Przybywam z nowym rozdziałem!
Zapraszam na mojego bloga z miniaturkami:
miniaturkinox blogspot.com
Miłego czytania!
~~~~*****~~~~
"Dla większego dobra", "Dla większego dobra", "Dla większego dobra"... Dźwięczało mi w głowie to jedno zdanie.
- Fi... Fi!- ktoś krzyknął, a ja natychmiast otworzyłam oczy.
- C-co?- zapytałam wystraszona.
- Ile można spać? Pani Pomfrey powiedziała, że możesz już wyjść ze szpitala- ulżyło mi kiedy zobaczyłam, że to tylko Alicja.
- Przecież miałam leżeć tydzień- kiedy się podniosłam nie czułam już na głowie ciężaru opatrunku.
- Pani Pomfrey chyba wie co mówi. Przebieraj się, przy odrobinie szczęścia zdążymy jeszcze na zielarstwo. Jak znowu się spóźnię to będę miała przechlapane u taty.
- Okej. Już się przebieram. Może byś się z łaski swojej odwróciła?
- Jasne, już się odwracam. Zapomniałabym! Słyszałaś, że moja mama ma tu pracować?
- To fajnie. Czego będzie uczyła? Mam nadzieję, że zastąpi profesora Binnsa. Przynajmniej już nie będzie tak nudno na historii magii.
- Nie będzie uczyła. Pani Pomfrey od nowego semestru przechodzi na emeryturę i mama zostanie pielęgniarką.
- Jak tak dalej pójdzie to będę jej stałym gościem. Mówisz, że idzie na emeryturę? Tylko dlaczego od nowego semestru...- zapytałam wkładając spodnie.
- Nie mam pojęcia. Ale... wyobrażasz sobie? Oboje rodzice w mojej szkole... Już całkiem nie będę miała spokoju.- Alicja nadal była odwrócona, ale gdyby stała przodem pewnie zauważyłabym na jej twarzy irytację.
- Nie będzie aż tak źle. Ja to bym chciała mieć obojgu rodziców tak blisko. Tylko jest jeden problem. Nadal nie wiem kim są moi prawdziwi rodzice!- pocieszanie chyba nie idzie mi najlepiej. Przypomniałam sobie mój sen. I znowu się zamyśliłam. "Mówi ci coś tekst:Dla większego dobra?"- to chyba oznacza tylko jedną osobę... Czy Gellert Grindelwald jest, a raczej był moim pradziadkiem?
- Felicity! Znowu bujasz w obłokach? Musimy się śpieszyć.
- Okej. Chodźmy! -Alicja złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
~~~~*****~~~~
Po zielarstwie razem z Alicja, Molly, Lily i... Paulem poszliśmy pod salę z Obrony Przed Czarną Magią. Oczywiście Paul nas tylko odprowadzał. Dziewczyny chętnie z nim rozmawiały, a on z nimi. Podobało mi się to, bo częściej mogłam z nim przebywać. Och! Felicity co się z tobą dzieję!? Lubisz spędzać czas z Adamsem? Faktycznie coś tu nie tak, ale co ja na to poradzę skoro tak dobrze mi jest w jego towarzystwie? Ej tylko proszę mi tu nic nie sugerować! Nie będę taka jak Alicja, czy Lily. Mam jedenaście lat i nie zamierzam mieć chłopaka! Przynajmniej na razie. Po dzwonku weszliśmy do klasy. Oczywiście nie obyło się bez przepychanek i podstawiania "haków". Mówię tu głównie o ślizgonach. Serio! Jeszcze kilka lekcji z OPCM, a znowu trafię do skrzydła szpitalnego. Przynajmniej pani Longbottom będzie miała nad kim załamywać ręce.
Czekaliśmy cicho w ławkach na pierwsze słowa profesora Wrighta. Co lekcję patrzyłam w te jego oczy i próbowałam sobie przypomnieć skąd je znam.
- Dzień dobry. -usłyszeliśmy spokojny głos, było w nim coś niezwykłego. - Dzisiaj nauczycie się zaklęcia Riddikulus. Wie ktoś coś na temat tego zaklęcia?
Moja ręka natychmiast wystrzeliła w górę. Prawie przywaliłam Molly, która siedziała ze mną w ławce.
- Tak, panno Turner? -moje nazwisko wypowiedział już mniej energicznie i jakby... ze smutkiem?
- Zaklęcie Riddiculus to zaklęcie obronne pozwalające zmienić bogina w coś śmiesznego.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. A kto mi powie co to takiego ten bogin? -tym razem rękę podniosła Lily.
- Tak panno Potter?
- Bogin to zjawa, która przybiera postać tego czego w danej chwili boi się osoba stojąca przed nią. Nikt nie wie jak wygląda naprawdę.
