PEWNO popołudniu :)
Oczywiście bonus również będzie ( ale to raczej wieczorem).
No to pozdrawiam i cierpliwości życzę!
~NOX