Serdecznie dziękuję za nominację Ninie Granger z bloga Poznałabym cię nawet w piekle !
Ja nominuję:
Optimist z bloga "Prawdziwą miłość poznaje się nie po jej sile, lecz po czasie jej trwania"
LunesDor z bloga Zatrzymać Wspomnienia - Historia Hucwotów
Pewnie o kimś zapomniałam więc potem dopiszę :D
Odpowiedzi na pytania:
1.Twoje zainteresowania?
Rysowanie, projektowanie ubrań, muzyka, a przede wszystkim pisanie :)
2.Wiek?
Emm... 13 :/
3.Ulubiony bohater książkowy?
Bohater to... Edmund Pevensie z Opowieści z Narnii albo Ron Wealsey.
4.Czy momentami utożsamiasz się z bohaterem książkowym?
Tak bardzo często. Najczęściej przeżywam razem z nim :D
5.Twoja ulubiona seria książek?
Harry Potter!
6.Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
To zaczęło się w lutym 2014. Wtedy zaczęłam pisać pierwszego bloga. Było to ff o pairingu Hinny,potem go usunęłam i zrobiłam sobie przerwę aż do wakacji 2015, bo w wakacje zaczęłam pisać tego bloga. Wpadłam na pomysł z blogiem po tym jak przeczytałam genialne Hinny. Z racji tego, że to mój ulubiony pairing zaczęłam wymyślać ich historię po bitwie o Hogwart.
7.Masz osoby, które wierzą w twój sukces jeśli chodzi o pisanie?
Nie :/
8.Czy drugie imię Felicity -Hope ma dla ciebie znaczenie?
Ma wielkie znaczenie. Hope- jak wiadomo oznacza nadzieję, a mi brak nadziei na cokolwiek. Chciałam żeby Fi była inna niż ja. I żeby to imię dodawało jej otuchy.
9.Jest w twoim życiu osoba, której chciałabyś wszystko poświęcić?
Niestety nie. Pomimo tego,że mam tylko 13 lat, bardzo wiele razy zawiodłam się na ludziach. Rzadko komuś ufam, a co dopiero jeśli chodzi o poświęcenie...
10.Czy bohaterka twojej powieści ma twój charakter?
Zdecydowanie tak. Felicity to taka trochę ja przelana na kartkę papieru,w tym przypadku stronę bloggera.
11.Skąd wzięłaś pomysł na powieść o życiu Felicity Hope Turner?
Tak jakoś mi to przyszło do głowy :)
Moje pytania:
1. Ulubiony film?
2. Ulubiona seria książek?
3. Ulubiona bohaterka książkowa?
4. Jaką postać ze swojego opowiadania lubisz najbardziej?
5. Skąd przyszedł ci pomysł na pisanie bloga?
6. Masz chłopaka?
7. Najlepszy prezent jaki dostałaś na urodziny?
8. Lubisz bajki Disney'a?
9. Najważniejsza osoba w twoim życiu?
10. Masz zwierzaka?
11. Ulubiony magiczny przedmiot? (rzecz ,nie szkolny)
(ZAPRASZAM NA 16 ROZDZIAŁ!)
wtorek, 29 grudnia 2015
piątek, 25 grudnia 2015
#16 Zakazany Las | Wesołych świąt!!!
Za niedługo święta! Hogwart już błyszczy się od tych wszystkich światełek, łańcuchów i bombek. Aż dziwne, że wieże zamkowe jeszcze się nie zawaliły od nadmiaru ozdób. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że na lekcjach prawie nic nie robimy. Ostatnio nawet na transmutacji mogliśmy robić co chcemy. No... mówią, że cuda się zdarzają.
Teraz wszyscy siedzieliśmy w pokoju wspólnym. Każdy prowadził ożywioną rozmowę ze swoim sąsiadem, a co chwilę ktoś wybuchał śmiechem. Miałam zamiar przyłączyć się do Lily i Scorpiusa, ale nie potrafiłam oderwać oczu od pięknego widoku za oknem. Mała ,drewniana chatka Hagrida z zapalonymi wesołymi światłami na tle ośnieżonych błoni i drzew Zakazanego Lasu. Tak naprawdę w tej chwili nie myślałam o niczym konkretnym. Co chwilę przez moją głowę przewijały się pojedyncze myśli. Nagle mój naszyjnik zaczął dziwnie wibrować i zrobił się dziwnie lekki. W tej samej chwili na biało-czarnym tle zobaczyłam niebieskie światło, które mknęło w stronę lasu. Ono mnie przyciągało. Było piękne, a za razem było w nim coś bardzo niepokojącego. Muszę tam iść
- Hej! Patrzcie na to! - zawołałam, a wszyscy nagle zaczęli gnieździć się przy oknie.
"Co to ma być?
Chyba tam nie pójdziesz?
Chodźmy tam!
Ale ładne!" - cały czas ktoś krzyczał lub zadawał pytania.
- Nie wiem jak wy ludzie, ale ja tam idę - powiedział James na co większość przytaknęła.
- No nie wiem James to trochę ryzykowne - odpowiedział Albus.
- Daj spokój brat! Znowu zaczynasz gadać jak ciocia Hermiona!
- Ej masz coś do mojej mamy? - nagle za nimi pojawiła się Rose i tak właśnie zaczęła się kłótnia. Nie chciałam żeby ktoś ze mną szedł. Nawet sama nie wiem po co im to pokazałam. A może chciałam żeby poszli? To nie była moja decyzja. Czułam się jakby to ten naszyjnik za mnie decydował. Skorzystałam z okazji i wymknęłam się. Biegnąc korytarzami ciągle patrzyłam się na okna wychodzące na Zakazany Las żeby nie zgubić światła. Ono na mnie czekało. Cokolwiek to naprawdę było...
Wybiegłam na ośnieżone błonia i jak torpeda popędziłam w stronę tego czegoś , ale to z każdą chwilą coraz bardziej się oddalało więc szybkim krokiem podąrzałam za nim. Po krótkiej chwili znalazłam się w zupełnej ciemności nawet niebieska poświata była tu ledwo widoczna. Otaczały mnie przeróżne drzewa i krzewy. Naszyjnik nadal był bardzo lekki, miałam ochotę go zdjąć, ale nie potrafiłam. Już w następnej chwili biegłam bardzo szybko ocierając się o drzewa i obrywając w twarz gałęziami. Byłam zahipnotyzowana. Może to pół godziny, a może tylko parę sekund? Wiem tylko, że dobiegłam w dość kr9tkim czasie na dużo polanę. Gdyby nie było śniegu to zupełnie nic bym nie widziała.
Co mam teraz robić? Gdzie jestem? Gdzie to niebieskie światło?- pytałam się sama siebie w myślach.
- Felicity - usłyszałam głos, który tak często miałam w głowie. Najczęściej pojawiał się on w moich snach. - Ile mam jeszcze czekać? Musisz w końcu wybrać drogę.
O jaką drogę chodziło? Co to ma znaczyć? Nagle dosłownie parę centymetrów przede mną pojawił nie niebieski wilk. To jest to. To to mnie przyciągało. Ale to przecież patronus! A skoro jest ty patronus to musi być też jego właściciel. Wilk kiwnął swym pięknym łbem w stronę drzew na drugim końcu polany. Już chciałam znowu puścić się do biegu, ale coś wskoczyło między mnie, a patronusa.
- Co tu robisz pani? Samotna o takiej porze, w tak ponurym miejscu? - to był głos centaura.
- J-ja... ja sama nie wiem - odpowiedziałam krótko. Chyba zrobiłam z siebie idiotkę.
- Chyba zabłądziłaś. Jak ci na imię młoda damo?
- Felicity.
- Pozwól, że odwiozę cię na skraj lasu. Stamtąd już chyba trafisz do szkoły?
- Tak. Dziękuję będę panu bardzo wdzięczna.
- Mam na imię Firenzo - jechałam właśnie na grzbiecie Firenza! Pomimo zmęczenia i zakłopotania byłam bardzo podekscytowana. W tym momencie nie byłam nawet zainteresowana tym co przed chwilą się stało.
Jechaliśmy i jechaliśmy. To nie do wiary, że JA tyle przebiegłam. Nagle Firenzo ostro zahamował. Przed nami stali James i Rose.
- Fi! - krzyknęli jednocześnie.
- O cześć Firenzo! - po chwili dodał James.
- Witaj Jamesie Potterze. Czy to twoja znajoma?
- Tak. Dzięki my już ją dalej odprowadzimy.
- Fi! Fi! Tutaj jesteś! - krzyknęła zmartwiona Lily wyskakując zza drzew i ledwo łapiąc oddech. Za nią stała Alicja i trzymała się za boki.
- Przez ciebie mam kolkę! Ty... ty...
- Dobra uspokójcie się! Wracamy do zamku.
-Dziękuję - rzuciłam na odchodne do Firenza.
~~~~
Kiedy weszłam do pokoju wspólnego wszyscy rzucili się w moją stronę. I krzywiąc się na widok moich ran na twarzy.
- Jak ty wyglądasz? Natychmiast idziemy do skrzydła szpitalnego - zarządziła Molly po tym jak opowiedziałam wszystkim moją "przygodę".
- Co ty gadasz? Nie jest tak źle. Nigdzie nie pójdę.
- Za nie cały tydzień wigilia. Chcesz pokazać się swojej rodzinie z takimi bliznami?
- No nie. Nie zastanawiałam się nad tym.
- No właśnie! Dziewczyny pomóżcie mi - Alicja i Lily wzięły mnie pod ramiona i wyprowadziły na korytarz.
Pięć minut później byłyśmy w skrzydle szpitalnym. Trochę nam zajęło dojście ponieważ coś zrobiłam sobie z kostką i trudno mi było chodzić.
- Och! Felicity to znowu ty! Dawno się nie widziałyśmy. Aż tydzień - powiedziała pani Longbottom jak tylko usiadłam na łóżku. -Merlinie! Dziecko jak ty wyglądasz?
- To długa historia proszę pani.
-No dobrze, jak tylko opatrzę ci rany to musisz mi ją opowiedzieć. Aha! No właśnie. Alicjo tata mówił mi, że ostatnio bardzo opuściłaś się w zielarstwie.
- No tak... przepraszam spróbuję się poprawić mamo. To trochę trudne jak ma się ojca nauczyciela!
- Trudne? Właśnie powinno ci być z tym łatwiej. Zawsze ci może pomóc. Poza tym pogadam z nim i powiem żeby ci podciągnął te oceny - powiedziała i puściła oczko do Alicji.
- Dzięki mamo!
- No kochana pobędziesz tutaj dwa dni. Pęknięcie w kostce musi się porządnie zrosnąć.
- Dwa dni?! - byłam wściekła.
- No to po co tam szłaś?
- Mówiłam już,że ja nie chciałam nigdzie iść! To...to wszystko przez ten głupi naszyjnik! - zerwałam naszyjnik ze swojej szyi i rzuciłam nim o podłogę.
- Dobra kochani, chyba trzeba się już zbierać. Poza tym Darcy na mnie czeka, więc...
- Dziewczyna jest dla ciebie ważniejsza niż przyjaciółka? - zapytała z oburzeniem Rose.
- Nie, ale ostatnio jakoś spędzamy ze sobą mało czasu...
- Jasne... Okej Fi jutro wpadniemy!
~~~~
Nazajutrz nadal byłam poobijana, ale na całe szczęście rany nie były już tak bardzo widoczne, a kostka mniej bolała. Była ósma więc oczywiście już zaczęli się schodzić odwiedzający. Najpierw przyszły Alicja i Molly, zaraz po nich James, Albus i Lily weszli do sali kłócąc się o coś, a pięć minut później Rose, Hugo i Scorpius.
- Jak myślicie co dostaniecie na gwiazdkę? - spytałam tak od niechcenia.
-Ja mam nadzieję, że tata w końcu da mi motor Syriusza - powiedział James z rozmarzonym wzrokiem.
-Taa... jasne pomarzyć sobie możesz. Przecież to jasne, że on nie da ci tego motoru, on jest bezcenny, a ty go zaraz zniszczysz. Znając ciebie wjedziesz w jakieś drzewo, albo w płot, tak jak to było dwa lata temu.
- Zamknij się Lily. Miałem wtedy trzynaście lat! Zobaczysz jakoś przekonam mamę żeby pogadała z tatą o tym prezencie.
- Koniec! Teraz ja mówię. Więc ja bym chciała dostać... zmieniacz czasu mamy.
- I tak ci go nie da -powiedział Hugo z przekąsem.
- Zakład? - spytała Rose, na co Hugo tylko wzruszył ramionami.
- No, a wy co chcecie?
- Ja chcę tylko spędzić święta z dziadkami... - powiedział Scorpius ze smutkiem, na co wszyscy zrobili wielkie oczy.
- No bo moi rodzice są pokłóceni z dziadkami. Podobno kiedyś poszło im o moje wychowanie. Rodzice chcieli " żebym był lepszym człowiekiem niż oni sami" czy jakoś tak.
- No nieźle... - powiedziała Lily robiąc maślane oczy do Scorpiusa.
- A ty Felicity?
- Ja? Ja bym chciała żeby wszystko się wyjaśniło i żebym znalazła prawdziwą siostrę.
- Hmm... hej! - krzyknęła Molly, tak że wszyscy podskoczyliśmy. - Mówiłaś, że kiedy zbliżałaś się coraz bliżej do patronusa, to naszyjnik robił się coraz bardziej lekki i wibrujący. Czy tak nie zachowują się horkruksy, kiedy w ich okolicy znajdzie się ich stwórca?
- Tak, masz rację Molly. Tata mi o tym opowiadał. Może ten naszyjnik to horkruks. Ten głos, który słyszałaś... poznajesz go?
- Tak, to był głos Destiny, już wam mówiłam - i dopiero teraz do mnie dotarło. Czy naszyjnik to horkruks mojej siostry? A skoro wysłała patronusa to musi być żywa i być w lesie!
(rozdziału nie przeczytałam więc sami go oceńcie, ja mogę powiedzieć tylko, że jest krótki)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani!
Na wstępie chciałam przeprosić za tak długą nieobecność na blogu. To się zmieni!
Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że chociaż trochę ciekawy...
Wiem, że już o tym pisałam i niezbyt interesują was moje problemy, ale musicie mi uwierzyć, że mam mnóstwo problemów z rodziną i zmartwień. Po prostu wszystko się sypie. Znacie to uczucie?
Ale co tam! Są święta!
Chciałabym wam życzyć Wesołych świąt, spełnienia marzeń, weny twórczej, pieniędzy, szczęścia, rodzinnej atmosfery w te święta, wymarzonych prezentów pod choinką, szczęścia w nowym roku i czego tam jeszcze chcecie!
sobota, 19 grudnia 2015
Ja żyję!
Wizzy! Pierwszy raz tak długo nie dodałam rozdziału xD
Ale spokojnie! Już go kończe :)
Przed świętami powinien już być :)
Ale spokojnie! Już go kończe :)
Przed świętami powinien już być :)
poniedziałek, 7 grudnia 2015
10000 wyświetleń! (może) konkurs! Remont!
Wow! Na blogu już ponad 10000 wyświetleń,a tu dalej nie ma mikołajkowego rozdziału... jakoś nie mam weny... ALE! Mam pomysł na konkurs tylko, że jeszcze nie wiem jakie by były nagrody. Piszcie propozycje nagród w komach :)
PS. Zakładki "Bohaterowie" i "Spis Treści" są w remoncie :)
PS. Zakładki "Bohaterowie" i "Spis Treści" są w remoncie :)
czwartek, 3 grudnia 2015
Kolejne LBA! ♥
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywane od innego bloggera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz jedenaście osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im jedenaście pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował"
♡♡♡
Serdecznie dziękuję Naszej Bajce z bloga Nasza Bajka :)
Ja nominuję... MaryStealnight z bloga Nowe pokolenie, nowa historia
♥♥♥
Oto odpowiedzi ^^
1. Jak długo myślałaś nad założeniem bloga? A może była to spontaniczna decyzja?
Caaałkowity spontan :)
2. Ulubiony pairring z HP?
Hinny ♡
3. Ulubiony pisarz/pisarka?
J.K Rowling
4. Ostatnia książka, którą przeczytałaś?
Opowieści z Narnii: Srebrne Krzesło
5. Ulubiony kolor?
Fioletowy <3
6. Kot czy pies?
Pies :D
7. Nosisz wstążki, symbolizujące fandomy?
Tak ^^
8. Białe czy ciemne meble?
Białe...
9. Jaki jest kolor twoich włosów?
Ciemny blond
10. Chciałabyś wydać w przyszłości własną książkę?
Pewnie, że tak :D
11. Twój największy lęk?
PAJĄKI!!!
☆☆☆
Oto pytania dla Mary :)
1. Ulubiona seria książek?
2. Opisz swój charakter (max. 6 słów)
4. Ile masz lat?
5. Masz jakieś fobie?
6. Od kiedy jesteś Potterhead?
7. Skąd wzięłaś pomysł na bloga?
8. Masz zwierzaki? Jakie? Ich imiona?
9. Jak radzisz sobie w szkole?
10. Czy w twojej rodzinie są jacyś Potterhead? (lub wśród twoich szkolnych znajomych?)
11. Co chcesz dostać na Boże Narodzenie?
♡♡♡
Serdecznie dziękuję Naszej Bajce z bloga Nasza Bajka :)
Ja nominuję... MaryStealnight z bloga Nowe pokolenie, nowa historia
♥♥♥
Oto odpowiedzi ^^
1. Jak długo myślałaś nad założeniem bloga? A może była to spontaniczna decyzja?
Caaałkowity spontan :)
2. Ulubiony pairring z HP?
Hinny ♡
3. Ulubiony pisarz/pisarka?
J.K Rowling
4. Ostatnia książka, którą przeczytałaś?
Opowieści z Narnii: Srebrne Krzesło
5. Ulubiony kolor?
Fioletowy <3
6. Kot czy pies?
Pies :D
7. Nosisz wstążki, symbolizujące fandomy?
Tak ^^
8. Białe czy ciemne meble?
Białe...