- Otóż to.Gryffindor zdobywa kolejne pięć punktów.
- Panie profesorze!
- Słucham panno Weasley.
- Moi kuzyni oraz rodzice mówili, że tego zaklęcia uczy się dopiero w trzeciej klasie.
- No cóż... czasy się zmieniają. a teraz podejdźcie tu wszyscy i ustawcie się w kolejce.
Podeszliśmy do miejsca, w którym stała mała, stara toaletka z lusterkiem i dwoma szufladkami. Ustawiliśmy się tak, jak nam kazał profesor Wright i w głuchej ciszy wpatrywaliśmy się w zakurzony mebel.
- W tej toaletce ukrył się bogin. Kiedy go wypuszczę osoba, która będzie przed nim stała podniesie różdżkę i wypowie zaklęcie Riddiculus. Powtórzmy to razem.
- RIDDIKULUS! -cała klasa krzyknęła, a nasze głosy jeszcze przez kilka sekund odbijały się echem od ścian.
- Świetnie. Zanim jednak powiecie zaklęcie wyobrazicie sobie coś zabawnego. Bogin się w to zamieni. Gotowi? No to zapraszam panie Zabini.
Ignacius Zabini podszedł do toaletki, a z niej natychmiast wyłonił się ogromny wąż. Dziwne. Ślizgon boi się węży?
- R-r-riddikulus! -krzyknął niepewnie, a wąż zamienił się w balon.
Następnie poszła Flint, po niej Stewart i jeszcze kilka innych osób. W końcu stanęło na mnie. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam w co zamieni się bogin.
-No idź Fi! -Molly popchnęła mnie w stronę bogina , a on zamienił się w... MOJĄ SIOSTRĘ! Ale nie w Charlie tylko tą dziewczynę z moich snów! W moja stronę szła teraz wysoka szatynka o brązowych, przenikliwych oczach. Nie umiałam wydusić z siebie słowa, po klasie krążyły głośne szepty, a profesor Wright stał jak słup soli i lekko otwartymi ustami i łzami w oczach. Co!? ŁZAMI? Czemu on miał by płakać? Dobra nie czas na zastanowienia.
- RIDDIKULUS!!! - w końcu wypowiedziałam formułę zaklęcia, było ono tak silne, że bogin zniknął nie zamieniając się w nic i popękały wszystkie okna. Odwróciłam się i zobaczyłam jak wszyscy zbierają się z ziemi. Co tu jest grane?
- D-dobrze zaraz będzie dzwonek możecie już iść. -powiedział pospiesznie pan profesor, a wszyscy ze strachem w oczach wybiegli z klasy zostały tylko Alicja, Lily i Molly. - Felicity ty zostań. Dziewczynki idźcie już. -to drugie skierował do moich przyjaciółek.
- Siadaj Felicity. -w jego głosie była troska. Posłusznie usiadłam w pierwszej ławce, która stała najbliżej biurka. Serce waliło mi jak młotem, nadal nie wiedziałam co się stało.
- Profesorze ja nie chciałam, nie wiedziałam, że to tak wyjdzie, że popsuję panu lekcję... -zaczęłam się tłumaczyć.
- Już dobrze. Spokojnie. Powiedz mi kim była ta dziewczyna. -no i co ja miałam powiedzieć? Uznałby mnie za jakąś wariatkę gdybym powiedziała "A to tylko taka dziewczyna, która przychodzi do mnie we śnie i gada mi o tym, że pradziadek byłby ze mnie dumny, chociaż ja chyba nawet nie mam pradziadka i, że czekała na mnie chociaż ja jej w ogóle nie znam. Jak coś to moja siostra." Już chciałam tak powiedzieć, ale się powstrzymałam.
- Ja... ona... to moja siostra. to znaczy chyba... nie wiem już sama. -to już chyba lepiej było powiedzieć tamto.
- Słucham?
Co miałam począć? Opowiedziałam mu wszystko jak leci, a on słuchał mnie bardzo uważnie, kiedy skończyłam mój monolog profesorowi poleciała jedna łza. Ja się pytam po raz kolejny. CZEMU ON PŁACZE?
~~~~*****~~~~
Po dziwnych wydarzeniach na lekcji z Obrony Przed Czarną Magią byłam tak wykończona, że po kolacji od razu poszłam spać. Dziewczyny jeszcze siedziały w pokoju wspólnym, ale ja już nie miałam siły. Gdy tylko zamknęłam oczy powrócił koszmar z przed kilku tygodni.
- TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię, nie poradzę sobie sama! -krzyczała moja "nowa siostra". I ten mężczyzna, którego nazwała tatą... Widziałam go teraz bardzo wyraźnie... Nie to nie możliwe! TO NIE MOŻE BYĆ ON!