9. Jaki jest kolor twoich włosów?
Ciemny blond
10. Chciałabyś wydać w przyszłości własną książkę?
Pewnie, że tak :D
11. Twój największy lęk?
PAJĄKI!!!
☆☆☆
Oto pytania dla Mary :)
1. Ulubiona seria książek?
2. Opisz swój charakter (max. 6 słów)
4. Ile masz lat?
5. Masz jakieś fobie?
6. Od kiedy jesteś Potterhead?
7. Skąd wzięłaś pomysł na bloga?
8. Masz zwierzaki? Jakie? Ich imiona?
9. Jak radzisz sobie w szkole?
10. Czy w twojej rodzinie są jacyś Potterhead? (lub wśród twoich szkolnych znajomych?)
11. Co chcesz dostać na Boże Narodzenie?
środa, 25 listopada 2015
Bonus | Jak to się zaczęło?
Lekkie opóźnienie (znowu ;__;), ale tak to jest kiedy rozwala ci się rodzina, a ty próbujesz naprawić sytuację chociaż wychodzi jeszcze gorzej... Dobra! Dosyć moich problemów!
No to miłego czytania!
PS. Zapraszam do 15 rozdziału ↓↓↓
~~~~~~
Byłam strasznie przygnębiona po stracie mamy. Tylko w niej miałam oparcie. O ojcu i o dziadku szkoda nawet opowiadać, a mimo to powiem wam o nich trochę.
Mój dziadek - był bardzo starym człowiekiem o dziwnych zasadach. Kiedyś pokonał go jego dawny przyjaciel. Czy to normalne, żeby siedzieć w więzieniu, które samemu się wybudowało?! Niezbyt, ale jednak on tam trafił. Zanim jednak został tam "wsadzony",nie wiem jak to ująć... dobra ujmę tak: zrobił sobie dziecko. Tym dzieckiem był właśnie mój tata. Aha! Ja tu o nim opowiadam, a nie powiedziałam wam najważniejszej rzeczy! On nie żyje. Już od wielu lat. Dobra, a wracając do rzeczy. Kiedy przesiadywałam godzinami w Nurmengardzie (bo tak właśnie dziadek nazwał to więzienie), to nasłuchałam się bardzo wielu opowieści o większym dobru i takich tam dziwnych sprawach, niewyrównanych rachunkach, o zemstach itd. No tak pytacie co robiłam w tym podłym miejscu? Spędzałam czas z dziadkiem. To była jedyna możliwość na rozmowę z nim.
Mój tata - nie zbyt uczciwy człowiek (również stary, ale i tak jakimś cudem znalazł żonę...)synalek tatusia. Oczywiście mówiąc "synalek tatusia" mam na myśli "człowiek-który-popiera-idee-swojego-głupiego-ojca". Przez całe dzieciństwo on i mój dziadek próbowali wpoić mi do głowy, że muszę działać, dla wspomnianego wcześniej większego dobra . A co to oznacza? To oznacza: mugole to zło, twoim jedynym celem jest zdobycie władzy... no wiecie, takie bezsensowne gadanie, w kółko o tym samym.
Miałam tego dosyć i uciekłam z domu. Nie miałam żadnych planów na przyszłość, byłam bez pieniędzy i bez domu. W końcu trafiłam do Londynu ,do dziś nie wiem jak, przecież byłam tak wykończona, że nie miałam siły się deportować, ale jednak jakoś się udało. Błąkałam się po ulicach, ale pewnego dnia na Pokątnej kiedy byłam już tak wycieńczona, że ledwo trzymałam się na nogach zobaczyłam mężczyznę. No tak... mężczyzn widywałam na każdym kroku, ale ten był inny. Próbowałam podejść do niego i poprosić o parę knutów, czy sykli, ale niestety nie dałam już rady. Potem był tylko ostry ból i łzy. Zemdlałam.
Ocknęłam się dopiero po dwóch dniach w sterylnie białym pomieszczeniu, w sterylnie białej i czystej pościeli na sterylnie białym i wygodnym łóżku. O mało nie dostałam ataku serca jak zobaczyłam kto siedzi przy moim posłaniu. Był to ten mężczyzna! Na Merlina! Jaki on był przystojny... i ten jego uśmiech...
-Gdzie ja jestem? - pomimo tego, że już powoli odzyskiwałam siły tylko tyle udało mi się powiedzieć.
- Jesteś w szpitalu Świętego Munga - odrzekł uśmiechając się nieśmiało.
- Aha... - dopiero teraz poczułam, że mam gips na prawej ręce i obandażowaną głowę. -A kim ty jesteś? - dodałam po chwili.
- Ja jestem zwykłym człowiekiem, który próbuje pomóc pięknej kobiecie - nie powiem... schlebiał mi. - Przyglądałem ci się od pewnego czasu, a kiedy upadłaś jakoś nikt inny oprócz mnie nie zainteresował się tobą. Nie mogłem pozwolić żebyś leżała na tej zimnej ziemi wśród takich tłumów ludzi, w dodatku na środku chodnika. A tak w ogóle to mam na imię Jeremiah, a ty?
- Mam na imię Anastazja. Dziękuję ci bardzo za pomoc.
-Nie ma sprawy Anastazjo. Opowiedz mi coś o sobie - mówił tak głębokim głosem, że nie umiałam się oprzeć i zaczęłam jak najszybciej opowiadać moją historię, żeby tylko móc usłyszeć go znowu. Kiedy skończyłam opowiadać spojrzał na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
-To wszystko o czym mówisz jest okropne. Słuchaj... jestem dobrym przyjacielem właściciela baru pod Trzema Miotłami. Mogę załatwić ci tam pokój i pracę. Przynajmniej na jakiś czas.
-To naprawdę bardzo fajnie z twojej strony, ale ja nic o tobie nie wiem! Jakiś obcy mężczyzna przynosi mnie do szpitala i oferuje mi mieszkanie i pracę... uważaj, bo jeszcze pomyślę, że jesteś jakimś... - ale już nie dopowiedziałam kim jest bo mój tajemniczy, nieznajomy mi przerwał.
- To może poznasz mnie lepiej przy kolacji? Jak już wyjdziesz ze szpitala to może...
- Proponujesz mi randkę?
- Nie od razu randkę... miłe spotkanie przy świecach.
- Czyli jednak randka.
- Może.
- W co pan pogrywa panie Wright?
- W nic. Już mówiłem. Próbuję być miły.
~~~~
Po tygodniu wyszłam z kliniki św. Munga. Byłam wychudzona i odwodniona. Jeremiah siedział przy mnie całymi dniami. Naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież to całkiem obcy człowiek! Ale i tak nie mogłam się mu oprzeć i poszłam z nim na tę randkę. Było całkiem miło. Siedzieliśmy w najciemniejszym zakamarku baru pod Trzema Miotłami, gdzie miałam zacząć pracę i rozmawialiśmy. Już dawno po tym jak wszystkie świece się powypalały jeszcze siedzieliśmy.
- Chyba częściej będę cię zapraszał na kolacje - powiedział i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko mu podziękowałam i otworzyłam drzwi swojego pokoju znajdującego się nad barem. Było to bardzo przytulne pomieszczenie ze sporym łóżkiem z kotarami i starym, wypłowiałym już dywanikiem. Pod oknem stała szafka z lampką nocną, a na samym końcu pokoju była duża biblioteczka. Przebrałam się w piżamę (zgadnijcie ko mi ją kupił...) i położyłam się. Jednak nie potrafiłam zasnąć ponieważ cały czas myślałam o życzliwości Wright'a, a nawet parę razy przyłapałam się na tym, że gadam sama do siebie o tym jaki on jest przystojny i miły, i szarmancki, i dowcipny,i... Och na Merlina! Szczerze? Chyba wtedy po raz pierwszy się zakochałam.
Mijały tygodnie, a ja radziłam sobie coraz lepiej jako kelnerka. Nawet mi się to podobało. Zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami. Z dnia na dzień coraz bardziej ufałam Jeremiah'owi. Zachowywaliśmy się jak dobrzy przyjaciele, ale każde z nas wiedziało, że nasza znajomość to coś więcej. W końcu doczekałam się dnia, w którym zapytał czy nie chciałabym być jego dziewczyną. Jasne, że się zgodziłam! Pamiętam, że wtedy nawet został u mnie na noc. Szczegółów nie zdradzę!
~~~~
- Anastazjo! - usłyszałam głos za moimi plecami.
-Jeremiah! Kochanie nareszcie wróciłeś! - odwróciłam się i natychmiast podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. W końcu mój ukochany wrócił z pracy. Nie widziałam się z nim prawie dwa miesiące,bo musiał wyjechać na jakąś ważną misję. Był bardzo zaufanym pracownikiem w Ministerstwie Magii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam.
- Ja bardziej
- Ja najbardziej - wtrącił się Tom i przywitał się z Jeremiah'em.
- Hej stary! Co tam? Anastazja była grzeczna?
- No wiesz co?! - krzyknęłam udając obrażoną.
- Dobra przepraszam. Tak tylko pytałem -nie dałam mu dokończyć zamykając jego usta pocałunkiem.
- Czy zechciałabyś pójść ze mną wieczorem na spacer? - zapytał kiedy już otrząsnął się po pocałunku.
- Bardzo chętnie, ale dzisiaj bardzo późno kończę zmianę. Chcę zarobić jak najwięcej dlatego robię nadgodziny.
- Myślę, że da się jakoś załatwić, żebyś wcześniej skończyła. Dzisiejsza randka jest bardzo ważna.
- Skoro tak...
Kiedy tylko weszłam na piętro po skończonej pracy zaczęłam się ubierać. Pamiętam, że ubrałam sukienkę do kolan i rozpuściłam włosy. Niby prosto, ale mi się podobało. Z resztą wygląd nie jest najważniejszy. Czułam, że ten wieczór wywróci moje życie do góry nogami. Nawet domyślałam się dlaczego ta randka jest taka ważna dla Jeremiaha.
Wyszłam z przed bar po godzinie dziewiątej. Jeremiah już na mnie czekał w eleganckim stroju i z bukietem białych róż. Takiego jeszcze ani razu go nie widziałam. Wyglądał na trochę poddenerwowanego, kiedy przechadzaliśmy się cichymi uliczkami mugolskiego Londynu. W końcu usiedliśmy na ławce w pięknym parku. Wright jednak nie siedział zbyt długo. Wstał, a następnie uklęknął przede mną i ujął moją dłoń.
-Anastazjo, czy chciałabyś spędzić ze mną resztę swojego życia? Już w pierwszej chwili kiedy cię wtedy ujrzałem wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Wyjdziesz za mnie?
- J-ja... Jeremiah ja... TAK! TAK,TAK,TAK! Oczywiście, że za ciebie wyjdę! -w pierwszej chwili nie umiałam z siebie nic wydusić. Moje podejrzenia sprawdziły się. Mój NARZECZONY włożył mi na palec piękny srebrno-złoty pierścionek. W tamtej chwili byłam chyba najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
~~~~
Dwa miesiące później odbył się nasz ślub. Było bardzo kameralnie, ale też cudownie. Na początku zastanawiałam się czy zaprosić na ślub ojca. Po dłuższym i intensywniejszym rozmyślaniu doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli tego nie zrobię. Przecież uciekłam stamtąd. Nie chciałam mieć już nic do czynienia z moją głupią rodziną. Oczywiście teraz mogłam zacząć od nowa. Mogłam założyć własną, drugą rodzinę. I tak też się stało. Pół roku później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Tak bardzo się cieszyliśmy. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy narodzin naszego dziecka. Była to córeczka. Nazwaliśmy ją Destiny. Była taka śliczna i taka malutka. Była bardzo podobna do Jeremiaha, tylko oczy miała po mnie. Ogromne, brązowe, wesołe oczka. Teraz już wypadało napisać do taty i do dziadka. Musieli wiedzieć, że mają wnuczkę. Później przekonaliśmy się, że to był wielki błąd. Kiedy dziadek dowiedział się o prawnuczce kazał nasłać na mnie swoich ludzi. Dla niego było absolutnie nie dopuszczalne to, że mam dziecko z kimś kto jest tylko czarodziejem półkrwi. Według tradycji naszej rodziny to ojcowie wybierali mężów dla swoich córek. No, ale wracając do rzeczy. Pewnej nocy ktoś włamał się do naszego domu, rozbroił mojego męża, a mnie zabrał do Nurmengardu. Już wiecie co to takiego ten Nurmengard. Siedziałam tam trzynaście lat. Jeremiah razem z aurorami szukali mnie dzień w dzień. W końcu po tylu latach odnaleźli samotną kryptę na małej wysepce. Większość przesiedziałam sama ponieważ mojego dziadka zabił niejaki Lord Voldemord. Podobno później pokonał go słynny Harry Potter. Mój ojciec gdzieś zniknął. Do towarzystwa miałam tylko kilku dementorów, którzy na rozkaz "wielkiego" Grindelwalda przybyli z Azkabanu do Nurmengardu (przynajmniej część). Kiedy wróciłam do domu byłam znowu w bardzo ciężkim stanie. Byłam wychudzona tak, że wyglądałam jak kościotrup. Jadłam tam przecież przeważnie tylko suchy chleb. Jak tylko przekroczyłam próg naszego mieszkania zobaczyłam piękną dziewczynę. Nie mogłam uwierzyć. To była Destiny. Wreszcie zobaczyła swoją mamę, tylko szkoda że w takim stanie... No i znowu wylądowałam w Św. Mungu. Po wyjściu z kliniki razem z mężem i córką wyjechałam z Londynu. Zamieszkaliśmy w jakiejś małej wiosce. I wydawało się, że już wszystko będzie dobrze. Żyliśmy w zdrowiu i w szczęściu pomimo tego, że prawor co noc nawiedzały mnie wspomnienia z Nurmengardu. Półtora roku później zaszłam znowu w ciąże. Ten okres naprawdę był cudowny. Jeremiah podarował mi wtedy piękny naszyjnik wysadzany bursztynami i szmaragdami. Zawsze przynosił mi szczęście. Kiedyś przekażę go córce. Miałam wspaniałą, wspierającą mnie rodzinę. Kiedy urodziła się Felicity bardzo się zdziwiłam ponieważ stwierdziłam, że jest bardzo podobna do mnie. Totalne przeciwieństwo Destiny. Tylko oczy miała po ojcu. Piękne zielone oczka. Rok później podczas jakiejś tajnej misji ludzie Grindelwalda przez przypadek namierzyli nas. Kiedy zobaczyli u mojego boku dwójkę dzieci, natychmiast zaczęli na mnie "polować". I chociaż dziadek już nie żył to chcieli wypełnić jego wolę. A on zwyczajnie chciał mnie zabić. No i co? No i mnie zabili. Byłam w stanie poświęcić się dla moich córeczek. Po mojej śmierci stało się tak jak chciałam. Naszyjnik otrzymała Felicity,a Destiny i Jeremiah poprostu odeszli. Ale nie tak jak ja. Zwyczajnie poddali się, ale nie mam im tego za złe. I tak kiedyś będziemy wszyscy razem.
~~~~
Teraz patrzę na wszystko z góry i staram się opiekować nimi wszystkimi jak najlepiej. Felicity, Destiny i Jeremiah mają wiele problemów, ale wierzę, że sobie poradzą. Moim celem jest pomóc im rozwiązać pewną tajemnicę.
Miałam tego dosyć i uciekłam z domu. Nie miałam żadnych planów na przyszłość, byłam bez pieniędzy i bez domu. W końcu trafiłam do Londynu ,do dziś nie wiem jak, przecież byłam tak wykończona, że nie miałam siły się deportować, ale jednak jakoś się udało. Błąkałam się po ulicach, ale pewnego dnia na Pokątnej kiedy byłam już tak wycieńczona, że ledwo trzymałam się na nogach zobaczyłam mężczyznę. No tak... mężczyzn widywałam na każdym kroku, ale ten był inny. Próbowałam podejść do niego i poprosić o parę knutów, czy sykli, ale niestety nie dałam już rady. Potem był tylko ostry ból i łzy. Zemdlałam.
Ocknęłam się dopiero po dwóch dniach w sterylnie białym pomieszczeniu, w sterylnie białej i czystej pościeli na sterylnie białym i wygodnym łóżku. O mało nie dostałam ataku serca jak zobaczyłam kto siedzi przy moim posłaniu. Był to ten mężczyzna! Na Merlina! Jaki on był przystojny... i ten jego uśmiech...
-Gdzie ja jestem? - pomimo tego, że już powoli odzyskiwałam siły tylko tyle udało mi się powiedzieć.
- Jesteś w szpitalu Świętego Munga - odrzekł uśmiechając się nieśmiało.
- Aha... - dopiero teraz poczułam, że mam gips na prawej ręce i obandażowaną głowę. -A kim ty jesteś? - dodałam po chwili.
- Ja jestem zwykłym człowiekiem, który próbuje pomóc pięknej kobiecie - nie powiem... schlebiał mi. - Przyglądałem ci się od pewnego czasu, a kiedy upadłaś jakoś nikt inny oprócz mnie nie zainteresował się tobą. Nie mogłem pozwolić żebyś leżała na tej zimnej ziemi wśród takich tłumów ludzi, w dodatku na środku chodnika. A tak w ogóle to mam na imię Jeremiah, a ty?
- Mam na imię Anastazja. Dziękuję ci bardzo za pomoc.
-Nie ma sprawy Anastazjo. Opowiedz mi coś o sobie - mówił tak głębokim głosem, że nie umiałam się oprzeć i zaczęłam jak najszybciej opowiadać moją historię, żeby tylko móc usłyszeć go znowu. Kiedy skończyłam opowiadać spojrzał na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
-To wszystko o czym mówisz jest okropne. Słuchaj... jestem dobrym przyjacielem właściciela baru pod Trzema Miotłami. Mogę załatwić ci tam pokój i pracę. Przynajmniej na jakiś czas.
-To naprawdę bardzo fajnie z twojej strony, ale ja nic o tobie nie wiem! Jakiś obcy mężczyzna przynosi mnie do szpitala i oferuje mi mieszkanie i pracę... uważaj, bo jeszcze pomyślę, że jesteś jakimś... - ale już nie dopowiedziałam kim jest bo mój tajemniczy, nieznajomy mi przerwał.
- To może poznasz mnie lepiej przy kolacji? Jak już wyjdziesz ze szpitala to może...
- Proponujesz mi randkę?
- Nie od razu randkę... miłe spotkanie przy świecach.
- Czyli jednak randka.
- Może.
- W co pan pogrywa panie Wright?
- W nic. Już mówiłem. Próbuję być miły.
~~~~
Po tygodniu wyszłam z kliniki św. Munga. Byłam wychudzona i odwodniona. Jeremiah siedział przy mnie całymi dniami. Naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież to całkiem obcy człowiek! Ale i tak nie mogłam się mu oprzeć i poszłam z nim na tę randkę. Było całkiem miło. Siedzieliśmy w najciemniejszym zakamarku baru pod Trzema Miotłami, gdzie miałam zacząć pracę i rozmawialiśmy. Już dawno po tym jak wszystkie świece się powypalały jeszcze siedzieliśmy.
- Chyba częściej będę cię zapraszał na kolacje - powiedział i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko mu podziękowałam i otworzyłam drzwi swojego pokoju znajdującego się nad barem. Było to bardzo przytulne pomieszczenie ze sporym łóżkiem z kotarami i starym, wypłowiałym już dywanikiem. Pod oknem stała szafka z lampką nocną, a na samym końcu pokoju była duża biblioteczka. Przebrałam się w piżamę (zgadnijcie ko mi ją kupił...) i położyłam się. Jednak nie potrafiłam zasnąć ponieważ cały czas myślałam o życzliwości Wright'a, a nawet parę razy przyłapałam się na tym, że gadam sama do siebie o tym jaki on jest przystojny i miły, i szarmancki, i dowcipny,i... Och na Merlina! Szczerze? Chyba wtedy po raz pierwszy się zakochałam.
Mijały tygodnie, a ja radziłam sobie coraz lepiej jako kelnerka. Nawet mi się to podobało. Zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami. Z dnia na dzień coraz bardziej ufałam Jeremiah'owi. Zachowywaliśmy się jak dobrzy przyjaciele, ale każde z nas wiedziało, że nasza znajomość to coś więcej. W końcu doczekałam się dnia, w którym zapytał czy nie chciałabym być jego dziewczyną. Jasne, że się zgodziłam! Pamiętam, że wtedy nawet został u mnie na noc. Szczegółów nie zdradzę!
~~~~
- Anastazjo! - usłyszałam głos za moimi plecami.
-Jeremiah! Kochanie nareszcie wróciłeś! - odwróciłam się i natychmiast podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. W końcu mój ukochany wrócił z pracy. Nie widziałam się z nim prawie dwa miesiące,bo musiał wyjechać na jakąś ważną misję. Był bardzo zaufanym pracownikiem w Ministerstwie Magii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam.
- Ja bardziej
- Ja najbardziej - wtrącił się Tom i przywitał się z Jeremiah'em.
- Hej stary! Co tam? Anastazja była grzeczna?
- No wiesz co?! - krzyknęłam udając obrażoną.
- Dobra przepraszam. Tak tylko pytałem -nie dałam mu dokończyć zamykając jego usta pocałunkiem.
- Czy zechciałabyś pójść ze mną wieczorem na spacer? - zapytał kiedy już otrząsnął się po pocałunku.
- Bardzo chętnie, ale dzisiaj bardzo późno kończę zmianę. Chcę zarobić jak najwięcej dlatego robię nadgodziny.
- Myślę, że da się jakoś załatwić, żebyś wcześniej skończyła. Dzisiejsza randka jest bardzo ważna.
- Skoro tak...
Kiedy tylko weszłam na piętro po skończonej pracy zaczęłam się ubierać. Pamiętam, że ubrałam sukienkę do kolan i rozpuściłam włosy. Niby prosto, ale mi się podobało. Z resztą wygląd nie jest najważniejszy. Czułam, że ten wieczór wywróci moje życie do góry nogami. Nawet domyślałam się dlaczego ta randka jest taka ważna dla Jeremiaha.
Wyszłam z przed bar po godzinie dziewiątej. Jeremiah już na mnie czekał w eleganckim stroju i z bukietem białych róż. Takiego jeszcze ani razu go nie widziałam. Wyglądał na trochę poddenerwowanego, kiedy przechadzaliśmy się cichymi uliczkami mugolskiego Londynu. W końcu usiedliśmy na ławce w pięknym parku. Wright jednak nie siedział zbyt długo. Wstał, a następnie uklęknął przede mną i ujął moją dłoń.
-Anastazjo, czy chciałabyś spędzić ze mną resztę swojego życia? Już w pierwszej chwili kiedy cię wtedy ujrzałem wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Wyjdziesz za mnie?
- J-ja... Jeremiah ja... TAK! TAK,TAK,TAK! Oczywiście, że za ciebie wyjdę! -w pierwszej chwili nie umiałam z siebie nic wydusić. Moje podejrzenia sprawdziły się. Mój NARZECZONY włożył mi na palec piękny srebrno-złoty pierścionek. W tamtej chwili byłam chyba najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
~~~~
Dwa miesiące później odbył się nasz ślub. Było bardzo kameralnie, ale też cudownie. Na początku zastanawiałam się czy zaprosić na ślub ojca. Po dłuższym i intensywniejszym rozmyślaniu doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli tego nie zrobię. Przecież uciekłam stamtąd. Nie chciałam mieć już nic do czynienia z moją głupią rodziną. Oczywiście teraz mogłam zacząć od nowa. Mogłam założyć własną, drugą rodzinę. I tak też się stało. Pół roku później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Tak bardzo się cieszyliśmy. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy narodzin naszego dziecka. Była to córeczka. Nazwaliśmy ją Destiny. Była taka śliczna i taka malutka. Była bardzo podobna do Jeremiaha, tylko oczy miała po mnie. Ogromne, brązowe, wesołe oczka. Teraz już wypadało napisać do taty i do dziadka. Musieli wiedzieć, że mają wnuczkę. Później przekonaliśmy się, że to był wielki błąd. Kiedy dziadek dowiedział się o prawnuczce kazał nasłać na mnie swoich ludzi. Dla niego było absolutnie nie dopuszczalne to, że mam dziecko z kimś kto jest tylko czarodziejem półkrwi. Według tradycji naszej rodziny to ojcowie wybierali mężów dla swoich córek. No, ale wracając do rzeczy. Pewnej nocy ktoś włamał się do naszego domu, rozbroił mojego męża, a mnie zabrał do Nurmengardu. Już wiecie co to takiego ten Nurmengard. Siedziałam tam trzynaście lat. Jeremiah razem z aurorami szukali mnie dzień w dzień. W końcu po tylu latach odnaleźli samotną kryptę na małej wysepce. Większość przesiedziałam sama ponieważ mojego dziadka zabił niejaki Lord Voldemord. Podobno później pokonał go słynny Harry Potter. Mój ojciec gdzieś zniknął. Do towarzystwa miałam tylko kilku dementorów, którzy na rozkaz "wielkiego" Grindelwalda przybyli z Azkabanu do Nurmengardu (przynajmniej część). Kiedy wróciłam do domu byłam znowu w bardzo ciężkim stanie. Byłam wychudzona tak, że wyglądałam jak kościotrup. Jadłam tam przecież przeważnie tylko suchy chleb. Jak tylko przekroczyłam próg naszego mieszkania zobaczyłam piękną dziewczynę. Nie mogłam uwierzyć. To była Destiny. Wreszcie zobaczyła swoją mamę, tylko szkoda że w takim stanie... No i znowu wylądowałam w Św. Mungu. Po wyjściu z kliniki razem z mężem i córką wyjechałam z Londynu. Zamieszkaliśmy w jakiejś małej wiosce. I wydawało się, że już wszystko będzie dobrze. Żyliśmy w zdrowiu i w szczęściu pomimo tego, że prawor co noc nawiedzały mnie wspomnienia z Nurmengardu. Półtora roku później zaszłam znowu w ciąże. Ten okres naprawdę był cudowny. Jeremiah podarował mi wtedy piękny naszyjnik wysadzany bursztynami i szmaragdami. Zawsze przynosił mi szczęście. Kiedyś przekażę go córce. Miałam wspaniałą, wspierającą mnie rodzinę. Kiedy urodziła się Felicity bardzo się zdziwiłam ponieważ stwierdziłam, że jest bardzo podobna do mnie. Totalne przeciwieństwo Destiny. Tylko oczy miała po ojcu. Piękne zielone oczka. Rok później podczas jakiejś tajnej misji ludzie Grindelwalda przez przypadek namierzyli nas. Kiedy zobaczyli u mojego boku dwójkę dzieci, natychmiast zaczęli na mnie "polować". I chociaż dziadek już nie żył to chcieli wypełnić jego wolę. A on zwyczajnie chciał mnie zabić. No i co? No i mnie zabili. Byłam w stanie poświęcić się dla moich córeczek. Po mojej śmierci stało się tak jak chciałam. Naszyjnik otrzymała Felicity,a Destiny i Jeremiah poprostu odeszli. Ale nie tak jak ja. Zwyczajnie poddali się, ale nie mam im tego za złe. I tak kiedyś będziemy wszyscy razem.
~~~~
Teraz patrzę na wszystko z góry i staram się opiekować nimi wszystkimi jak najlepiej. Felicity, Destiny i Jeremiah mają wiele problemów, ale wierzę, że sobie poradzą. Moim celem jest pomóc im rozwiązać pewną tajemnicę.
niedziela, 22 listopada 2015
Liebster Blog Award
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Dziękuję serdecznie KIMI z bloga Endowded With Power za nominację! Sprawiłaś mi wielką uciechę tą informacją, szczególnie że te dni są dla mnie straszne :/
Ja nominuję:
AleksandraOla - Nasza Bajka
Optimist - "Prawdziwą miłość poznaje się nie po jej sile, lecz po czasie jej trwania"
Andrea Ceruelo - Astoria i Draco: Droga do szczęścia
Nominowałabym jeszcze MaryStalnight, ale miałaby już za dużo nominacji xD
Mam jeszcze wiele blogów, które chciałabym nominować, ale musiałabym ich teraz szukać w odmętach listy blogów, które obserwuje... jak mi coś przyjdzie do głowy to na pewno dopiszę :) Mam również nadzieję, że nie stracę czytelników przez to, że kogoś nie nominowałam... już mi się tak zdarzało :/
Okej! Oto moje odpowiedzi :)
1. Jak wpadłaś na pomysł założenia bloga ? Czym się kierowałaś ?
No więc to było w pewną wakacyjną noc kiedy mój tata tak strasznie chrapał w sąsiednim pokoju, że nie umiałam spać xD I wtedy sobie pomyślałam " O kurde! A co jak Hogwart naprawdę istnieje? Kto wie... może nawet jutro dostanę swój list?" W dodatku byłam jeszcze pod wpływem "Księcia Półkrwi", bo dopiero co skończyłam go czytać piąty raz.No i tak powstała postać Felicity Turner (Wright),a razem z postacią całe opowiadanie :)
2. Ulubiony fikcyjny bohater ?
Bohater no to... Edmund Pevensie (Opowieści z Narnii).
Bohaterka to (tak wiem... nie muszę pisać bohaterki) Ginny Wealey/Potter
3. Ile masz lat ?
13 :p
4. Ulubiony przedmiot w szkole i w Hogwarcie ?
W szkole to chyba francuski, a w Hogwarcie to Obrona Przed Czarną Magią :)
5. Twoje hobby ?
Pisanie opowiadań :)
6. Ulubiony piosenkarz/piosenkarka/zespół ?
Piosenkarka: Selena Gomez
Zespół: The Beatles, Linkin Park
7. Wpis na blogu, którego pisanie sprawiło Ci najwięcej frajdy ?
Chyba bonus, który właśnie kończę pisać :)
8. Książka, która zmieniła Twoje życie ?
Harry Potter ♡
9. Do jakiego domu w Hogwarcie należysz ?
Gryffindor :)
10. Ostatnio przeczytana książka ?
Opowieści z Narnii: Podróż "Wędrowca do Świtu"
11. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś ?
Szczerze? Nie wiem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto pytania dla was!
1. Co jest twoim życiowym celem?
2. Czy piszesz opowiadania "do szuflady"? Takie dla samej siebie?
3. Czy podoba ci się to jak piszesz?
4. Ulubiona książka oprócz "Harry'ego Pottera" ?
5. Ulubiona bohaterka/bohater z twojego opowiadania?
6. Czasy Huncwotów, czy Nowe Pokolenie?
7. Ulubiony kanoniczny pairing?
8. Ulubione słowo?
9. Dom do którego należysz w Hogwarcie?
10. Kto byłby twoim przyjacielem w Hogwarcie?
11. Zamierzasz w przyszłości pomagać ludziom? Zakładać fundacje itp.
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Dziękuję serdecznie KIMI z bloga Endowded With Power za nominację! Sprawiłaś mi wielką uciechę tą informacją, szczególnie że te dni są dla mnie straszne :/
Ja nominuję:
AleksandraOla - Nasza Bajka
Optimist - "Prawdziwą miłość poznaje się nie po jej sile, lecz po czasie jej trwania"
Andrea Ceruelo - Astoria i Draco: Droga do szczęścia
Nominowałabym jeszcze MaryStalnight, ale miałaby już za dużo nominacji xD
Mam jeszcze wiele blogów, które chciałabym nominować, ale musiałabym ich teraz szukać w odmętach listy blogów, które obserwuje... jak mi coś przyjdzie do głowy to na pewno dopiszę :) Mam również nadzieję, że nie stracę czytelników przez to, że kogoś nie nominowałam... już mi się tak zdarzało :/
Okej! Oto moje odpowiedzi :)
1. Jak wpadłaś na pomysł założenia bloga ? Czym się kierowałaś ?
No więc to było w pewną wakacyjną noc kiedy mój tata tak strasznie chrapał w sąsiednim pokoju, że nie umiałam spać xD I wtedy sobie pomyślałam " O kurde! A co jak Hogwart naprawdę istnieje? Kto wie... może nawet jutro dostanę swój list?" W dodatku byłam jeszcze pod wpływem "Księcia Półkrwi", bo dopiero co skończyłam go czytać piąty raz.No i tak powstała postać Felicity Turner (Wright),a razem z postacią całe opowiadanie :)
2. Ulubiony fikcyjny bohater ?
Bohater no to... Edmund Pevensie (Opowieści z Narnii).
Bohaterka to (tak wiem... nie muszę pisać bohaterki) Ginny Wealey/Potter
3. Ile masz lat ?
13 :p
4. Ulubiony przedmiot w szkole i w Hogwarcie ?
W szkole to chyba francuski, a w Hogwarcie to Obrona Przed Czarną Magią :)
5. Twoje hobby ?
Pisanie opowiadań :)
6. Ulubiony piosenkarz/piosenkarka/zespół ?
Piosenkarka: Selena Gomez
Zespół: The Beatles, Linkin Park
7. Wpis na blogu, którego pisanie sprawiło Ci najwięcej frajdy ?
Chyba bonus, który właśnie kończę pisać :)
8. Książka, która zmieniła Twoje życie ?
Harry Potter ♡
9. Do jakiego domu w Hogwarcie należysz ?
Gryffindor :)
10. Ostatnio przeczytana książka ?
Opowieści z Narnii: Podróż "Wędrowca do Świtu"
11. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś ?
Szczerze? Nie wiem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto pytania dla was!
1. Co jest twoim życiowym celem?
2. Czy piszesz opowiadania "do szuflady"? Takie dla samej siebie?
3. Czy podoba ci się to jak piszesz?
4. Ulubiona książka oprócz "Harry'ego Pottera" ?
5. Ulubiona bohaterka/bohater z twojego opowiadania?
6. Czasy Huncwotów, czy Nowe Pokolenie?
7. Ulubiony kanoniczny pairing?
8. Ulubione słowo?
9. Dom do którego należysz w Hogwarcie?
10. Kto byłby twoim przyjacielem w Hogwarcie?
11. Zamierzasz w przyszłości pomagać ludziom? Zakładać fundacje itp.
sobota, 14 listopada 2015
#PrayForParis | Za Francje!
Dzisiaj przychodzę do was nie z rozdziałem, nie z bonusem,bo to teraz jest nie istotne. To co dzieję się na tym świecie to szczyt wszystkiego! Słyszeliście o zamachach terrorystycznych w Paryżu? No właśnie kto by nie słyszał... Przynajmniej przez parę godzin bądźmy Francuzami! Łączmy się w żałobie z rodzinami osób, które były niewinne, a jednak zginęły przez głupie zachcianki terrorystów. Niestety na razie tylko tyle możemy zrobić dla Francji. Za niedługo takie rzeczy mogą dziać się u nas, więc nie bądźmy obojętni!
Różdżki w górę czarodzieje! Za Francję! /* [*]
#Pray_for_Paris /*
#Pray_for_France [*]
Różdżki w górę czarodzieje! Za Francję! /* [*]
#Pray_for_Paris /*
#Pray_for_France [*]
środa, 11 listopada 2015
#15 I znowu wyjaśnienia...
Tak dawno nic nie napisałam, że aż stęskniłam się za Fi i jej przyjaciółmi :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Nie wyszedł tak jak chciałam, ale nie jest najgorszy.... No to miłego czytania ;)
PS. Ci którzy zamówili u mnie miniaturki muszą jeszcze trochę zaczekać. Przepraszam za tak duże opóźnienia :/
~~~~~Profesorze? Profesorze Wright, to pan? Mój tata... profesor... Co!? - po wykrzyczeniu ostatniego słowa obudziłam się i poczułam pod sobą coś twardego, a za razem miękkiego. To był dywan.
- Felicity... nie chce nic mówić, ale... przez całą noc gadałaś o profesorze z Obrony Przed Czarną Magią... - takie słowa usłyszałam po otworzeniu oczu. - Aha i jak coś, to leżysz na podłodze.
- Molly jaka ty czasami jesteś nie delikatna! - zbeształa kuzynkę Lily.
- Przepraszam, ale to jest trochę niepokojące.
- To nie znaczy, że musisz taka być. Fi znowu miała koszmary. Prawda Fi?
- Ale co ja takiego znowu zrobiłam? - zapytała Molly z pretensją w głosie. Przysłuchiwałam się tej rozmowie z wielką trudnością ponieważ dalej byłam zszokowana tym snem.
- Ciiiicho! - syknęła Alicja, która jeszcze leżała w łóżku. Biedny Kato ze strachu spadł z parapetu, na którym polował na Franka i Venus. - To już wyspać się nie można? O co znowu chodzi? I... CZEMU FELICITY LEŻY NA PODŁODZE?! - Alicja dopiero teraz zorientowała się w jakiej jestem pozycji.
- Miałam koszmar - wybełkotałam i wgramoliłam się do łóżka.
- Znowu?
- Tak. To znaczy niezupełnie... to było bardziej dziwne, niż straszne. Śnił mi się Wright.
- A co dokładniej? Co on on robił w twoim śnie? - usiadły na około mnie, a ja czułam się osaczona.
- W zasadzie chyba mogę wam powiedzieć.
- Pewnie, że możesz! - krzyknęły wszystkie na raz.
- No dobrze... miałam znowu ten sen co na początku roku szkolnego. Pamiętacie jak wam opowiadałam, że "moja siostra" wołała ojca? Tym ojcem jest... tym ojcem jest Wright.
- CO ?!
- No...
- Ale wiesz co to oznacza? Skoro tym dzieckiem, które trzymała na rękach byłaś ty to... - przerwała mi Molly.
- Wright jest też twoim ojcem! - dokończyła za nią Lily.
- Wiesz co? Zorientowałam się - sama się zdziwiłam kiedy usłyszałam ironię w moim głosie.
-To niemożliwe - powiedziała nie pewnie Alicja.
-Dlaczego nie? Wszystko pasuje! Poza tym już od jakiegoś czasu tak podejrzewałam, ale nie chciała ci jeszcze tego mówić. Dlatego chciałam zobaczyć twoje zdjęcie jak byłaś maleńka!
- Nie wiem co mam o tym myśleć.
- Porozmawiaj z nim.
- A co jeśli to nie prawda i wyjdę na jakąś wariatkę?
- Fi, to musi być prawda! Przecież widziałaś jak Wright się przy tobie zachowuje na lekcjach! - Molly nakrzyczała na mnie. Może to faktycznie prawda?
- Dobra spróbuje, ale nie krzycz na mnie.
- Właśnie... skoro Molly wspomniała o lekcjach z profesorem Wrigh... to znaczy twoim tatą. Dlaczego twoim boginem jest ta dziewczyna? Naprawdę się jej boisz?
- Nie boję się jej. Sama nie wiem dlaczego ona jest moim boginem. Może przeraża mnie to, że jednak ona jest moją prawdziwą siostrą?
- Dlaczego miało by by cię to przerażać?
- Mówię ci, że nie wiem! Poza tym trzeba się już zbierać na śniadanie.
~~~~~
Czy to możliwe, żeby profesor Wright był moim PRAWDZIWYM ojcem? Na początku roku szkolnego Hagrid powiedział mi, że nie powie mi nic o profesorze. Czyżby wiedział o tym wszystkim? Muszę iść z nim porozmawiać, ale sama. Może Molly też wie coś więcej, tylko mi nie mówi? I dlaczego rodzice mi nie odpisują? To znaczy moi przyszywani rodzice... Czy jak wrócę do domu na święta mam o tym wszystkim powiedzieć? Już się w tym wszystkim gubię.
Po lekcjach pobiegłam do chatki Hagrida.
- Hagridzie musimy poważnie porozmawiać - powiedziałam, próbując pogryźć twarde ciasteczko.
- O czym?
- Pamiętasz jak na początku roku szkolnego, kiedy do ciebie przyszliśmy nie chciałeś nam zdradzić kim tak naprawdę jest Wright?
- T-tak... i nie myśl sobie, że teraz ci to wyjawię! - wyjąkał zdenerwowany.
- Wiem, że jest moim ojcem, ale nie wiem nic więcej.
- O cholibka... jak dowiedziałaś się o tym wszystkim ?!
- To teraz nie jest istotne. Poza tym i tak byś mi nie uwierzył. Powiedz mi coś więcej.
- Skoro już tyle wiesz to może... nie, nie mogę. Obiecałem profesor McGonagall, że nie powiem ci dlaczego trafiłaś do sierocińca...
- Aha! Czyli zostałam adoptowana... to nawet logiczne.
- Kurczę! Za długi jęzor. ZA DŁUGI!
- Co dalej? Hagridzie! Proszę powiedz mi. Już sama nie wiem kim jestem! - wykrzyczałam na jednym wydechu ze łzami w oczach.
- No dobra, ale jak pani dyrektor się dowi to będzie źle.
- Nikt się nie dowie, że mi powiedziałeś.
- No więc to było tak - zaczął opowiadać po chwili niepewności.
- Anastazja, znaczy się twoja mama była wnuczką Grinelwalda. Kto to był Grindelwald nie muszę ci tłumaczyć? Grindelwald trzymał się tylko rzeczy, które były związane z "większym dobrem". Twoja mama nie popierała idei swojej rodziny i uciekła z rodzinnego domu. Kiedy błąkała się po ulicach, natknęła się na pewnego facia, co to jej zapewnił utrzymanie. Od razu się sobie spodobali. No i wiadomo co dalej... ślub i dziecko. Aha jak coś to ten facio to twój ojciec. Najpierw pojawiła się twoja siostra - Destiny. Kiedy Grindelwald dowiedział się o tym, że jego wnuczka ma dziecko z jakimś czarodziejem nie należącym do *"Wielkiej dwudziestki ósemki" to nasłał na nią swoich ludzi, a oni wsadzili do Nurmengardu, no wisz tego więzienia podobnego do Azkabanu. Jej mąż, a wasz ojciec został sam z córką. Trzynaście lat później jakimś cudem udało mu się wyciągnąć Anastazje z więzienia. Od tamtego czau musieli się ukrywać. Dwa lata później pojawiłaś się ty. Grindelwald namierzył was i ponownie nasłał swoich ludzi, a oni zabili twoją matkę. Wright powierzył cię swojej starszej córce i odszedł. Ona nie wiedziała co ma zrobić więc oddała cię do sierocińca. I to by było na tyle... -Hagrid skończył mówić i rozpłakał się. Mi również pociekło parę łez.
- A co z moją siostrą? Z Destiny?
- Nie wiadomo - bąknął ocierając łzy.
- Ale jak to... no nic. Dzięki, wielkie dzięki Hagrid! - krzyknęłam i przytuliłam się do jego ogromnego ramienia, a potem wybiegłam z chatki. Poleciałam jak najszybciej do zamku,bo chciałam odszukać profesora Wrighta, to znaczy taty. Nie wiem czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję.
~~~~~
Biegłam na przed siebie na drugie piętro. Na nic nie zwracałam uwagi, bo miałam tylko jeden cel. Porozmawiać z Wright'em. Nagle na coś wpadłam.
- Hej! Felicity gdzie się tak śpieszysz? - to był Paul.
- Muszę z kimś porozmawiać. Przepraszam, że na ciebie wpadłam, zamyśliłam się.
- Spokojnie, a co do tego...
- Przepraszam. Pogadamy później, dobrze?
-Jak chcesz... - nie dałam mu dokończyć. Zanim się obejrzałam, już stałam pod drzwiami gabinetu.
Wpadłam do komnaty jak piorun.
- Muszę z panem porozmawiać. Natychmiast! - szczerze mówiąc nawet nie zamierzałam wymówić tych słów, ale jakoś samo to ze mnie wyszło.
- Siadaj - powiedział, a ja natychmiast wykonałam jego polecenie.
- Kiedy zamierzał mi pan o wszystkim powiedzieć? A może raczej kiedy zamierzałeś tato - w końcu, po długiej chwili milczenia zdobyłam się na odwagę. Może nawet za bardzo się odważyłam.
- Proszę?
- Wiem, że jesteś moim ojcem - teraz byłam z nauczycielem na "ty". Ale chyba mogę prawda? To w końcu mój ojciec. Chociaż... może zaczęłam trochę za ostro?
- Jak się dowiedziałaś? - jego twarz momentalnie zbledła.
- Mówiłam ci o tych snach TATO - starałam się utrzymać stanowczy głos.
- No tak... te twoje sny.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego nas opuściłeś?
- Musisz wiedzieć, że po śmierci twojej, a raczej waszej matki, bo oczywiście wiesz o siostrze... straciłem jakąkolwiek chęć do życia - głos mu się trochę załamywał. - Zostawiłem moje dzieci na pastwę losu. Później się nawróciłem i chciałem wszystko naprawić, ale nie umiałem was znaleźć. Szukałem po domach dziecka, sierocińcach i nic... moje córki przepadły. W końcu w jakimś sierocińcu dowiedziałem się, że była tam mała dziewczynka o imieniu Felicity. Miała moje nazwisko... wiedziałem, że to ty, ale wiedziałem też, że jesteś o wiele bezpieczniejsza u tych mugoli. Gdybym nie bał się ludzi Grindelwalda to już dawno bylibyśmy szczęśliwą rodziną. Niestety stchórzyłem. Tak mi wstyd. Wybaczysz mi kiedyś córko?
- Wybaczę - powiedziałam dławiąc się łzami. - A co z moją siostrą?
- Po niej nie ma ani śladu. Wiem, że ten twój bogin na ostatniej lekcji musiał coś oznaczać. Przyśniła ci się, a to dobry znak, przynajmniej mam taką nadzieję - To naprawdę wielki cud, że trafiłaś do Hogwartu. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Od razu cię poznałem po tych oczach. Masz je po mnie - starał się nie patrzeć na mnie,ale w końcu spojrzał. Uśmiechał się i miał zaszklone oczy. Tak to faktycznie cud.
- Ja... ja przepraszam. Nie wiedziałam, że to było dla ciebie takie ciężkie. Ty żyłeś wiedząc o tym, że zostawiłeś rodzinę, a ja o niczym nie wiedziałam. Ta przepowiednia Tiary... szlachetna rodzina, okryta hańbą... No tak, rodzina Grindelwald... Teraz wszystko pasuje! - nie wiedziałam czy mam się teraz śmiać, czy dalej płakać.
Nie chciałam już więcej wyjaśnień. Na razie tyle mi starczyło. Podeszłam do MOJEGO TATY i go przytuliłam.
- Obiecaj mi coś Felicity. Nikt oprócz nas a razie nie może wiedzieć, że jesteśmy rodziną. Pamiętaj, że ci ludzie, którzy cię adoptowali nadal będą twoimi rodzicami. Nic im nie mów, zachowuj się normalnie, tak jakby nigdy nic.
- Tato moje przyjaciółki o tym wiedzą.
- Jeśli im naprawdę ufasz to mogą wiedzieć, ale tylko one. Obiecujesz?
- Obiecuję. Aha i jeszcze jedno... kiedyś Destiny powiedziała mi, że pradziadek byłby ze mnie dumny...
- Co? - wyglądał na trochę wystraszonego.
~~~~~
*Wielka Dwudziestka Ósemka- spis wszystkich rodów czystej krwi.
Hej! Tu znowu ja! Rozdział wyszedł trochę krótko,bo znowu mi się zepsuł komputer i musiałam go pisać od nowa, w dodatku na telefonie...
Bonus, który pojawi się wieczorem będzie takim trochę dopełnieniem do rozdziału.
I nie, nie nie zbliżamy się jeszcze do końca opowiadania!
No i wszystkiego naj dla mnie xD
~NOX
wtorek, 10 listopada 2015
Przeprosiny od NOX!
Hej! Bardzo przepraszam, że nie dotrzymuje obietnic, ale mam naprawdę wiele spraw na głowie...
Nowy rozdział pojawi się NA PEWNO popołudniu :)
Oczywiście bonus również będzie ( ale to raczej wieczorem).
No to pozdrawiam i cierpliwości życzę!
~NOX
Nowy rozdział pojawi się NA PEWNO popołudniu :)
Oczywiście bonus również będzie ( ale to raczej wieczorem).
No to pozdrawiam i cierpliwości życzę!
~NOX
środa, 21 października 2015
# 14 RIDDIKULUS!
Przybywam z nowym rozdziałem!
Zapraszam na mojego bloga z miniaturkami:
miniaturkinox blogspot.com
Miłego czytania!
~~~~*****~~~~
"Dla większego dobra", "Dla większego dobra", "Dla większego dobra"... Dźwięczało mi w głowie to jedno zdanie.
- Fi... Fi!- ktoś krzyknął, a ja natychmiast otworzyłam oczy.
- C-co?- zapytałam wystraszona.
- Ile można spać? Pani Pomfrey powiedziała, że możesz już wyjść ze szpitala- ulżyło mi kiedy zobaczyłam, że to tylko Alicja.
- Przecież miałam leżeć tydzień- kiedy się podniosłam nie czułam już na głowie ciężaru opatrunku.
- Pani Pomfrey chyba wie co mówi. Przebieraj się, przy odrobinie szczęścia zdążymy jeszcze na zielarstwo. Jak znowu się spóźnię to będę miała przechlapane u taty.
- Okej. Już się przebieram. Może byś się z łaski swojej odwróciła?
- Jasne, już się odwracam. Zapomniałabym! Słyszałaś, że moja mama ma tu pracować?
- To fajnie. Czego będzie uczyła? Mam nadzieję, że zastąpi profesora Binnsa. Przynajmniej już nie będzie tak nudno na historii magii.
- Nie będzie uczyła. Pani Pomfrey od nowego semestru przechodzi na emeryturę i mama zostanie pielęgniarką.
- Jak tak dalej pójdzie to będę jej stałym gościem. Mówisz, że idzie na emeryturę? Tylko dlaczego od nowego semestru...- zapytałam wkładając spodnie.
- Nie mam pojęcia. Ale... wyobrażasz sobie? Oboje rodzice w mojej szkole... Już całkiem nie będę miała spokoju.- Alicja nadal była odwrócona, ale gdyby stała przodem pewnie zauważyłabym na jej twarzy irytację.
- Nie będzie aż tak źle. Ja to bym chciała mieć obojgu rodziców tak blisko. Tylko jest jeden problem. Nadal nie wiem kim są moi prawdziwi rodzice!- pocieszanie chyba nie idzie mi najlepiej. Przypomniałam sobie mój sen. I znowu się zamyśliłam. "Mówi ci coś tekst:Dla większego dobra?"- to chyba oznacza tylko jedną osobę... Czy Gellert Grindelwald jest, a raczej był moim pradziadkiem?
- Felicity! Znowu bujasz w obłokach? Musimy się śpieszyć.
- Okej. Chodźmy! -Alicja złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
~~~~*****~~~~
Po zielarstwie razem z Alicja, Molly, Lily i... Paulem poszliśmy pod salę z Obrony Przed Czarną Magią. Oczywiście Paul nas tylko odprowadzał. Dziewczyny chętnie z nim rozmawiały, a on z nimi. Podobało mi się to, bo częściej mogłam z nim przebywać. Och! Felicity co się z tobą dzieję!? Lubisz spędzać czas z Adamsem? Faktycznie coś tu nie tak, ale co ja na to poradzę skoro tak dobrze mi jest w jego towarzystwie? Ej tylko proszę mi tu nic nie sugerować! Nie będę taka jak Alicja, czy Lily. Mam jedenaście lat i nie zamierzam mieć chłopaka! Przynajmniej na razie. Po dzwonku weszliśmy do klasy. Oczywiście nie obyło się bez przepychanek i podstawiania "haków". Mówię tu głównie o ślizgonach. Serio! Jeszcze kilka lekcji z OPCM, a znowu trafię do skrzydła szpitalnego. Przynajmniej pani Longbottom będzie miała nad kim załamywać ręce.
Czekaliśmy cicho w ławkach na pierwsze słowa profesora Wrighta. Co lekcję patrzyłam w te jego oczy i próbowałam sobie przypomnieć skąd je znam.
- Dzień dobry. -usłyszeliśmy spokojny głos, było w nim coś niezwykłego. - Dzisiaj nauczycie się zaklęcia Riddikulus. Wie ktoś coś na temat tego zaklęcia?
Moja ręka natychmiast wystrzeliła w górę. Prawie przywaliłam Molly, która siedziała ze mną w ławce.
- Tak, panno Turner? -moje nazwisko wypowiedział już mniej energicznie i jakby... ze smutkiem?
- Zaklęcie Riddiculus to zaklęcie obronne pozwalające zmienić bogina w coś śmiesznego.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru. A kto mi powie co to takiego ten bogin? -tym razem rękę podniosła Lily.
- Tak panno Potter?
- Bogin to zjawa, która przybiera postać tego czego w danej chwili boi się osoba stojąca przed nią. Nikt nie wie jak wygląda naprawdę.
- Otóż to.Gryffindor zdobywa kolejne pięć punktów.
- Panie profesorze!
- Słucham panno Weasley.
- Moi kuzyni oraz rodzice mówili, że tego zaklęcia uczy się dopiero w trzeciej klasie.
- No cóż... czasy się zmieniają. a teraz podejdźcie tu wszyscy i ustawcie się w kolejce.
Podeszliśmy do miejsca, w którym stała mała, stara toaletka z lusterkiem i dwoma szufladkami. Ustawiliśmy się tak, jak nam kazał profesor Wright i w głuchej ciszy wpatrywaliśmy się w zakurzony mebel.
- W tej toaletce ukrył się bogin. Kiedy go wypuszczę osoba, która będzie przed nim stała podniesie różdżkę i wypowie zaklęcie Riddiculus. Powtórzmy to razem.
- RIDDIKULUS! -cała klasa krzyknęła, a nasze głosy jeszcze przez kilka sekund odbijały się echem od ścian.
- Świetnie. Zanim jednak powiecie zaklęcie wyobrazicie sobie coś zabawnego. Bogin się w to zamieni. Gotowi? No to zapraszam panie Zabini.
Ignacius Zabini podszedł do toaletki, a z niej natychmiast wyłonił się ogromny wąż. Dziwne. Ślizgon boi się węży?
- R-r-riddikulus! -krzyknął niepewnie, a wąż zamienił się w balon.
Następnie poszła Flint, po niej Stewart i jeszcze kilka innych osób. W końcu stanęło na mnie. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam w co zamieni się bogin.
-No idź Fi! -Molly popchnęła mnie w stronę bogina , a on zamienił się w... MOJĄ SIOSTRĘ! Ale nie w Charlie tylko tą dziewczynę z moich snów! W moja stronę szła teraz wysoka szatynka o brązowych, przenikliwych oczach. Nie umiałam wydusić z siebie słowa, po klasie krążyły głośne szepty, a profesor Wright stał jak słup soli i lekko otwartymi ustami i łzami w oczach. Co!? ŁZAMI? Czemu on miał by płakać? Dobra nie czas na zastanowienia.
- RIDDIKULUS!!! - w końcu wypowiedziałam formułę zaklęcia, było ono tak silne, że bogin zniknął nie zamieniając się w nic i popękały wszystkie okna. Odwróciłam się i zobaczyłam jak wszyscy zbierają się z ziemi. Co tu jest grane?
- D-dobrze zaraz będzie dzwonek możecie już iść. -powiedział pospiesznie pan profesor, a wszyscy ze strachem w oczach wybiegli z klasy zostały tylko Alicja, Lily i Molly. - Felicity ty zostań. Dziewczynki idźcie już. -to drugie skierował do moich przyjaciółek.
- Siadaj Felicity. -w jego głosie była troska. Posłusznie usiadłam w pierwszej ławce, która stała najbliżej biurka. Serce waliło mi jak młotem, nadal nie wiedziałam co się stało.
- Profesorze ja nie chciałam, nie wiedziałam, że to tak wyjdzie, że popsuję panu lekcję... -zaczęłam się tłumaczyć.
- Już dobrze. Spokojnie. Powiedz mi kim była ta dziewczyna. -no i co ja miałam powiedzieć? Uznałby mnie za jakąś wariatkę gdybym powiedziała "A to tylko taka dziewczyna, która przychodzi do mnie we śnie i gada mi o tym, że pradziadek byłby ze mnie dumny, chociaż ja chyba nawet nie mam pradziadka i, że czekała na mnie chociaż ja jej w ogóle nie znam. Jak coś to moja siostra." Już chciałam tak powiedzieć, ale się powstrzymałam.
- Ja... ona... to moja siostra. to znaczy chyba... nie wiem już sama. -to już chyba lepiej było powiedzieć tamto.
- Słucham?
Co miałam począć? Opowiedziałam mu wszystko jak leci, a on słuchał mnie bardzo uważnie, kiedy skończyłam mój monolog profesorowi poleciała jedna łza. Ja się pytam po raz kolejny. CZEMU ON PŁACZE?
~~~~*****~~~~
Po dziwnych wydarzeniach na lekcji z Obrony Przed Czarną Magią byłam tak wykończona, że po kolacji od razu poszłam spać. Dziewczyny jeszcze siedziały w pokoju wspólnym, ale ja już nie miałam siły. Gdy tylko zamknęłam oczy powrócił koszmar z przed kilku tygodni.
- TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię, nie poradzę sobie sama! -krzyczała moja "nowa siostra". I ten mężczyzna, którego nazwała tatą... Widziałam go teraz bardzo wyraźnie... Nie to nie możliwe! TO NIE MOŻE BYĆ ON!
piątek, 9 października 2015
# 13 Wypadek i siostra
Oczywiście
rozdział zacząć muszę idiotycznym wstępem, w którym opowiadam
jakie to ciekawe jest moje życie.
Chociaż
w sumie... ono ani trochę nie jest ciekawe.
Jak
zwykle będzie to tak ekscytująca informacja, że zmieni wasze
życie...
Czytał
ktoś "Pamiętnik pisany miłością"? Ja przeczytałam ją
wczoraj w (chyba) trzy godziny.
Smutna.
Piękna. Niesamowita.
Tyle o
niej powiem.
Nadal
mam przez nią "książkowego kaca".
Chociaż
i tak HP w moim sercu na zawsze.
(Mówiłam,
że ta informacja zmieni wasze życie?)
Dobra
przechodzę do rozdziału
Ps. Zapraszam do nowej zakładki "SPAM".
Polecam wam super bloga ↓
http://zyciewhogwarcieopowiesc.blogspot.com/?m=1
Ps. Zapraszam do nowej zakładki "SPAM".
Polecam wam super bloga ↓
http://zyciewhogwarcieopowiesc.blogspot.com/?m=1
~~~~*****~~~~
Wracałam do pokoju
wspólnego z rękami pełnymi butelek z kremowym piwem. Nadal byłam
zła na Alicję i zaskoczona Paulem. Ja się pytam jak?! Jakim cudem
dostał się do Hogwartu? Po tym jak Mrużka wręczyła mi piwo Paul
chciał mnie odprowadzić, ale ja mu powiedziałam, że koło wejścia
do naszego pokoju kręci się Filch. To nie była prawda, ale jakoś
nie chciałam, żeby ze mną szedł. Nagle idąc tak korytarzem i
wspominając to co działo się pięć minut temu przypomniałam sobie,
że nadal mam do zrobienia prace domową. Ciekawe, która jest
godzina. Wszyscy się pewnie bawią w najlepsze, a ja muszę nieść
te ciężkie szklane butelki. Mogłam jednak poprosić Adamsa, żeby
mi pomógł. Myślałam o "związku" Alicji i Albusa. To
nie jest normalne. Może oni nie są parą tylko najlepszymi
przyjaciółmi? W sumie to Alicja jest za młoda, tak jak Lily.
Ciekawe czy ja kiedyś znajdę chłopka. Tylko kto by mnie zechciał?
Brzydka, blada, piegowata i chuda jak patyk.
- Podaj hasło.
-powiedziała zmęczonym głosem Gruba Dama. - A tak właściwie to
co to za pora na przechadzki?
- Godryk. -powiedziałam
od niechcenia nie zwracając uwagi na dalszą część pytania. Obraz
odskoczył, a ja weszłam do przytulnego pokoju. W kominku wesoło
tańczył ogień, wszystkie zasłony były zasłonięte, a na dywanie
siedziała szóstka gryfonów i jeden ślizgon. Spora ta nasza ekipa.
Śmiali się w najlepsze, a zeszyty i książki walały się po całym
pomieszczeniu.
- Dobra. Musimy sobie
coś wyjaśnić. JA NIE CHODZĘ Z ALBUSEM! NIGDY SIĘ Z NIM NIE
CAŁOWAŁAM! I masz nam powiedzieć kim był ten chłopak.
-zaatakowała mnie Alicja od razu po wejściu do pokoju.
- No to nie mów, że
ja się całuję. Koniec z tym tematem, a ten chłopak ma na imię
Paul i znam go od... właściwie od zawsze. Był moim sąsiadem
- Paul? To ten puchon?
Jak mu tam... Adams?
- Tak. Znam go ze
świata mugoli.
~~~~*****~~~~
Była szósta
rano, a ja nie mogłam spać. To dziwne, bo wczoraj siedzieliśmy do
późna. Byłam wykończona, ale po kilku próbach zrezygnowałam z
dalszego snu. Dziewczyny spały, a ja nie miałam co robić. Usiadłam
więc na parapecie głaskając Kato, który bardzo mnie lubił. Dzisiaj
za oknem było tak pochmurno, że momentami można było pomyśleć,
że jest wieczór. Było tak ciemno, że ledwo widziałam jezioro.
Jeszcze ten deszcz pogarszał sprawę. Lubiłam taką pogodę pomimo
Słabej widoczności. Nagle przypomniało mi się nad czym pracuje
Molly. Chciałam wiedzieć, co już wie o tym śnie. Podeszłam do jej
łóżka i cicho otworzyłam jej kufer, w którym chowała wszystkie
swoje rzeczy. Może tam chowa swoje zapiski? Usiadłam na podłodze i
zaczęłam przekopywać jej kufer. Znalazła tam mój naszyjnik,
ubrania, książki, ale nigdzie nie było żadnych papierów. Może
w szufladzie coś chowa? Podeszłam cicho do szafki nocnej, o mały
włos nie zrzuciłam zdjęcia otwierając szufladę. Przez chwilę
popatrzyłam na nie i wzięłam je do ręki. Sama się do siebie
uśmiechnęłam. Przedstawiało całe młode pokolenie Potter'ów
i Weasley'ów. Byli tam: Molly z siostrą, Lily z braćmi, Victoire,
Dominique i Louis, Roxanne i Fred, Rose i Hugo i nawet Teddy Lupin.
Odłożyłam je i zajrzałam do szuflady. Wyciągnęłam z niej
brudną i pognieciona kartkę z zeszytu. Molly musiała nad nią
codziennie siedzieć (sądząc po jej stanie). To musiało być to.
Czytając ostatnie, dwie linijki zamarłam nie było już nic. Tylko
ciemność. Na koniec poczułam jeszcze okropny ból.
~~~~*****~~~~
Ciemność,
ciemność i ciemność. O proszę! Światło! Światło, coraz więcej
tego światła... doszłam do wniosku, że otwieram oczy. Leżałam w
łóżku pod nieskazitelnie białą kołdrą. Chciałam podnieść
głowę i zobaczyć dokładnie gdzie jestem, ale moja głowa była
tak ciężka, że nie dałam rady.Próbowałam przypomnieć sobie co
ja tu robię. Prawdopodobnie byłam teraz w skrzydle szpitalnym.
Ostatnie co pamiętam to potworny ból i nic więcej. Z zamyślenia
wyrwał mnie nienaturalnie zimny głos. Najdziwniejsze było to, że
należał on do Molly Weasley.
- Brawo! Nasza królewna
nareszcie się obudziła! -krzyknęła tak, że aż podskoczyłam.
- Co ja tu robię?
- Leżysz. -powiedziała
obrażona.
- Molly! Ona jest
jeszcze w szoku. Odpuść jej. -ofuknęła kuzynkę Lily.
- Ojejku, dobra. Nie
trzeba było mi grzebać w rzeczach.
- Odpowie mi ktoś!?
-krzyknęłam w końcu zdenerwowana na przyjaciółki.
- Zemdlałaś i
rozwaliłaś sobie głowę. -powiedziała spokojnie Lily. Molly nadal
siedziała nadąsana, ale ja nie wiedziałam o co jej chodziło.
- Tak! A wiesz o co
rozwaliłaś sobie głowę? O moją szufladę, która NIE WIEDZIEĆ
DLACZEGO była otwarta. Trzymałaś w ręce moje zapiski. TAJNE
zapiski.
- Czyli to jednak nie
był sen. To znaczy, że to jednak są...
- Tak. Tak
przypuszczam, a jak ja coś przypuszczam to zazwyczaj wszystko się
zgadza. Dlatego właśnie poprosiłam cię o to żebyś poprosiła
rodziców o to zdjęcie. Jedno głupie zdjęcie i byłoby po sprawie,
ale ty mi o jeszcze nie dałaś!
- Może dlatego, że mi
go nie przysłali? Myślisz, że ich nie prosiłam? Poproszę ich jak
przyjadę na święta do domu.
- No dobra. Nie
chciałam żebyś się o tym dowiedziała w taki sposób, ale sama o
tym zadecydowałaś.
- Jeszcze raz
przepraszam. z resztą sama mogłam się domyślić, wystarczyło
połączyć fakty. Ale skoro ta kobieta jest.... To kim jest moja...
- nie umiałam wydusić z siebie tych słów. To nadal mnie
przerażało.
- Spokojnie Fi. Jeszcze
nie mamy potwierdzenia. -powiedziała uspokajająco Molly.
- sama mówiłaś, że
jak ty coś przypuszczasz to, to się sprawdza i...
- Okej, powiecie mi o
co chodzi? Chyba nie jestem w temacie.- powiedziała zdezorientowana
Lily.
- Dowiesz się w swoim
czasie. a tak zmieniając temat, to gdzie Alicja?
- Ja chcę wiedzieć
teraz.
- Gdzie Alicja?- Molly
nie dawała za wygraną.
- Powiedz!
- To ty mi powiedz
gdzie ona jest.
- Nie o to mi chodzi
Weasley! I tak się dowiem co knujecie. No dobra, Alicja jest na
zielarstwie. Powiedziała, że przyjdzie jak tylko skończy, bo nie
chce opuszczać lekcji jej taty.- Lily się poddała.
W ciągu kilku
godzin zdążyli mnie odwiedzić: James, Al i Scorpius, Rose i Hugo,
a Alicja, Lily i Molly przychodziły do mnie co przerwę. Był nawet
Hagrid, który bardzo się o mnie martwił. To bardzo miłe, ale
miałam już trochę dosyć. Głowa mnie strasznie bolała, a inni
jeszcze pogarszali sprawę. Dzień dobiegł końca, a ja mogłam
nareszcie odpocząć. Mogłam, ale tego nie zrobiłam, bo ktoś mi
przeszkodził. O godzinie 22:00 w drzwiach skrzydła szpitalnego
stanął nie kto inny jak Paul Adams.
- Paul! Co tu robisz?
Jak tu wszedłeś?
- Pani Pomfrey
zapomniała zamknąć drzwi. Podobno godzinę temu poleciała na
zjazd Uzdrowicieli do Hogsmeade więc przyszedłem.
- To bardzo miłe i w
ogóle, ale...
- Felicity. Ja dalej
czuję się winny za wszystko co ci powiedziałem, za wszystkie
rzeczy, które sprawiły ci przykrość.- powiedział siadając na
sąsiednim łóżku. Widziałam w jego błękitnych oczach ból i
poczucie winy. Z jednej strony chciałam go wyprosić, żeby móc
odpocząć, a z drugiej strony nie umiałam nic takiego powiedzieć.
- No już dobrze. Wiem,
ze jestem brzydka i nawet rozumiem, że nie umiałeś się
powstrzymać od głupich komentarzy na mój temat.- powiedziałam ze
śmiechem próbując się podnieść. Niestety byłam bezsilna.
-
Nie to nie tak... -próbował zaprzeczyć. To bardzo dziwne, że Paul
tak nagle się nawrócił.
-
Niech ci będzie. Posłuchaj nie chcę być nie miła, czy coś, ale
jestem bardzo zmęczona no i głowa mnie boli. Przyjdź jutro to
pogadamy.
-
Jasne. -powiedział trochę zawiedziony i wyszedł, a ja mogłam
spokojnie spać.
- Czekałam na
ciebie -powiedziała brązowooka dziewczyna, która już kiedyś
widziałam.
- Kim jesteś? Skąd
mnie znasz? -pytam się trochę wystraszona.
- Nie pamiętasz mnie?
Nie pamiętasz własnej siostry?
- Siostry? Przecież
Charlie jest moją... no tak zapomniałam. Więc Molly miała rację?
Jesteście moją rodziną?
- "Jesteśmy"?
- Ty i ta kobieta,
która umarła. Pamiętasz? Trzymałaś mnie wtedy na rękach.
Płakałaś. To znaczy wygląda na to, że to byłam ja.
- Och, chodzi ci o
mamę? Tak bardzo za nią tęsknie. A ty?
- Nie znałam jej.
Dopiero wczoraj dowiedziałam się, że byłam jej córką.
-powiedziałam ze łzami w oczach. - Możesz mi chociaż powiedzieć
jak znalazłam się w mugolskiej rodzinie? I co co chodziło z
przepowiednią "Mugolaczka, a jednak ze szlachetnej rodziny
okrytej hańbą..."
- Dziadek byłby z
ciebie taki dumny... zaszłaś już tak daleko.
- Dziadek?
- Właściwie to
pradziadek. Ale czy to jakaś różnica? -zastanowiła się chwilę i
dodała -Mówi ci coś tekst "Dla większego dobra"?
~~~~***~~~~
Rozdział
trochę
chaotyczny,ale chyba nie najgorszy? Nie wiem. Ostatnio nic mi nie
wychodzi...
wtorek, 29 września 2015
Info
Hej! Czasami będze blokowała bloga na jakiś czas więc jeśli pisze wam, że blog został usunięty to spróbójcie wejść na niego za jakąś godzinę/dwie. Raczej będe informowała o blokadzie na Fan Page'u bloga <KLIK>. Jeśli tylko będzie aktywny blog proszę o komentowanie ostatniego rozdziału <KLIK>.
Za pare dni wszystko już powinno być dobrze.
Za pare dni wszystko już powinno być dobrze.
poniedziałek, 28 września 2015
# 12 Niespodziewane spotkanie
Przepraszam, że przez cały tydzień nic nie dodałam, ale nie miałam siły i chęci ponieważ byłam chora. Miałam siłę tylko na czytanie i spanie. Przy okazji przeczytałam fajnego bloga (zakończonego) o Drastorii. Autorka zrobiła w swoim opowiadaniu więcej błędów niż ja xD Ale naprawdę dobrze się czyta. *fanka pairingów należących do kanonu*
Proszę was o oddanie głosu w ankiecie, którą znajdziecie po lewej stronie szablonu.
Ale przynudzam... dobra po tak nudnym wstępie zapraszam do czytania ;)
~~~~*****~~~~
- Dziewczyny! Alicja! Molly! Lily! -biegłam teraz przez błonia w stronę jeziora, potykając się co chwilę o własne nogi.
- Co ci jest? Aż tak biec to nie musiałaś. -powiedziała Lily kiedy zobaczyła jak jestem zmachana.
- Znalazłam coś. -wreszcie mogłam usiąść i złapać oddech, ale jakoś nie potrafiłam. To podniecenie było tak silne, że nie umiałam wyrównać tego oddechu. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik.
- Ładny. -skomentowała Alicja.
- Nie! To znaczy tak, ładny, ale nie o to mi chodzi. To ten naszyjnik, który mi się śnił. To on miał chronić tę małą dziewczynkę.
- Naprawdę?! -krzyknęły jednocześnie. Ja nie wiem to jakaś telepatia, czy co? Może to rodzinne? Prawie cały czas mówią jednocześnie.
- Tak. -Molly od razu wyrwała mi go z ręki.
- Piękny... dobra, teraz fakty.
1. Umierająca mama i jej córka z dzieckiem na rękach.
- Molly! Już to przecież przerabiałyśmy z sześć razy! -oburzyłam się.
- Cicho... myślę. Na czym to ja... aha.
2. Ojciec, który zostawia je same.
3. Dziewczyna zostawia dziecko przed jakimiś drzwiami i daje jej TEN NASZYJNIK.
4. Tiara przydziału gada ci o tym, że pochodzisz z jakiejś tam szlachetnej rodziny itd.
5. Skoro to wszystko to tylko jeden sen, to musi być jakieś powiązanie między tą przepowiednią, a tymi ludźmi.
- Jakbyśmy nie wiedziały! Molly! Ile razy jeszcze to powtórzysz? Słyszymy to codziennie... -teraz wkurzyła się też Alicja.
- Felicity... poproś rodziców żeby wysłali ci twoje zdjęcie jak byłaś niemowlakiem i zapytaj się skąd mają ten naszyjnik. Dostałas go na urodziny prawda? Kiedyś coś o nim wspominałaś. -powiedziała po chwili namysłu, w ogóle nie zwracając uwagi na krzyki Alicji. W jej głosie dało się słyszeć podekscytowanie.
- Jasne, mogę się zapytać, ale... po co na Merlina ci to zdjęcie?
- Zobaczysz. -poderwała się i zaczęła biec w stronę zamku.
- Rozwiąże tę zagadkę! A to, to sobie pożyczę! -krzyknęła odwracając się na chwilę, ale nie przerywając biegu i pokazując nam naszyjnik.
- Wiecie co? Ja jej już naprawdę nie rozumiem.
~~~~*****~~~~
Zima zbliżała się wielkimi krokami. Była połowa listopada, a mrozy były tak siarczyste jak w styczniu. Strach pomyśleć co będzie w grudniu. Właściwie nic się nie zmieniło, no może oprócz tego, że Molly nie była już taka wesoła i gadatliwa jak zwykle. Cały czas chodziła zamyślona, a przerwy spędzała w bibliotece. czasem wydawało mi się, że to przeze mnie. No bo w końcu to miało związek z tymi moimi chorymi wizjami, snami i przepowiedniami. Już się w tym wszystkim pogubiłam. Wolałam spędzać czas z przyjaciółmi niż przejmować się takim czymś. Faktycznie to było ważne, ale nie posuwałam się ani kroku dalej. Rodzice mi nie odpisali. Czekałam na odpowiedź ponad miesiąc i w końcu straciłam nadzieję. A najdziwniejsze jest to, że nie odpowiedzieli tylko na ten jeden list. Pisali do mnie często, ale nie na ten temat.Trochę tak jakby go w ogóle nie przeczytali. Jestem pewna, że go dostali, bo gdyby nie, to Venus by nie wróciła.
Jadłyśmy właśnie śniadanie. Miałam nakładać sobie na talerz tosta, kiedy zobaczyłam Molly wchodzącą do Wielkiej Sali. Rzadko widywałyśmy ją na posiłkach. Raczej spotykałyśmy ją w dormitorium i na lekcjach.
- I jak? Rodzice ci odpowiedzieli? -zapytała.
- Jeszcze nie. Wątpię czy w ogóle odpowiedzą. -odpowiedziałam ze znudzeniem. Codziennie zadawała mi to pytanie.
- Kurczę! nawet nie wiecie jak blisko jestem rozwiązania tego czegoś. Właściwie to ja już mam rozwiązanie, ale nie zdradzę wam go dopóki nie dostanę dowodów. Poza tym to są tylko moje domysły.
- Powiedz. Tu przecież chodzi o mnie. -powiedziałam z zaciekawieniem.
- Ej! A my to co, jesteśmy tylko sąsiadkami?!* Nam też na tym zależy. Jesteśmy twoimi przyjaciółkami, czy nie?
- No tak, jesteście. -powiedziałam ze śmiechem. To dziwne, że wspomniały o tych sąsiadkach. Z czymś mi się to skojarzyło.
- Nie ma mowy. Powiedziałam już coś na ten temat. Najpierw dowody.
- Ale z ciebie zrzęda Weasley.
- Kto to mówi Potter?
~~~~*****~~~~
Po lekcjach jak zwykle siedzieliśmy w pokoju wspólnym odrabiając prace domowe na jutro.
- Ej przydałoby się trochę kremowego na otrzeźwienie umysłu. -powiedział James załamując ręce nad stertą pergaminów.
- Tak, masz racje. Jakoś nam to chyba dzisiaj nie idzie... no to czyja dzisiaj kolej? -zapytał Albus. - Ej, Hugo! Trzepnij ich tam! -dodał po chwili.
- Już się robi! -zawołał Hugo salutując jak żołnierz i nachylił się nad oparciem kanapy żeby przerwać Lily i Scorpiusowi w... no właśnie. Nikt nie wiedział co oni robili za tą kanapą.
- E! Gołąbeczki! Nie za dobrze wam tam jest? -krzyknął trzepiąc ich po głowach.
- Ała! Co jest!? -zapytał rozeźlony Scorpius.
- Lepiej zostaw moją siostrę. Stary wiesz, że cie lubię, no ale bez przesady! Ciesz się, że jakoś pomogliśmy ci wejść do naszego pokoju. To cud, że Gruba Dama dała się nabrać.
- Dobra, fajnie. A wracając do piwa, to dzisiaj idzie Felicity.- powiedział szybko, żeby tylko zmienić temat.
Oderwałam na chwilę oczy od podręcznika do zaklęć i spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaków. Nie chciało mi się iść do kuchni, no ale obowiązek to obowiązek. Już tłumacze o co chodzi. Więc tak, mamy taką tradycje, że chodzimy na zmianę do kuchni po potrzebne nam rzeczy np. piwo, sok dyniowy, albo jedzenie. No i tak się składa, że dzisiaj moja kolej (niestety).
- Pójdę, ale tylko wtedy jak dacie mi Mapę Huncwotów, bo nie chcę się znowu natknąć na Panią Norris, albo na Filcha. Z trudem mu wtedy uciekłam.
- Dobrze, dobrze. Łap! -rzucił mi mapę.
- Szkoda, że tata kazał nam odesłać pelerynę. Był strasznie wkurzony. -powiedziała Lily zza kanapy.
- Dziwisz się Lily? Akurat mieli wyruszać na misję. Ta peleryna była im potrzebna, a nasz najmądrzejszy i wszechwiedzący brat musiał ja ukraść.
Skierowałam się w stronę wyjścia i za plecami usłyszałam jak Scorpius tłumaczy się Albusowi i Jamesowi.
- Jak coś to ja tylko pomagałem Lily w odrobieniu zadania.
- Jasne... lepiej uważaj, bo jak dalej będziesz tak robił to cie nie wpuścimy do naszego pokoju wspólnego. -powiedział z przekąsem James.
- Co ja takiego zrobiłem!?
~~~~*****~~~~
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Szłam powoli żeby się nie potknąć patrząc na Mapę Huncwotów. Nagle mój wzrok przykuła kropka z imieniem i nazwiskiem- Paul Adams. Stanęłam jak słup soli wpatrując się jak idiotka w tę małą kropeczkę. Po chwili dotarło do mnie to, co zobaczyłam. Paul (jeśli to rzeczywiście był Paul) stał dokładnie na przeciwko wejścia do kuchni i rozmawiał z jakimś skrzatem domowym. zaczęłam szybko biec w tamtą stronę nie patrząc już pod nogi i nie uważając na Filcha. Dobiegłam, a on cały czas tam stał. Popatrzył się na mnie z otwartymi ustami.
- F-Felicity? To ty?
- Adams?! Co ty do cholery tutaj robisz! Dlaczego nie słyszałam twojego nazwiska na Ceremonii Przydziału?
- Nie wiem, wtedy wyglądałaś na zamyśloną. Może po prostu nie słuchałaś? Ja twoje nazwisko słyszałem dokładnie, ale jakoś nie chciałem do ciebie podchodzić, bo pomyślałem sobie, że po tym wszystkim co ci zrobiłem, nie chcesz mnie już znać...
- Co ty gadasz? Przeprosiłeś mnie wtedy. Wybaczyłam ci i po sprawie, Należysz do Hufflepuffu? -zapytałam się patrząc na jego krawat.
- No, a ty do Gryffindoru. Mamy razem zielarstwo.
- Boże! Jak ja mogłam nie zwrócić na ciebie uwagi! Tyle razy profesor Longbottom wymawiał twoje nazwisko, a ja nie pomyślałam, że to ty! Od prawie trzech miesięcy mam z tobą lekcje... jaka ja jestem głupia. Nigdy na ciebie nie popatrzyłam.
- Nie jesteś głupia!- odrzekł prawie obrażonym tonem.
- Okeej... to wcale nie było dziwne... - powiedziałam zdziwiona.
- Zmieniłeś się. Jakim cudem?
- Sam nie wiem.- szczera odpowiedź. Nagle usłyszałam jak z mojej kieszeni wydobywa się czyjś głos. No tak zapomniałam o lusterku dwukierunkowym. Albus i James je stworzyli na podstawie odłamków lusterka od Syriusza, które miał ich ojciec.
-Ej! Fi co ty tam robisz? Poszłaś szukać nowych znajomości czy po piwo?- to była Alicja.
- Czekaj chwilę! Spotkałam kogoś.
- Słuchajcie! Ona kogoś spotkała!- krzyknęła a ja usłyszałam w tle krzyki: GORZKO! GORZKO!
- Bije ci na głowę? To mój znajomy! Ogarnijcie się z tym całowaniem. To, że ty cały czas to robisz z Albusem, nie oznacza, że ja też muszę! Zaraz będę. Aha i to równie dobrze mogła być dziewczyna.- chowając przyrząd usłyszałam śmiechy. Ma za swoje.
Paul patrzył na mnie zmieszany. Co miałam mu powiedzieć? To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Jakim cudem on się dostał do Hogwartu!?
~~~~*****~~~~
*Podobnie powiedzieli Fred i George (Gred i Forge xD) w książce Harry Potter i Zakon Feniksa. Pewnie pamiętacie ;)
/* [*]
Oczywiście znowu mi się usunął rozdział i musiałam pisać od nowa... nienawidzę mojego komputera -.- Wcześniej opowiadanie było na trzy strony, a teraz jest na dwie i pół ;___;
To jest skrócona wersja ponieważ nie potrafiłam napisac takk samo jak przedtem.
~NOX
Proszę was o oddanie głosu w ankiecie, którą znajdziecie po lewej stronie szablonu.
Ale przynudzam... dobra po tak nudnym wstępie zapraszam do czytania ;)
~~~~*****~~~~
- Dziewczyny! Alicja! Molly! Lily! -biegłam teraz przez błonia w stronę jeziora, potykając się co chwilę o własne nogi.
- Co ci jest? Aż tak biec to nie musiałaś. -powiedziała Lily kiedy zobaczyła jak jestem zmachana.
- Znalazłam coś. -wreszcie mogłam usiąść i złapać oddech, ale jakoś nie potrafiłam. To podniecenie było tak silne, że nie umiałam wyrównać tego oddechu. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik.
- Ładny. -skomentowała Alicja.
- Nie! To znaczy tak, ładny, ale nie o to mi chodzi. To ten naszyjnik, który mi się śnił. To on miał chronić tę małą dziewczynkę.
- Naprawdę?! -krzyknęły jednocześnie. Ja nie wiem to jakaś telepatia, czy co? Może to rodzinne? Prawie cały czas mówią jednocześnie.
- Tak. -Molly od razu wyrwała mi go z ręki.
- Piękny... dobra, teraz fakty.
1. Umierająca mama i jej córka z dzieckiem na rękach.
- Molly! Już to przecież przerabiałyśmy z sześć razy! -oburzyłam się.
- Cicho... myślę. Na czym to ja... aha.
2. Ojciec, który zostawia je same.
3. Dziewczyna zostawia dziecko przed jakimiś drzwiami i daje jej TEN NASZYJNIK.
4. Tiara przydziału gada ci o tym, że pochodzisz z jakiejś tam szlachetnej rodziny itd.
5. Skoro to wszystko to tylko jeden sen, to musi być jakieś powiązanie między tą przepowiednią, a tymi ludźmi.
- Jakbyśmy nie wiedziały! Molly! Ile razy jeszcze to powtórzysz? Słyszymy to codziennie... -teraz wkurzyła się też Alicja.
- Felicity... poproś rodziców żeby wysłali ci twoje zdjęcie jak byłaś niemowlakiem i zapytaj się skąd mają ten naszyjnik. Dostałas go na urodziny prawda? Kiedyś coś o nim wspominałaś. -powiedziała po chwili namysłu, w ogóle nie zwracając uwagi na krzyki Alicji. W jej głosie dało się słyszeć podekscytowanie.
- Jasne, mogę się zapytać, ale... po co na Merlina ci to zdjęcie?
- Zobaczysz. -poderwała się i zaczęła biec w stronę zamku.
- Rozwiąże tę zagadkę! A to, to sobie pożyczę! -krzyknęła odwracając się na chwilę, ale nie przerywając biegu i pokazując nam naszyjnik.
- Wiecie co? Ja jej już naprawdę nie rozumiem.
~~~~*****~~~~
Zima zbliżała się wielkimi krokami. Była połowa listopada, a mrozy były tak siarczyste jak w styczniu. Strach pomyśleć co będzie w grudniu. Właściwie nic się nie zmieniło, no może oprócz tego, że Molly nie była już taka wesoła i gadatliwa jak zwykle. Cały czas chodziła zamyślona, a przerwy spędzała w bibliotece. czasem wydawało mi się, że to przeze mnie. No bo w końcu to miało związek z tymi moimi chorymi wizjami, snami i przepowiedniami. Już się w tym wszystkim pogubiłam. Wolałam spędzać czas z przyjaciółmi niż przejmować się takim czymś. Faktycznie to było ważne, ale nie posuwałam się ani kroku dalej. Rodzice mi nie odpisali. Czekałam na odpowiedź ponad miesiąc i w końcu straciłam nadzieję. A najdziwniejsze jest to, że nie odpowiedzieli tylko na ten jeden list. Pisali do mnie często, ale nie na ten temat.Trochę tak jakby go w ogóle nie przeczytali. Jestem pewna, że go dostali, bo gdyby nie, to Venus by nie wróciła.
Jadłyśmy właśnie śniadanie. Miałam nakładać sobie na talerz tosta, kiedy zobaczyłam Molly wchodzącą do Wielkiej Sali. Rzadko widywałyśmy ją na posiłkach. Raczej spotykałyśmy ją w dormitorium i na lekcjach.
- I jak? Rodzice ci odpowiedzieli? -zapytała.
- Jeszcze nie. Wątpię czy w ogóle odpowiedzą. -odpowiedziałam ze znudzeniem. Codziennie zadawała mi to pytanie.
- Kurczę! nawet nie wiecie jak blisko jestem rozwiązania tego czegoś. Właściwie to ja już mam rozwiązanie, ale nie zdradzę wam go dopóki nie dostanę dowodów. Poza tym to są tylko moje domysły.
- Powiedz. Tu przecież chodzi o mnie. -powiedziałam z zaciekawieniem.
- Ej! A my to co, jesteśmy tylko sąsiadkami?!* Nam też na tym zależy. Jesteśmy twoimi przyjaciółkami, czy nie?
- No tak, jesteście. -powiedziałam ze śmiechem. To dziwne, że wspomniały o tych sąsiadkach. Z czymś mi się to skojarzyło.
- Nie ma mowy. Powiedziałam już coś na ten temat. Najpierw dowody.
- Ale z ciebie zrzęda Weasley.
- Kto to mówi Potter?
~~~~*****~~~~
Po lekcjach jak zwykle siedzieliśmy w pokoju wspólnym odrabiając prace domowe na jutro.
- Ej przydałoby się trochę kremowego na otrzeźwienie umysłu. -powiedział James załamując ręce nad stertą pergaminów.
- Tak, masz racje. Jakoś nam to chyba dzisiaj nie idzie... no to czyja dzisiaj kolej? -zapytał Albus. - Ej, Hugo! Trzepnij ich tam! -dodał po chwili.
- Już się robi! -zawołał Hugo salutując jak żołnierz i nachylił się nad oparciem kanapy żeby przerwać Lily i Scorpiusowi w... no właśnie. Nikt nie wiedział co oni robili za tą kanapą.
- E! Gołąbeczki! Nie za dobrze wam tam jest? -krzyknął trzepiąc ich po głowach.
- Ała! Co jest!? -zapytał rozeźlony Scorpius.
- Lepiej zostaw moją siostrę. Stary wiesz, że cie lubię, no ale bez przesady! Ciesz się, że jakoś pomogliśmy ci wejść do naszego pokoju. To cud, że Gruba Dama dała się nabrać.
- Dobra, fajnie. A wracając do piwa, to dzisiaj idzie Felicity.- powiedział szybko, żeby tylko zmienić temat.
Oderwałam na chwilę oczy od podręcznika do zaklęć i spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaków. Nie chciało mi się iść do kuchni, no ale obowiązek to obowiązek. Już tłumacze o co chodzi. Więc tak, mamy taką tradycje, że chodzimy na zmianę do kuchni po potrzebne nam rzeczy np. piwo, sok dyniowy, albo jedzenie. No i tak się składa, że dzisiaj moja kolej (niestety).
- Pójdę, ale tylko wtedy jak dacie mi Mapę Huncwotów, bo nie chcę się znowu natknąć na Panią Norris, albo na Filcha. Z trudem mu wtedy uciekłam.
- Dobrze, dobrze. Łap! -rzucił mi mapę.
- Szkoda, że tata kazał nam odesłać pelerynę. Był strasznie wkurzony. -powiedziała Lily zza kanapy.
- Dziwisz się Lily? Akurat mieli wyruszać na misję. Ta peleryna była im potrzebna, a nasz najmądrzejszy i wszechwiedzący brat musiał ja ukraść.
Skierowałam się w stronę wyjścia i za plecami usłyszałam jak Scorpius tłumaczy się Albusowi i Jamesowi.
- Jak coś to ja tylko pomagałem Lily w odrobieniu zadania.
- Jasne... lepiej uważaj, bo jak dalej będziesz tak robił to cie nie wpuścimy do naszego pokoju wspólnego. -powiedział z przekąsem James.
- Co ja takiego zrobiłem!?
~~~~*****~~~~
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Szłam powoli żeby się nie potknąć patrząc na Mapę Huncwotów. Nagle mój wzrok przykuła kropka z imieniem i nazwiskiem- Paul Adams. Stanęłam jak słup soli wpatrując się jak idiotka w tę małą kropeczkę. Po chwili dotarło do mnie to, co zobaczyłam. Paul (jeśli to rzeczywiście był Paul) stał dokładnie na przeciwko wejścia do kuchni i rozmawiał z jakimś skrzatem domowym. zaczęłam szybko biec w tamtą stronę nie patrząc już pod nogi i nie uważając na Filcha. Dobiegłam, a on cały czas tam stał. Popatrzył się na mnie z otwartymi ustami.
- F-Felicity? To ty?
- Adams?! Co ty do cholery tutaj robisz! Dlaczego nie słyszałam twojego nazwiska na Ceremonii Przydziału?
- Nie wiem, wtedy wyglądałaś na zamyśloną. Może po prostu nie słuchałaś? Ja twoje nazwisko słyszałem dokładnie, ale jakoś nie chciałem do ciebie podchodzić, bo pomyślałem sobie, że po tym wszystkim co ci zrobiłem, nie chcesz mnie już znać...
- Co ty gadasz? Przeprosiłeś mnie wtedy. Wybaczyłam ci i po sprawie, Należysz do Hufflepuffu? -zapytałam się patrząc na jego krawat.
- No, a ty do Gryffindoru. Mamy razem zielarstwo.
- Boże! Jak ja mogłam nie zwrócić na ciebie uwagi! Tyle razy profesor Longbottom wymawiał twoje nazwisko, a ja nie pomyślałam, że to ty! Od prawie trzech miesięcy mam z tobą lekcje... jaka ja jestem głupia. Nigdy na ciebie nie popatrzyłam.
- Nie jesteś głupia!- odrzekł prawie obrażonym tonem.
- Okeej... to wcale nie było dziwne... - powiedziałam zdziwiona.
- Zmieniłeś się. Jakim cudem?
- Sam nie wiem.- szczera odpowiedź. Nagle usłyszałam jak z mojej kieszeni wydobywa się czyjś głos. No tak zapomniałam o lusterku dwukierunkowym. Albus i James je stworzyli na podstawie odłamków lusterka od Syriusza, które miał ich ojciec.
-Ej! Fi co ty tam robisz? Poszłaś szukać nowych znajomości czy po piwo?- to była Alicja.
- Czekaj chwilę! Spotkałam kogoś.
- Słuchajcie! Ona kogoś spotkała!- krzyknęła a ja usłyszałam w tle krzyki: GORZKO! GORZKO!
- Bije ci na głowę? To mój znajomy! Ogarnijcie się z tym całowaniem. To, że ty cały czas to robisz z Albusem, nie oznacza, że ja też muszę! Zaraz będę. Aha i to równie dobrze mogła być dziewczyna.- chowając przyrząd usłyszałam śmiechy. Ma za swoje.
Paul patrzył na mnie zmieszany. Co miałam mu powiedzieć? To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Jakim cudem on się dostał do Hogwartu!?
~~~~*****~~~~
*Podobnie powiedzieli Fred i George (Gred i Forge xD) w książce Harry Potter i Zakon Feniksa. Pewnie pamiętacie ;)
/* [*]
Oczywiście znowu mi się usunął rozdział i musiałam pisać od nowa... nienawidzę mojego komputera -.- Wcześniej opowiadanie było na trzy strony, a teraz jest na dwie i pół ;___;
To jest skrócona wersja ponieważ nie potrafiłam napisac takk samo jak przedtem.
~NOX
poniedziałek, 21 września 2015
#11 Pare spraw do wyjaśnienia
Przekonaliście mnie do pisania w czasie przeszłym, więc proszę ;)
No i bardzo wam dziękuje za tyle pozytywnych komentarzy ^.^
Tylko jedna minuta dzieliła nas od dzwonka na pierwszą lekcję z OPCM. Każdy chciał bliżej poznać nowego profesora. Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli się przepychać żeby tylko stanąć najbliżej drzwi i po wejściu do klasy zająć najlepsze miejsca. Czekaliśmy w ciszy pięć minut i w końcu przyszedł. Wysoki czarnowłosy mężczyzna. Miał może z czterdzieści lat. Jego duże zielone oczy przenikały nas, jakby chciał zapamiętać wszystkich uczniów na raz w kilka sekund. Zatrzymały się na na mnie o ułamek sekundy dłużej. To spojrzenie. Tak bardzo mi znajome. Ale skąd?
Bez słowa otworzył drzwi do klasy, a wszyscy równocześnie zaczęli wchodzić. Było nawet czterech uczniów obok siebie ,nie mieszczących się już w drzwiach. Z trudem weszłam do klasy, Molly dała mi znać ręką żebym usiadła obok niej.
- Dzień dobry. Jestem profesor Wright i będę uczył was Obrony Przed Czarną Magią. W tym roku nauczycie się jak bronić się przed prostymi zaklęciami takimi jak: Expeliarmus, czy Drętwota, a także nauczycie się je rzucać. Moi poprzednicy, których z resztą było bardzo wiele, przekładali walkę z magicznymi stworzeniami do starszych klas. Ja wolę was tego nauczyć już w pierwszej klasie ponieważ wiem co was czeka. Stoczycie walkę z boginami, uwolnicie się od druzgotków i oprzecie się pokusie podejścia do zwodnika. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pracowało i nie będzie zbytnio kłopotów. Mówił bardzo niskim, męskim głosem. Na większości lekcji, kiedy nauczyciele opowiadali o tym co będziemy robić na zajęciach większość zasypiała lub zajmowała się innymi ciekawszymi rzeczami, jak na przykład puszczanie oczek do chłopaków, czy rozmawianie o tym co się zje na obiad (mam tu na myśli Lily i Alicję). Teraz wszyscy siedzieli i patrzyli w skupieniu na profesora Wrighta.
Po lekcjach wszyscy siedzieliśmy w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, inaczej mówiąc trochę plotek, trochę gadania o pracach domowych i w końcu padło na profesora Wrighta.
- Rany! Już lubię tego naszego nauczyciela z OPCM. Nauczymy się więcej no i od razu widać, że facetowi zależy na naszej edukacji. - powiedział Hugo.
- Stary! Od kiedy ty tak mądrze gadasz? "Edukacji", nie wiedziałem w ogóle, że znasz takie słowo. - wtrącił się do rozmowy James, który właśnie zrzucał nogi Molly z kanapy, żeby zrobić sobie miejsce.
- Ej! -oburzyła się Molly.
- Emm... braciszku...
- Co?
- Yhym... masz odciśniętą szminkę na całej twarzy. -powiedziała Lily nie mogąc powstrzymać śmiechu. Po chwili wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, ale nas w tej chwili obchodziła tylko twarz Jamesa. Chłopak trochę się zmieszał, ale starał się zachować obojętną twarz, co wyglądało jeszcze bardziej komicznie.
- Co, całowało się z Finnigan?
- Co!? Skąd wiesz, że to Darcy?
- Wiesz, mam jeszcze jednego brata. I tak się składa, że on was widział, no i nam powiedział, że chodzisz z Darcy Finnigan. - Al, który nadal naśmiewał się z Jamesa razem z Alicją spojrzał na Lily takim wzrokiem jakby chciał powiedzieć "Już nie żyjesz".
Lily się speszyła, chociaż nie zamierzała tego pokazać.
- Tak? W takim razie ja sobie pogadam z tym twoim bratem. - powiedział przez zęby rozeźlony James.
- Dobra, dobra. Najpierw to sobie zetrzyj tę szminkę z twarzy- odezwał się w końcu Albus.
- Wracając do tematu Wrighta. Słyszeliście jak mówił, że wie co nas czeka, co nie? Ciekawe co i skąd on to wie. -widocznie Hugo miał już dosyć tej kłótni.
Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale faktycznie, to było dziwne. Mówiąc to popatrzył się na mnie. Tak, teraz sobie przypominam.
- Wtedy kiedy to mówił, to tak jakby mówił do mnie. -powiedziałam mimowolnie.
- Co? -zapytali wszyscy jednocześnie, a było ich tak dużo (James, Albus, Alicja, Lily, Molly, Hugo, Rose), że chyba cały pokój wspólny to słyszał.
Brawo Felicity! Po co to mówiłaś? Teraz musisz odpowiedzieć, i po co ci to było?
Zamknij się.
Dobra, jak chcesz.
Nie ma to jak gadać sama do siebie.
- No... jak mówił, że wie co nas niby czeka to, to wyglądało jakby mówił do mnie. -ile razy mam to jeszcze powtarzać?
Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- Czemu się tak na mnie patrzycie? Mówiłam wam, że skądś go znam, a on zna mnie. Poznałam to po tym jak na mnie popatrzył.
- Wiesz co Fi? On ma oczy identyczne jak ty. - stwierdziła po chwili namysłu Alicja. Tak, Fi to moje przezwisko. Dziwne, ale co mam zrobić? Wszyscy już tak do mnie mówią.
- No tak! Oczy! Poznałam go po oczach. widziałam je już gdzieś.
- No wiadomo, przecież codziennie patrzysz do lustra. -dodała oczywistym tonem Rose.
- Eh, nie! Jeszcze gdzieś je widziałam! Hmm... już wiem. Sen.
- Sen? -i znowu wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. James zastygnął z ręką na policzku (chciał zmyć sobie szminkę), Molly niechcący tak ścisnęła swojego kota, że aż cały się najeżył i jak najszybciej uciekł od wyrodnej pani i przytulił się do mnie.
- Spokojnie. Zaraz wam opowiem. -zaczęłam opowiadać o dziwnej dziewczynie z dzieckiem na rękach, o tym jak krzyczała, że nie chce być sama, o umierającej kobiecie i tajemniczym naszyjniku.
***
W piątek po lekcjach Molly wzięła sprawę w swoje ręce. Siedziałyśmy w bibliotece i słuchałyśmy długich, monotonnych wypowiedzi panny Weasley. Co minutę się powtarzała więc po prostu ja i Lily przestałyśmy jej słuchać.
- To jeszcze raz. Opisz dokładnie tę dziewczynę, która trzymała dziecko na rękach. -zarządała.
- Miała z szesnaście lat, brązowooka, czarne włosy. -powtórzyłam to po raz piąty znudzonym głosem.
- Co mówiła? Dokładnie!
- "Mamo nie! Nie zostawiaj nas samych! Nie odchodź! Proszę."
- Aha! Czyli ta blondynka była jej matką! -powiedziała triumfalnie Ruda.
- Nie! Naprawdę? Skąd to wiesz? -powiedziałam z ironią.
- Nie marudź. Teraz opisz tę "umierającą kobietę", która jest MAMĄ brązowookiej.
- Ugh... przed chwilą sama ją opisałaś. Blondynka, zielone oczy, takie jak moje i profesora Wrighta.
- Dobra. Przejdźmy do tego "zamazanego faceta".
- Był zamazany. Co więcej mam ci o nim powiedzieć?
- Ta dziewczyna powiedziała do niego tato?
- No.
- Czyli, że to był...
- Tak, tak! Wiemy to był jej ojciec! -krzyknęła rozeźlona Lily.
- Co wy tu robicie! Won mi stąd ale już! Bo was poszczuję upiorogackiem, no już! To jest biblioteka!!! -podeszła, a raczej podbiegła do nas bardzo, bardzo stara, pomarszczona kobieta - pani Pince.
Byłyśmy zmuszone wybiec z biblioteki, ku uciesze mojej i Lily. Molly była bardzo zawiedziona, ale obiecała mi, że na pewno rozwiąże tę zagadkę.
- Ja kiedyś pokażę tej starej, głupiej babie. Ona MNIE straszy upiorogackiem? Pff... najwyraźniej nie zna mojej mamy, ona to by jej pokazała... -Lily najwyraźniej za bardzo poniosły emocję.
***
Razem z Alicją, Molly i Lily ustaliłyśmy, ze każdy weekend będziemy spędzać nad jeziorem. Dzisiaj był wyjątkowo chłodny dzień, jak na listopad przystało.
- Kurczę! Idę szybko po bluzę do dormitorium, czekajcie na mnie w Sali Wejściowej.
- Okej, tylko szybko, bo wygląda na to, że będzie potem padać.
- Dobra, dobra. -pobiegłam szybko na górę. Plan był taki: wpadam do dormitorium, łapię w biegu bluzę i zbiegam do Sali Wejściowej. Mój genialnie opracowany plan powiódł by się, gdyby nie mój głupi kufer. Biegnąc po bluzę potknęłam się o niego i upadłam, w złości kopnęłam go z całej siły, aż się przewrócił.
- Aaaa! -krzyknęłam rozzłoszczona i zaczęłam chować rzeczy z powrotem do kufra. Chowałam już mój podręcznik do Transmutacji i coś nagle przykuło moja uwagę. Na podłodze pomiędzy pustym opakowaniem po czekoladowych żabach, a pogniecioną, stara praca domową leżał piękny ozdobny naszyjnik. Był wysadzany bursztynami i szmaragdami. Musiał mi wypaść z plecaka. To przecież łańcuszek, który dostałam na urodziny od rodziców. Całkiem o nim zapomniałam. I dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ten naszyjnik to coś więcej niż prezent urodzinowy. To naszyjnik, który widziałam w śnie.
Przepraszam za to, że mój tekst jest w takim dziwnym układzie, ale byłam zmuszona pisać na telefonie więc, no...
Jutro jeśli mi się uda poprawię to :)
~NOX
poniedziałek, 14 września 2015
# 10 Tajemniczy nauczyciel | Miłość rośnie wokół nas
W tym rozdziale pomieszałam trochę czasy no, ale myślę, że to nie przeszkodzi wam w czytaniu. Muszę się jeszcze zastanowić w jakim czasie najlepiej mi się pisze, więc bądźcie wyrozumiali ;) Ten rozdział dedykuję tym, którzy komentują każdy mój rozdział nawet jak jest beznadziejny.
- To jest chore. - stwierdziła po chwili Alicja. Przecież on ma 13 lat, a ona dopiero 11! Przecież to jest dziwne, że 13-latek "zarywa" do 11-latki.
Dosiada się do nas Albus, a ja widzę rumieńce kwitnące na policzkach Alicji.
- Hej! Widziałyście ich? TO.JEST.DZIWNE. - powiedział do nas wskazując na parę, a Alicja natychmiast odpowiedziała.
- Nooo... i to jeszcze jak dziwne, Właśnie mówiłam o tym Felicity. Co nie? - mówiła tak szybko i tak rozmarzonym głosem, że prawie jej nie rozumiałam.
- Eee... no tak, mówiłaś.
- Wiecie co? Nie mogę na to patrzeć to jest obleśne. Idę stąd. - zanim jednak wstał z tęsknotą w oczach popatrzył się na Alicje.Dziewczyna westchnęła w oczywisty sposób. Ona się zakochała w Albusie, a on w niej. Mówią, że to dziwne, a sami tak się zachowują.
- Alicjo ty go kochasz.
- Co? Wcale, że nie! Dobrze wiesz, że nie pochwalam takich związków!
- A on kocha ciebie - nie przerwałam mojej mowy.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
Kłóciłyśmy się tak dobre pięć minut. Między nami na kanapie usiadła Molly razem z Rose.
- Dziewczyny! Rose zgodziła się zostawić na chwilę swoje koleżanki i pójść z nami do Hagrida! - krzyknęła z entuzjazmem Molly.
- No tak! Zapomniałam, że umówiliśmy się z Hagridem, szybko trzeba zawołać wszystkich. Ja pójdę poszukać Albusa i Jamesa - powiedziała uradowana Alicja i po sekundzie już jej nie było.
- Świetnie. Ja zrobię coś z tymi gołąbeczkami.
- Felicity nie widziałaś może mojego ukochanego braciszka? - spytała się mnie Rose.
- Nie. Ostatnio widziałam go na transmutacji.
Po odnalezieniu wszystkich Potter'ów i Weasley'ów ruszyliśmy przez błonia w stronę chatki Hagrida. Na początku nie wiedziałam, ze jestem zaproszona, ale Molly powiedziała, że beze mnie nigdzie się nie ruszy. Fajnie jest mieć przyjaciół. Dopiero teraz wiem jak to jest, a przynajmniej tak mi się wydaję, bo nikt nigdy mnie nie lubił.
- Siemanko dzieciaki!- ale żem się za wami stęsknił. O! Jest i Felicity! Wchodźcie i siadajcie zaraz wam zrobię herbatę. - powitał nas półolbrzym. Weszliśmy do jego chatki i rozsiedliśmy się. Nie było miejsca na tyle osób więc ja i Lily usiadłyśmy na podłodze opierając się o nogi od stołu. Od razu powitał nas stary Brytan Hagrida- Kieł. Zsiwiał i jeszce bardziej się pomarszczył, ale nadal był piękny.
- No to jak wam mija pierwszy dzień w szkole? Wszystko w porząsiu?- spytał się Hagrid nalewając nam herbaty.
- No, nie jest najgorzej.- powiedział Hugo.
- Hagridzie, wiesz może kim jest nowy nauczyciel z Obrony Przed Czarną Magią?- zapytała Lily z zaciekawieniem.
- Jasne, że wiem! To jest...- już chciał nam odpowiedzieć, ale nagle urwał. -O nie! Nie dam się na to nabrać nic nie mogę wam powiedzieć. Przysiągłem to pani dyrektor. Poza tym wiele lat temu kiedy żył Dumbledore obiecałem, że będę dotrzymywał obietnic, które złożyłem profesorom.- powiedział i zaszkliły mu się oczy.
- Czyli to musi być ktoś bardzo ważny.- powiedziałam, a Hagrid popatrzył na mnie ze strachem.
- Eeem... więc... no ten... no to miło, że wpadliście, ale ja muszę przygotować się do następnej lekcji. No zmykajcie.
- Ale Hagridzie! Dopiero co przyszliśmy!- zbulwersowała się Rose.
- Może przyjdziecie jeszcze jutro? Wieczorem wam pasuje?
- No dobrze, będziemy wieczorem.
Wyszliśmy od Hagrida trochę zaskoczeni. Dlaczego Hagrid nie chciał nam powiedzieć nic o tym całym profesorze Wright.
- Słuchajcie. Ja znam skądś tego nauczyciela. Kiedy Hagrid chciał nam o nim powiedzieć dziwnie się na mnie patrzył, a kiedy powiedziałam, że go znam to trochę się wystraszył.
- Czemu ci nauczyciele nigdy nie są normalni? Tata mi opowiedział o wszystkich. Większość z nich to czubki.- powiedział James. - Gdybyście widzieli tego rok temu co nie Alu?
- Alu!? James mówiłem ci żebyś tak do mnie nie mówił! Czy ja wyglądam jak dziewczyna?- wkurzył się Albus.
- Pozwól braciszku, że tego nie skomentuje. Ale tak nawiasem mówiąc to jeszcze trochę zapuścisz włosy i upodobnisz się do Alicji.- powiedział ze śmiechem.
Zaczęliśmy się śmiać, a Alicja spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Al posłał jej spojrzenie mówiące "wiesz jaki on jest".
Po wyjściu od Hagrida posiedzieliśmy trochę nad jeziorem więc gdy wróciliśmy do zamku było już bardzo późno więc od razu położyłyśmy się do łóżek. Ja i Alicja nie mogłyśmy spać więc poruszyłam temat, który rozpoczęłyśmy wcześniej.
- Czy Albus nie jest twoim kuzynem? Przecież to dziwne, że zakochałaś się w swoim kuzynie... -nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Po pierwsze: ja go nie kocham, po drugie: nie nie jesteśmy kuzynami, a to że mówię na jego rodziców ciocia i wujek to nic nie oznacza.
- No ale twój tata jest ojcem chrzestnym Albusa, co nie?
- Tak,ale nie łączą nas więzy krwi więc tak jakby nie jesteśmy rodziną.
- Dobra. Niech ci będzie. Dobranoc.- wreszcie dałam jej spokój,a po chwili przeniosłam się do krainy snów.
"Mugoalczka, a jednak ze szlachetnej rodziny okrytej hańbą."
"Czeka cię wiele przygód. Wiem to."
"GRYFFINDOR!"
"Mamo nie! Nie zostawiaj nas samych! Nie odchodź! Proszę."
"I co ja mam z tobą zrobić? Będę tęsknić kochanie. Kiedyś się zobaczymy."
"TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię. Nie poradzę sobie sama"
"Ten naszyjnik będzie cię chronił maleńka. Do widzenia."
Obudziłam się gwałtownie. Byłam cała spocona. Co to było? Powoli analizowałam ten dziwny sen.
Ceremonia przydziału i ta przepowiednia- tak to pamiętam.
Tiara wybiera dla mnie dom- to również pamiętam.
A te dziwne postacie? Czy to wspomnienia, czy to tylko obrazy, które sama stworzyłam w mojej głowie? To była dziewczyna z małym dzieckiem na rękach. Miała ciemne włosy. Klęczała nad umierającą kobietą o blond włosach. Później mężczyzna. Nie widziałam go dokładnie jego twarz była zamglona. Dziewczyna zostawia dziecko pod drzwiami. Ale jakie to drzwi? Dokąd prowadzą? Naszyjnik. Naszyjnik? Co to za naszyjnik. Co oznacza? Kogo ma chronić? Tyle tych pytań, a tylko jeden sen.
Próbowałam znowu zasnąć, ale nie potrafiłam. Klęknęłam na łóżku, odsłoniłam powoli kotary i wyjrzałam przez okno, na którym siedziała Venus. Frank cicho pohukiwał w swojej klatce, Arnold popiskiwał przez sen, a Kato rozwalił się na dywaniku przy łóżku Molly i mruczał. Byłam tylko ja i zwierzęta. Co się ze mną dzieję? To niby tylko sen, a jednak... czułam jak waliło mi serce. Myślałam, że wybuchnę z tego podniecenia. "Czeka cię wiele przygód. Wiem to." Tak ja też to wiedziałam. Nie wiem skąd, ale po prostu to czułam. Tak musi być.
Rano znowu przyszło mi obudzić moje towarzyszki. W dormitorium, jak i w pokoju wspólnym dało się wyczuć podekscytowanie. Nikt nie mógł się doczekać pierwszych zajęć z obrony przed czarną magią z "tajemniczym profesorem". W tym i ja.
******
Tak. Jak zwykle rozdział jest za krótki. Ja po prostu nie potrafię "długo" pisać, ale wydaję mi się, że nie jest najgorszy ;)
********************************************************************
Pierwszy dzień lekcji nie był najgorszy. Eliksirów uczy nas profesor Horacy Slughorn, wciąż nie mogę uwierzyć, że on nadal uczy! On chyba dożyje wieku Dumbledore'a. Ślizgoni, jak to ślizgoni. Cały czas nam dokuczali, a szczególnie Stanley Nott, Stanley Nott- ślizgon w moim wieku, potomek Teodora Notta i największy wróg Scorpiusa Malfoya oraz Jamesa i Albusa Potter'ów (tak mi powiedziała Lily). Zielarstwo z puchonami było bardzo fajne. Poznałam Neville'a Longbottoma! A raczej profesora Longbottoma. Pan profesor jest bardzo fajny. Widać, że ma duże doświadczenie w tym czego naucza (w końcu z zielarstwa miał zawsze W). Jest bardzo miły i umie wszystko obrócić w żart. Pani dyrektor uczy nas transmutacji. Dyrektorka jest bardzo surowa, ale już po pierwszej lekcji widać, że bardzo dobrze uczy. Teraz mamy cały dzień wolny , bo jeszcze nic nam nie zadali. Siedzimy w pokoju wspólnym i patrzymy jak Scorpius próbuje poderwać Lily. Ona oczywiście udaje nie dostępną.- To jest chore. - stwierdziła po chwili Alicja. Przecież on ma 13 lat, a ona dopiero 11! Przecież to jest dziwne, że 13-latek "zarywa" do 11-latki.
Dosiada się do nas Albus, a ja widzę rumieńce kwitnące na policzkach Alicji.
- Hej! Widziałyście ich? TO.JEST.DZIWNE. - powiedział do nas wskazując na parę, a Alicja natychmiast odpowiedziała.
- Nooo... i to jeszcze jak dziwne, Właśnie mówiłam o tym Felicity. Co nie? - mówiła tak szybko i tak rozmarzonym głosem, że prawie jej nie rozumiałam.
- Eee... no tak, mówiłaś.
- Wiecie co? Nie mogę na to patrzeć to jest obleśne. Idę stąd. - zanim jednak wstał z tęsknotą w oczach popatrzył się na Alicje.Dziewczyna westchnęła w oczywisty sposób. Ona się zakochała w Albusie, a on w niej. Mówią, że to dziwne, a sami tak się zachowują.
- Alicjo ty go kochasz.
- Co? Wcale, że nie! Dobrze wiesz, że nie pochwalam takich związków!
- A on kocha ciebie - nie przerwałam mojej mowy.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
Kłóciłyśmy się tak dobre pięć minut. Między nami na kanapie usiadła Molly razem z Rose.
- Dziewczyny! Rose zgodziła się zostawić na chwilę swoje koleżanki i pójść z nami do Hagrida! - krzyknęła z entuzjazmem Molly.
- No tak! Zapomniałam, że umówiliśmy się z Hagridem, szybko trzeba zawołać wszystkich. Ja pójdę poszukać Albusa i Jamesa - powiedziała uradowana Alicja i po sekundzie już jej nie było.
- Świetnie. Ja zrobię coś z tymi gołąbeczkami.
- Felicity nie widziałaś może mojego ukochanego braciszka? - spytała się mnie Rose.
- Nie. Ostatnio widziałam go na transmutacji.
Po odnalezieniu wszystkich Potter'ów i Weasley'ów ruszyliśmy przez błonia w stronę chatki Hagrida. Na początku nie wiedziałam, ze jestem zaproszona, ale Molly powiedziała, że beze mnie nigdzie się nie ruszy. Fajnie jest mieć przyjaciół. Dopiero teraz wiem jak to jest, a przynajmniej tak mi się wydaję, bo nikt nigdy mnie nie lubił.
- Siemanko dzieciaki!- ale żem się za wami stęsknił. O! Jest i Felicity! Wchodźcie i siadajcie zaraz wam zrobię herbatę. - powitał nas półolbrzym. Weszliśmy do jego chatki i rozsiedliśmy się. Nie było miejsca na tyle osób więc ja i Lily usiadłyśmy na podłodze opierając się o nogi od stołu. Od razu powitał nas stary Brytan Hagrida- Kieł. Zsiwiał i jeszce bardziej się pomarszczył, ale nadal był piękny.
- No to jak wam mija pierwszy dzień w szkole? Wszystko w porząsiu?- spytał się Hagrid nalewając nam herbaty.
- No, nie jest najgorzej.- powiedział Hugo.
- Hagridzie, wiesz może kim jest nowy nauczyciel z Obrony Przed Czarną Magią?- zapytała Lily z zaciekawieniem.
- Jasne, że wiem! To jest...- już chciał nam odpowiedzieć, ale nagle urwał. -O nie! Nie dam się na to nabrać nic nie mogę wam powiedzieć. Przysiągłem to pani dyrektor. Poza tym wiele lat temu kiedy żył Dumbledore obiecałem, że będę dotrzymywał obietnic, które złożyłem profesorom.- powiedział i zaszkliły mu się oczy.
- Czyli to musi być ktoś bardzo ważny.- powiedziałam, a Hagrid popatrzył na mnie ze strachem.
- Eeem... więc... no ten... no to miło, że wpadliście, ale ja muszę przygotować się do następnej lekcji. No zmykajcie.
- Ale Hagridzie! Dopiero co przyszliśmy!- zbulwersowała się Rose.
- Może przyjdziecie jeszcze jutro? Wieczorem wam pasuje?
- No dobrze, będziemy wieczorem.
Wyszliśmy od Hagrida trochę zaskoczeni. Dlaczego Hagrid nie chciał nam powiedzieć nic o tym całym profesorze Wright.
- Słuchajcie. Ja znam skądś tego nauczyciela. Kiedy Hagrid chciał nam o nim powiedzieć dziwnie się na mnie patrzył, a kiedy powiedziałam, że go znam to trochę się wystraszył.
- Czemu ci nauczyciele nigdy nie są normalni? Tata mi opowiedział o wszystkich. Większość z nich to czubki.- powiedział James. - Gdybyście widzieli tego rok temu co nie Alu?
- Alu!? James mówiłem ci żebyś tak do mnie nie mówił! Czy ja wyglądam jak dziewczyna?- wkurzył się Albus.
- Pozwól braciszku, że tego nie skomentuje. Ale tak nawiasem mówiąc to jeszcze trochę zapuścisz włosy i upodobnisz się do Alicji.- powiedział ze śmiechem.
Zaczęliśmy się śmiać, a Alicja spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Al posłał jej spojrzenie mówiące "wiesz jaki on jest".
Po wyjściu od Hagrida posiedzieliśmy trochę nad jeziorem więc gdy wróciliśmy do zamku było już bardzo późno więc od razu położyłyśmy się do łóżek. Ja i Alicja nie mogłyśmy spać więc poruszyłam temat, który rozpoczęłyśmy wcześniej.
- Czy Albus nie jest twoim kuzynem? Przecież to dziwne, że zakochałaś się w swoim kuzynie... -nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Po pierwsze: ja go nie kocham, po drugie: nie nie jesteśmy kuzynami, a to że mówię na jego rodziców ciocia i wujek to nic nie oznacza.
- No ale twój tata jest ojcem chrzestnym Albusa, co nie?
- Tak,ale nie łączą nas więzy krwi więc tak jakby nie jesteśmy rodziną.
- Dobra. Niech ci będzie. Dobranoc.- wreszcie dałam jej spokój,a po chwili przeniosłam się do krainy snów.
"Mugoalczka, a jednak ze szlachetnej rodziny okrytej hańbą."
"Czeka cię wiele przygód. Wiem to."
"GRYFFINDOR!"
"Mamo nie! Nie zostawiaj nas samych! Nie odchodź! Proszę."
"I co ja mam z tobą zrobić? Będę tęsknić kochanie. Kiedyś się zobaczymy."
"TATO! Dlaczego? Dlaczego nam to robisz?! Potrzebuję cię. Nie poradzę sobie sama"
"Ten naszyjnik będzie cię chronił maleńka. Do widzenia."
Obudziłam się gwałtownie. Byłam cała spocona. Co to było? Powoli analizowałam ten dziwny sen.
Ceremonia przydziału i ta przepowiednia- tak to pamiętam.
Tiara wybiera dla mnie dom- to również pamiętam.
A te dziwne postacie? Czy to wspomnienia, czy to tylko obrazy, które sama stworzyłam w mojej głowie? To była dziewczyna z małym dzieckiem na rękach. Miała ciemne włosy. Klęczała nad umierającą kobietą o blond włosach. Później mężczyzna. Nie widziałam go dokładnie jego twarz była zamglona. Dziewczyna zostawia dziecko pod drzwiami. Ale jakie to drzwi? Dokąd prowadzą? Naszyjnik. Naszyjnik? Co to za naszyjnik. Co oznacza? Kogo ma chronić? Tyle tych pytań, a tylko jeden sen.
Próbowałam znowu zasnąć, ale nie potrafiłam. Klęknęłam na łóżku, odsłoniłam powoli kotary i wyjrzałam przez okno, na którym siedziała Venus. Frank cicho pohukiwał w swojej klatce, Arnold popiskiwał przez sen, a Kato rozwalił się na dywaniku przy łóżku Molly i mruczał. Byłam tylko ja i zwierzęta. Co się ze mną dzieję? To niby tylko sen, a jednak... czułam jak waliło mi serce. Myślałam, że wybuchnę z tego podniecenia. "Czeka cię wiele przygód. Wiem to." Tak ja też to wiedziałam. Nie wiem skąd, ale po prostu to czułam. Tak musi być.
Rano znowu przyszło mi obudzić moje towarzyszki. W dormitorium, jak i w pokoju wspólnym dało się wyczuć podekscytowanie. Nikt nie mógł się doczekać pierwszych zajęć z obrony przed czarną magią z "tajemniczym profesorem". W tym i ja.
******
Tak. Jak zwykle rozdział jest za krótki. Ja po prostu nie potrafię "długo" pisać, ale wydaję mi się, że nie jest najgorszy ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)